Luksusowe sedany są wypierane przez luksusowe SUVy, a Lexus LS jest najnowszą ofiarą tego trendu.
Segment luksusowych sedanów wypierany jest przez podobnej klasy SUVy – podobnie z resztą jak wszystkie inne segmenty łącznie z hatchbackami, a nawet autami sportowymi. Wydawać by się jednak mogło, że chociaż ten jeden, najwyższy segment limuzyn zostanie z nami na zawsze. Nie ma przecież nic bardziej prestiżowego i dystyngowanego jak poważny sedan w rodzaju S-Klasy, prawda?
Otóż – nieprawda. Nawet szefowie spółek i prezesi zaczęli przesiadać się do wyżej osadzonych SUVów. Obecnie nie tylko zapewniają one podobny komfort, ale również pokazują, że idzie się z duchem czasów, zamiast kurczowo trzymać się tradycji.
Ten trend efektywnie zabił Lexusa LS
Lexus właśnie wycofał swój flagowy model z dwóch rynków: amerykańskiego i europejskiego. Trochę mnie to nie dziwi, bo jego udział w rynku był… homeopatyczny. W Polsce w zeszłym roku rozeszło się 95 sztuk Lexusa LS. Rozeszłoby się 96 gdyby było mnie na to auto stać, ale to i tak nie poprawiłoby generalnego bilansu. A pamiętajmy, że to Polska jest największym dla Lexusa rynkiem w Europie – a mimo to LS się nie sprzedaje i srogo przegrywa z rywalami pokroju Mercedesa S-Klasy, BMW Serii 7 czy nawet Audi A8.
Podobnie z resztą jest w Ameryce, gdzie LS nie tylko musi radzić sobie z europejską konkurencją, ale też z samochodami dostępnymi tylko w USA jak Genesis G90 czy nawet Lucid Air. Nie mówię już nawet o całej masie luksusowych SUVów, które od lat amerykanie traktują na równi, jeśli nie powyżej luksusowych limuzyn. Modele takie jak Cadillac Escalade czy Lincoln Navigator od lat są symbolem amerykańskiego luksusu.
Upadek Lexusa LS jest dość szokujący...
…szczególnie przy tym czym ten samochód był w roku 1989. W momencie swojego debiutu Lexus LS wyznaczał standardy. Pojawił się znikąd i z marszu zaorał konkurencję. Był tańszy, lepiej zbudowany, bardziej niezawodny i nowoczesny niż cokolwiek co w tym momencie miało BMW, Mercedes już nie mówiąc o Cadillacu i Lincolnie.
Po prostu totalna miazga. Wystarczy przytoczyć reklamę tego auta, w której na masce ustawiona jest piramida kieliszków i podczas rozpędzenia auta na hamowni do 250km/h owe kieliszki nie spadają. Jeszcze bardziej niesamowity jest fakt, że ten eksperyment można powtórzyć dziś i nadal jest wysoka szansa powodzenia.
Druga generacja była bezpośrednim rozwinięciem pierwszej. Nadal fenomenalny wóz, ale jeszcze bardziej dopracowany, mocniejszy i co do zasady – po prostu lepszy.
Trzecia generacja była skokiem w nowoczesność. Produkowany od roku 2000 Lexus LS był bardziej obły i można było zobaczyć pierwsze eksperymenty z wizerunkiem flagowej limuzyny japońskiej marki. Design stał się bardziej charakterystyczny i w końcu już pierwszego rzutu okiem było widać, że to Lexus, a nie generyczny sedan.
Już rzucając okiem na linie nadwozia Lexusa LS generacji czwartej widać, że Lexus zrozumiał o co tak naprawdę chodzi w limuzynach najwyższej klasy. Pozbyto się wąskich, nieco wyłupiastych reflektorów, a także dodano więcej opcji personalizacji. W tej generacji po raz pierwszy można było zamówić Lexusa LS w długiej wersji nadwoziowej, a także mieliśmy wybór pomiędzy RWD i AWD oraz mogliśmy wybierać między wolnossącym V8, a V8 z dodatkiem hybrydy. Co ciekawe hybrydowe V8 nosiło nazwę LS 600h – jak dla mnie to brzmi jak pstryczek w nos Mercedesa i jego flagowej limuzyny S 600.
Generacja piąta to w mojej opinii najlepszy flagowiec ze wszystkich marek premium. Tak, lubię S-Klasę, ale nie wygląda już tak monumentalnie jak W140. BMW Serii 7 wygląda kontrowersyjnie. Audi A8… byłoby na szczycie gdyby nie LS. Uwielbiam to jak ten samochód wygląda, a wnętrze również w mojej opinii jest ciekawsze niż to co prezentuje konkurencja. Nawet jeśli to pierwsza generacja flagowego Lexusa bez V8 pod maską to wciąż uważam, że to prawdopodobnie najlepszy reprezentant tego modelu.
Sprawa się jednak rypła, klienci nie polubili się z nowym Lexusem LS i… przestali go kupować na rzecz bardziej nowoczesnej konkurencji. A wiadomo, że gdy model się nie sprzedaje to trzeba go wycofać. Nawet jeśli to flagowy model i de facto był tym na czym od samego początku budowano markę.
Lexus już myśli nad nowym flagowcem
Po wycofaniu ze sprzedaży największej limuzyny Lexus siedzi i kombinuje co z tym faktem zrobić. Wiadomo, że robienie kolejnego Lexusa LS według tego samego pomysłu jest bez sensu. Obecny się nie sprzedawał i kolejnego prawdopodobnie czeka ten sam los. Więc jak rozwiązać ten problem? Cóż – zrobienie SUVa odpada, bo Lexus już ma flagowy model w tym segmencie i jest to oparty o Land Cruisera LX. Swoją drogą Land Cruiser też jest całkiem luksusowy, ale Lexus LX pozycjonowany jest jednak oczko wyżej.
Prostym wyjściem z zaistniałej sytuacji jest po prostu olanie tego segmentu i nie posiadanie w nim żadnego modelu. Ale to bez sensu – marka luksusowa bez prawdziwie luksusowego modelu to nie jest najlepsza strategia marketingowa.
No więc Lexus ma plan zrobić dokładnie to samo co zrobili w roku 1989 gdy wprowadzali pierwszą generację LSa. To znaczy: wywrócić rynek luksusowych samochodów do góry nogami. Pokazać, że da się inaczej i lepiej niż konkurencja.
Na ostatnich targach w Tokio Lexus pokazał trzy pomysły jak zamierzają wskrzesić flagowy model LS. Przy okazji warto dodać, że od tego momentu zmienia się znaczenie liter LS i nie znaczy to już „Luxury Sedan”, a raczej „Luxury Space”. To tak piszę, żebyście się nie zdziwili.
Pomysł 1: Lexus LS Coupe
Skoro wszystko staje się SUVem, to dlaczego LS nie może? Powiecie, że przecież LX istnieje i bez sensu jest tworzyć wewnętrzną konkurencję. Ale co gdyby… Lexus LS był SUVem coupe? Ha, no właśnie! LX to typowy SUV – zbudowany na ramie z mocnym silnikiem benzynowym i luksusowym wnętrzem. Lexus LS Coupe natomiast to SUV Coupe o awangardowej stylizacji i mniejszym skupieniu na praktycznych aspektach nadwozia SUV. Linia dachu opada gwałtownie tuż za głowami pasażerów, a tylna klapa jest… cóż, wystarczy napisać, że jakaś jest, bo nie nazwałbym tego szczytem praktyczności.
Wnętrze mieści cztery osoby i jest typowe dla konceptów. Wydumane, minimalistyczne i z wieloma dziwnymi rozwiązaniami. Bardzo podobają mi się widoczne gołym okiem nawiązania do kultury i sztuki japońskiej. Wnętrze jest oszczędne, pełne drewna i przypomina nieco ogród japoński.
Pomysł 2: Lexus LS Micro
Wiecie co najbardziej uprzykrza życie właścicielom luksusowych limuzyn? Brak miejsc do parkowania. W centrum często jest problem zaparkować kompaktem, a wyobraźcie sobie teraz, że poruszacie się samochodem, który ma ponad 5 metrów długości. Brzmi jak koszmar, prawda?
Wiadomo przecież, że przeznaczanie czasu na godzinną jazdę dookoła punktu docelowego nie jest ani luksusowe, ani prestiżowe. Już pomijając fakt, że prezesi i właściciele spółek nie mają czasu na takie duperele i po prostu nie opłaca im się jeździć w kółko.
Pomysł 3: Lexus LS Van
Od lat powtarzam, że idealnym nadwoziem dla samochodu luksusowego jest jest van. Ale niekoniecznie coś w rodzaju Volkswagena Transportera. Bardziej coś jak… Nie wiem – Renualt Avantime, ale bardziej luksusowe. I oczywiście 5-drzwiowe.
W Japonii zrozumieli to już dawno i tam prezesi i szefowie często jeżdżą Vanami właśnie. Modele takie jak Toyota Alphard/Vellfire, Lexus LM, Nissan Elgrand, Volvo EM90 lub Mercedes V-klasa to wyznaczniki statusu. To nie znaczy oczywiście, że klasyczne limuzyny całkowicie wypadły z rynku ale na rynkach azjatyckich to właśnie vany cieszą się niesamowitą z europejskiego punktu widzenia popularnością.
W ten trend zamierza wejść Lexus ze swoim nowym, flagowym LSem. Ale ma to być faktycznie samochód, który wywróci zasady gry do góry nogami. Flagowy Lexus ma mieć 3 osie, wyjątkowo awangardową stylistykę i wnętrze wyglądające jak modernistyczny salon. Warto zaznaczyć, że koła w dwóch tylnych osiach będą mniejsze niż te w przedniej. Niektórzy mogą pomyśleć o 6 kołowym bolidzie F1 Tyrellu P34, ale to nie będzie właściwe skojarzenie – nie chodzi wszak o trakcję ani aerodynamikę. Właściwym skojarzeniem jest… oryginalne Mini. Mniejsze koła w osi tylnej pozwalają lepiej zagospodarować miejsce w kabinie by pasażerowie mogli mieć jeszcze więcej przestrzeni dla siebie – podobnie jak to miało miejsce w oryginalnych Mini – dlatego miało 10-calowe koła.
Ta, zdecydowanie najbardziej kontrowersyjna wizja flagowego Lexusa jest moją ulubioną. I nie chodzi wcale o to, że wygląda jak coś żywcem wyjęte z Cyberpunka 2077… no dobra, może trochę o to chodzi. Ale po prostu podoba mi się idea zrobienia czegoś innego. Czegoś, czego nikt inny nie zrobił. Przełamania status quo.
Czy którykolwiek z tych pomysłów wejdzie do produkcji?
Hm. Na usta – czy też raczej palce – rzuca mi się słowo “NIE”. Cała trójka wygląda absolutnie nierealnie. Jak coś z rzeczywistości równoległej, w której sztuczna inteligencja wymknęła się spod kontroli… hm, tak właśnie narodziło się uniwersum Cyberpunka 2077…
Chciałbym jednak wierzyć, że prawdziwą odpowiedzią na pytanie zadane w nagłówku jest “być może”. Lexus musi eksperymentować. Musi zrobić coś. Marka zajmująca tę pozycję na rynku nie może utrzymywać się z SUVów i sedanów z przednim napędem. Musi mieć coś wyjątkowego. Samochód halo. Coś pokroju R8 gamie Audi. I tak Lexus ma zaprezentować następcę LFA. Ale czy to faktycznie jest to, co ma reprezentować Lexusa? Markę, której głównym wyróżnikiem jest komfort, a nie sport? Nie jestem pewien. Dlatego liczę, że nowy Lexus LS to będzie coś świeżego. Nowego. Wyjątkowego.
A co będzie z S-klasą i Serią 7?
Oba z tych modeli nadal sprzedają się dobrze, a nowe wersje napędowe oraz mnogość opcji dostępnych do zamówienia przyprawia o zawrót głowy – a klienci to lubią. Nawet jeśli uważasz, że nowe BMW 7 jest paskudne (to nieprawda) to musisz zrozumieć, że wielu klientów właśnie tego oczekuje. W sensie, nie że brzydkiego auta, raczej samochodu charakterystycznego, takiego, którego nie da się pomylić z niczym innym, a przy tym zapewnia ponadprzeciętny komfort i luksus. O największego sedana BMW nie musimy się martwić.
Gorzej z S-Klasą. Największy z sedanów Mercedesa przeżywa ostatnio ciężkie chwile. Albo inaczej. Elektryczna wersja największego sedana Mercedesa przeżywa ciężkie chwile. EQS powstał jako elektryczny ekwiwalent “S’ki” i zupełnie się nie przyjął. Spalinowa wersja jednak nie narzeka na spadek popularności. Mercedes więc siedzi i kombinuje żeby połączyć spalinową i elektryczną S-klasę w jeden samochód i nie bawić się już w żadne EQSy. O S-klasę bym się więc nie martwił skoro Mercedes już pracuje nad kolejną generacją.
O Audi A8 celowo nie wspominam, bo chociaż jest moją ulubioną niemiecką limuzyną to sytuacja wygląda jednoznacznie – czyli tak, jakby Audi postawiło kreske na tym modelu. Wielka szkoda.
Czy nowy Lexus LS wpłynie na sytuację rynkową?
Zważywszy, że Lexus już oferuje minivana – czyli model LM – a konkurencja jakoś nie kombinuje jak szybko konkurować z nowym bytem to nie sądzę. Podobnie będzie jeśli nowy LS będzie SUVem Coupe – wszystkie marki już coś takiego mają i kolejny model o takim nadwoziu nikogo nie wzruszy. A Micro LS? To w mojej opinii właściwie tylko wymysł projektantów i ma najmniejszą szansę na trafienie do produkcji. Szczególnie, że w mojej opinii podzieliłby los Smarta, który nigdy nie sprzedawał się jak ciepłe bułeczki. A Micro LS ma jeszcze dodatkowo problem bycia pojazdem jednomiejscowym.
Dopóki nie okaże się, że faktycznie nowy flagowy Lexus zdobędzie szaloną popularność to nie sądzę by konkurencja jakkolwiek martwiła się japońskim flagowcem. Ot, Toyota eksperymentuje, a że robi to w najwyższym segmencie rynku? Tym lepiej dla Mercedesa i BMW, konkurencja sama się wykrusza.
