Mówi się, że Saaby to takie śmieszne Ople. Być może, ale czy wiedzieliście, że to także śmieszne Cadillaki?
Saab to marka, o której większość entuzjastów (i nie tylko) ma coś do powiedzenia. Jedni mówią, że Saab to tylko śmieszne Ople i nic więcej, inni z kolei pieją peany nad tym, jak to każdy kierowca Saaba to pilot myśliwca i Night Panel to świetne rozwiązanie. My wiemy tylko tyle, że Saab umarł i nie żyje.
I zanim przejdziemy do faktycznego bohatera naszego wpisu, muszę Wam zarysować małe tło historyczne żebyście lepiej zrozumieli, jaka nieziemska patologia spowodowała jego powstanie.
Dlaczego Saab umarł?
Generalnie Saab powstał dlatego, że szwedzcy producenci samolotów nie mieli co robić, gdy zakończyły się działania wojenne. Logicznym więc krokiem było rozszerzenie swojej oferty o samochody. Do ich wytwarzania i projektowania wykorzystano technologię lotniczą, stąd bardzo opływowe kształty i pozostałe do końca działania marki nawiązania do odrzutowców.
W późniejszym okresie Saab, chcąc kontynuować tradycję marki korzystającej z awangardowej technologii, tworzył modele korzystające z bardzo dziwnych rozwiązań technicznych. Dobrym przykładem tego podejścia był Saab 99 lub 900, które miały napęd na przód, ale silnik umieszczony wzdłuż i do tego za przednią osią – można powiedzieć centralnie przed kabiną. W ramach ciekawostki dodam, że przez długi czas były to zmodernizowane przez szwedzkich inżynierów 4-cylindrowe jednostki Triumpha.
Problem w tym, że przez swoje nietypowe rozwiązania oraz wąską grupę klientów Saab tracił pieniądze. I to szybko. Wyjściem z tej sytuacji miał być większy model 9000 opracowany razem z Fiatem (Croma), Alfą Romeo (164) i Lancią (Thema). Innym wynikiem tej współpracy był Saab-Lancia 600, czyli przeznaczkowana Lancia Delta sprzedawana tylko w szwecji. Świetny plan! Ale wracając do 9000 – pomimo starań, Saab stracił pieniądze i na tym modelu, bo zamiast wziąć gotową platformę i zrobić na niej swój model, szwedzki producent przerobił właściwie wszystkie komponenty i dopiero nowopowstały twór nazwał 9000. To wszystko w ramach bezpieczeństwa oczywiście, bo konstrukcja 164, Cromy i Themy nie pozwalała im spełnić bardziej rygorystycznych, amerykańskich norm bezpieczeństwa, gdyż włoskie samochody nie powstały z myślą o sprzedaży w USA. Saab z kolei wiedział, że Ameryka to dla nich ważny rynek i przerobił całą gotową platformę, co nie tylko diametralnie zwiększyło koszty produkcji i opracowania modelu, ale też spowodowało, że 9000 nie dzielił żadnej części ze swoimi braćmi.
Takie działanie było gwoździem do trumny tego producenta, bo nawet gdy w 1989 roku General Motors zaczęło współpracę z Saabem (w 2000 GM wykupiło całość), to Saab nie przestawał kombinować. Gdy Szwedzi dostali niemiecką platformę Opla Vectry, to przebudowali ją całkowicie pod siebie. I tak było właściwie z każdym modelem, nieważne czy to był 9-5 czy 9-3. Wyjątkiem były 9-7x i 9-2x, które nawet się nie kryły z tym, że pierwszy był Chevroletem Trailblazerem, a drugi Subaru Imprezą. Tak, to były dziwne czasy w GM. W każdym razie – przez swoją wybitną krnąbrność i wciąż wąskie grono klientów (głównie doktorzy, architekci), Saab tracił pieniądze. Logicznym więc było, że w czasie recesji GM odcięło pasożyta i skazało Saaba na bankructwo. To była dłuższa historia, ale tutaj odeślę Was do Romana z Regular Car Reviews, który wszystko opisał i wytłumaczył lepiej, niż ja bym to kiedykolwiek zrobił.
Skoro już jesteśmy przy General Motors…
General Motors już od dawna uważane jest za amalgamat tylu różnych producentów i marek, że już właściwie nikt z zewnątrz (i pewnie większość osób wewnątrz) korporacji nie wie, co się właściwie dzieje i jaki jest w tym wszystkim sens.
Na początku XXI w. nie było inaczej i portfolio marek GM było tak rozbudowane, że obecny Stellantis czułby się zawstydzony – co oczywiście oznaczało, że podejmowane były szalone próby cięcia kosztów i dzielenia platform. To, jak możecie się spodziewać, GM nigdy nie wychodziło, ale efekty takich zachowań zawsze były turbo-śmieszne. Połączmy to z bardzo odważnymi planami amerykańskiego koncernu na podbicie europejskiego rynku i mamy przepis na prawdziwą komedię, w której główną rolę będzie grał absurd i humor typu “chłop się za babę przebrał”. Wiadomo, że nie do końca o to chodzi, ale zobaczcie, do czego to doprowadziło.
Kojarzycie Opla Vectrę?
Tego statecznego sedana klasy średniej? W tym przypadku mówimy o ostatniej, trzeciej generacji tego modelu, którą Opel oznaczył literką C. Dla typowego entuzjasty ten samochód nie jest niczym specjalnym, może poza wersją OPC, którą Clarkson opisał jako auto z najgorszym podwoziem w dziejach. Wynikało to, jak się możecie domyślić, z ogromnej mocy przenoszonej tylko na koła przednie. Oprócz tego… No – był też bazujący na Vectrze Signum, którego ja postrzegam jako SUVa bez elementu “terenowości”, czyli po prostu ogromnego hatchbacka – co było o tyle nietypowe, że w gamie Vectry był już hatchback oznaczony GTC… nieważne, my nie o tym.
Vectra C powstała na platformie, którą GM nazwało Epsilon. Była ona wykorzystywana w wielu samochodach, z których najlepiej kojarzone przez Europejczyków będą dwa: Fiat Croma oraz…
… Saab 9-3 drugiej generacji
Druga generacja Saaba 9-3 przez wielu nie jest uznawana za prawdziwego Saaba. Brakuje w niej “wolnego ducha” poprzednich modeli i zamiast tego pojawił się korporacyjny rozsądek. Dość powiedzieć, że poprzednia generacja była opływowym hatchbackiem, a nowy model stał się kolejnym nudnym sedanem lub kombi. Ewentualnie kabrioletem, jeśli ktoś był świrem. W przypadku tego modelu warto zaznaczyć obecność limitowanej edycji Turbo X, która jako pierwsza z gamy wyposażona została w napęd na 4 koła, wykorzystujący sprzęgło Haldex oraz elektronicznie sterowany dyferencjał o ograniczonym uślizgu. W sumie to ciekawe, jak bardzo Saab musiał nakombinować, żeby wrzucić do 9-3 napęd AWD, którego ani w Vectrze, ani w Cromie nigdy nie było.
Saab 9-3 produkowany był w latach 2003-2010 i osobiście uznałbym go za udany model pod względem sprzedaży. Problem w tym, że różne “wymyślate” rozwiązania Saaba odbiły się negatywnie na trwałości tego modelu i obecnie można kupić go za kompletny bezcen – pod warunkiem, że ktoś gustuje w awaryjnych dziwactwach martwych marek.
Saaba 9-3 drugiej generacji wyróżnia jeszcze jedna rzecz, a mianowicie to, że na jego bazie powstał jeszcze jeden wóz. W dodatku amerykański.
Chodzi o Cadillaca BLS.
Tak, BLS – nie mylić z koreańskim K-Popowym zespołem BTS, bo to dwie różne rzeczy. Chociaż BTS w BLS brzmi całkiem zabawnie.
W każdym razie – gdy powiedziałem, że BLS bazuje na Saabie 9-3, nie chodziło mi tylko o to, że korzysta z tej samej platformy Epsilon. Wtedy bym po prostu napisał, że korzysta z platformy Epsilon, ale napisałem, że bazuje bo Cadillac BLS to JEST Saab 9-3 ale z innym przodem, tyłem i znaczkami. Jeśli się przyjrzycie uważnie, to nawet linia okien jest właściwie identyczna między modelami, niezależnie czy mówimy o kombi, czy o sedanie. Odmiana Cabriolet nigdy nie była w Cadillacu dostępna.
A wiecie, co jest najlepsze?
Cadillac BLS był JEDYNYM Cadillakiem, który nie był oferowany w USA. Jeszcze lepiej – BLS był opracowany właściwie tylko z myślą o Europie (chociaż był też sprzedawany m.in. w Meksyku, Chinach czy Rosji), który bezpośrednio wynikał z naiwności General Motors i pewności, że będą w stanie podbić stary kontynent bez większego problemu. Niestety gusta klientów na obu kontynentach różnią się i o ile amerykańscy klienci lubili zrelaksowaną naturę produkowanych dla nich samochodów, o tyle Europejczycy oczekują bardziej zwartego doświadczenia i niższego spalania. Oznaczało to, że jedyną amerykańską marką, która osiągnęła jakąkolwiek popularność w Europie był Chevrolet, który i tak sprzedawał u nas przeznaczkowane Ople i Daewoo.
Cadillacowi z kolei… No nie szło najlepiej, niezależnie czy mówimy o prestiżowych limuzynach (STS), sedanach średniej wielkości (CTS) czy o stosunkowo niewielkich modelach jak omawiany dziś BLS. Dodatkowo BLS otrzymał bardzo średnie recenzje, w których oceniający potrafili pochwalić komfort jazdy i ciszę we wnętrzu, ale zauważali również, że BLS nie oferuje nic ciekawego i nie posiada żadnych cech, które wyróżniają go w swoim segmencie. I to pomimo faktu, że jak przystało na Cadillaca – topową markę GM – dostał on tylko najmocniejsze silniki z gamy Saaba. No i diesla 1.9 z Opla, bo ten, Europejczycy kochają diesle, czy jakoś tak.
Finalnie Cadillac BLS okazał się totalną porażką
Niewielkiego Cadillaca sprzedawano w latach 2005-2010, z czego okres 2005-2009 przypadał na fabrykę Saaba w szwedzkim Trollhättan, a lata 2009-2010 na rosyjską fabrykę w Kaliningradzie. To całkiem dobry ruch ze strony GM, żeby sprzedaż tego modelu rozłożyć na dwie fabryki, w końcu z taką popularnością jedna mogła nie wystarczyć.
To był oczywiście sarkazm – Cadillaka BLS sprzedano łącznie 7356 sztuk na wszystkich rynkach. Dla porównania, żebyście nie uznali, że to dużo – BMW sprzedaje rocznie prawie milion sztuk samej Serii 3. Gratuluję Cadillac, BLS to kolejny niewielki sedan zaraz po Cimarronie i Caterze, który Ci kompletnie nie wyszedł i okazał się kompletną rynkową klapą. Złomnik kiedyś napisał, że w centrali GM wisi zdjęcie Cimarrona z napisem “NIGDY WIĘCEJ”. Wydaje mi się jednak, że to nieaktualne plotki – po 2010 roku zdjęto obrazek z Cimarronem i zamiast niego powieszono wielki plakat z BLSem w kombi i napisem “NIGDY WIĘCEJ. NAPRAWDĘ, NIGDY WIĘCEJ”.
Ale hej, to ma swoje zalety!
Jeśli szukacie nietypowego, głupiego wozu, o którym nikt nie będzie myślał, że jest głupi to Cadillac BLS jest świetnym pomysłem. Szczególnie, że to jedyny Cadillac nieoferowany w USA, jeden z dwóch oferowanych seryjnie jako kombi (innym był CTS drugiej generacji) oraz do tego jeden z naprawdę kilku modeli Cadillaca oferowanych z silnikiem diesla. A to, że pod spodem to Saab… To nie ma znaczenia – Ty masz Cadillaca, zupełnie jak ci raperzy z USA. A to, że oni mają wielkie Escalade’y z ogromnymi V8, a Ty niewielkie kombi z niewielkim dieselkiem pod maską nie ma znaczenia – teraz masz z nimi sztamę, bo jeździsz Cadillakiem.
Wybaczcie, trochę popłynąłem
Ale to nieważne – teraz to Twoja kolej, żeby poczuć amerykański sen budowany w szwedzkiej fabryce samolotów i kupić sobie Cadillaca BLS. Może i nikt nie będzie wiedział. co to w ogóle jest. Może i mechanicy złapią się za głowę, jak zobaczą znaczek amerykańskiej marki. Może i nawet dostaną zawału jak odkryją, że pod maską to Saab. Ale czy to ważne, gdy możesz takie auto kupić za niewiele ponad 10 tysięcy złotych? Nie, bo będziesz obcować z czymś o wiele rzadszym niż wiele supersamochodów. I bardziej oszczędnym.