ivolucja.pl

Dżin daje Wam kupon na wymarzone auto. Co wybieracie?

Możecie wybrać dowolne auto świata - nowe lub stare, drogie lub tanie. Jaki jest Wasz samochód marzeń?

Wyobraźcie sobie sytuację, że od dżina/złotej rybki/syrenki/talonu na balon dostajecie kupon na swój wymarzony samochód. Dowolny. Dodatkowo, wybrany przez Was samochód będzie nowy, tak jakby 5 minut temu wyjechał z fabryki. Tak samo ma się to do aut ściśle limitowanych – auto, które otrzymacie będzie nowe, będzie miało nowy VIN lub numer seryjny i tak dalej… I spokojnie, jakimś cudem nikt nie będzie w szoku, że pojawił się nowy egzemplarz – całą papierologię, historię i tak dalej ogarnie dżin/złota rybka/syrenka/talon na balon (niepotrzebne skreślić).

A mogę to auto sprzedać?

Mercedes 300SLR Uhlenhaut Coupé to obecnie najdroższe auto świata.

Nie, to byłby zbyt prosty sposób na szalone ilości gotówki. No i dżin/złota rybka/syrenka/talon na balon mógłby się obrazić, że nie cieszycie się z podarku. Samochód musi być ciągle w stanie jezdnym, celowo nie mówię, że musicie go używać codziennie, bo to niewykonalne w przypadku wielu samochodów, ale musicie wymarzone auto utrzymać w stanie jezdnym i takim, że jeśli tylko będziecie mieli ochotę to możecie do niego wsiąść i pojechać.

To oznacza, że jeśli wymarzycie sobie Ferrari 250 GTO SWB albo, nie wiem, Mercedesa 300SLR Uhlenhaut Coupé to nie możecie go sprzedać i być ustawionym na całe życie. Auto musi być w Waszym posiadaniu i musicie móc nim jeździć.

Takie zasady powodują problemy...

No bo co na przykład ze spalaniem? Albo z kosztami serwisu? Albo, co jeśli ktoś spowoduje wypadek w którym ucierpi nasz wymarzony samochód? Albo co gorsza, co jeśli to my roztrzaskamy auto i owiniemy się na drzewie jak calzone? A już nawet nie mówię o ubezpieczeniu, które w przypadku drogich samochodów może osiągać naprawdę szalone kwoty.

Zastanówmy się więc jak wyglądałaby odpowiedź, w dwóch wariantach – pierwszym, który zakłada, że dżin/złota rybka/syrenka/talon na balon pokrywa wszystkie koszty związane z utrzymaniem samochodu oraz naprawia go jeśli potrzeba bez zadawania pytań a także pilnuje, żeby auto nie zostało skradzione niezależnie gdzie je postawimy. Oraz w wariancie drugim, gdzie dżin/złota rybka/syrenka/talon na balon organizuje tylko i wyłącznie samochód z naszymi danymi w dowodzie rejestracyjnym i ubezpieczeniu, a reszta to już nasze zmartwienie.

Wariant 1: Nie martwimy się niczym

W tym scenariuszu możecie pozwolić sobie na dowolne dziwactwo, nawet Oldsmobile'a Delta 88 z dieslem V8

W wariancie pierwszym dżin/złota rybka/syrenka/talon na balon pokrywa wszystkie naprawy i koszty związane z utrzymaniem samochodu oraz pilnuje, żeby nikt go nie ukradł. 
To oznacza, że możemy sobie pozwolić na dowolny samochód, spełnić swoje największe marzenie motoryzacyjne i po prostu cieszyć się z posiadania fajnego wozu.

Koenigsegg CC850
Koenigsegg Gemera

Pierwszą moją myślą był jakiś Koenigsegg – na przykład CC850. Już abstrahując od faktu jak drogi jest to samochód, to po prostu jest to ciekawy kawał technologii, począwszy od automatyczno-manualnej skrzyni biegów, w której można, ale nie trzeba korzystać ze sprzęgła – na potężnym V8 o mocy 1600hp kończąc. Naprawdę szalony kawał auta.
Potem pomyślałem, że jaki to ma sens, żebym wziął auto do którego zabiorę tylko jednego pasażera? Przecież więcej moich znajomych powinno móc doświadczyć tak wyjątkowego auta. No więc pomyślałem o Koenigseggu Gemerze, czyli swego rodzaju aucie rodzinnym tej szwedzkiej marki. Ma ono 4 miejsca i jeszcze mocniejsze V8 niż w CC850.

Najszybciej przyspieszające auto świata to luksusowy sedan.

Potem pomyślałem, że skoro mój budżet jest nieograniczony i nie będę się musiał martwić o ładowanie i koszt części to… może bym wziął coś z zupełnie innej beczki? Na przykład Lucida Air Sapphire czyli najszybciej przyspieszający samochód na Ziemi? Ma 4 miejsca, jest bardzo komfortowy i podobno prowadzi się fenomenalnie – co z resztą potwierdzają jego czasy na torze, to jedyny sedan, który rywalizuje jak równy z równym z supersamochodami.

Ale czy ja naprawdę chcę Koenigsegga? Albo Lucida? Czy to są auta, o których marzę? Czy to właśnie te samochody powodują, że chcę zarobić horrendalne pieniądze?
Nie, nie bardzo.

To nie jest i nigdy nie był najszybszy samochód na świecie. Ale jest moim marzeniem.

To wspaniałe auta, ale marzę o czymś innym. Auto, które od lat siedzi mi w głowie i o którym myślę właściwie codziennie to Lamborghini Gallardo Spyder z ręczną skrzynią biegów. Najlepiej pierwszej serii, bo wizualnie jest bardziej spójne. Obecnie te samochody nie są kosmicznie drogie – a na pewno nie tak drogie jak Lucid czy Koenigsegg, ale… Gallardo to moje marzenie. Ryk V10 i manualna skrzynia biegów… No sorry, ale nic lepszego nie było i nie będzie. Więc drogi dżinie/złota rybko/syrenko/talonie na balon… Czy mogę dostać Gallardo Spider? Ładnie proszę…

Wariant 2: pokrywamy koszty eksploatacji

Bugatti Chiron to absolutny majstersztyk, ale koszty eksploatacji przyprawiają o zawrót głowy.

To jest trudniejszy wariant. No bo owszem, nadal możemy wybrać superauto, ale ubezpieczenie szybko sprowadzi nas na ziemię. A już nawet nie mówię o spalaniu czy koszcie części. Na przykład jeśli wybierzemy Bugatti Chiron i będziemy mieli stłuczkę to jedna lampa kosztuje 164 000… dolarów amerykańskich. Już wiecie co mam na myśli, mówiąc, że to trudniejszy z dwóch wariantów.

Jeśli pominąć Elona, to Tesla jest fajnym wozem.

No więc co bym wybrał? Cóż, oczywisty może wydawać się Lucid, ale… nie jest sprzedawany w Europie i spodziewam się, że części zawieszenia czy hamulców to będzie taki koszt, że mnie wywali ze skarpet. Inna sprawa, że nie mam go gdzie ładować, ale publiczne ładowarki to wcale nie jest taka oszczędność jakby się mogło wydawać. Inna rzecz, że wyobraźcie sobie zajmować ładowarkę na stacji na 24h żeby doładować auto na 100%. To samo dotyczy sprzedawanej w Europie Tesli Model 3 Performance – bardzo ten wóz lubię, ale nie byłbym w stanie z niego korzystać. Muszę więc pomyśleć o czymś innym.

M3 Touring powinno być czymś o czym marzę... ale jakoś nie umiem zapałać miłością do tego auta.

Myślałem o BMW M3, ale… no nie podoba mi się ten wóz i nie byłbym jakoś zadowolony widząc bobra pod swoim blokiem. Znaczy – gdyby mój sąsiad kupił to fajnie, bo to ciekawy spot, ale sam bym nie chciał tego auta. Nie czuję się jakoś… zainspirowany ideą posiadania nowego M3. Inna sprawa, że jeśli coś pójdzie nie tak to ja też pójdę… z torbami.

Lotus Elise to samochód równie prosty co bezużyteczny.

Moje myśli poszły więc w kierunku czegoś prostszego – czegoś co pozbawione jest jakiejkolwiek zbędnej technologii, a do tego jest względnie bezawaryjne. Czyli na przykład Lotus Elise. Ma silnik 1.8 Toyoty o oznaczeniu 2ZZ-GE – czyli ten z Celici VII – oraz naprawdę nie ma w nim nic. Nie tylko nic co mogłoby się zepsuć, po prostu nic. Nie ma klimy, dachu, aktywnych zawieszeń i tak dalej. Ale bądźmy szczerzy – o ile jest to mój samochód marzeń o tyle… wyobrażacie sobie parkować Lotusa Elise bez dachu pod blokiem? Średni pomysł, szczególnie, że części nadwozia do tego auta to bardzo ciężki temat.

Więc moje myśli powędrowały w kierunku czegoś bardziej „życiowego”, czegoś, czego będę mógł używać codziennie bez problemów oraz nie martwić się spalaniem, ubezpieczeniem oraz zwracaniem zbytniej uwagi. Innymi słowy – pomyślałem o jakimś nowoczesnym hot-hatchu. No i oczywiście tutaj jest pojawia się pytanie, jak bardzo charakterny ma to być samochód.

Podobno dźwięk pięciu cylindrów jest jedyny w swoim rodzaju.

Najpierw pomyślałem o Audi RS3 z rzędowym, 5-cylindrowym silnikiem o mocy prawie 400hp i napędem na wszystkie koła realizowanym przez system Haldex. Piekielnie skuteczne połączenie, które pozwala tej kieszonkowej rakiecie osiągnąć pierwszą setkę w 3,8 sekundy. Kosmicznie szybko. Idiotycznie wręcz. Ale to bardzo wyjątkowy samochód, który należy doceniać póki jest, bo jest to już właściwie pewne, że następne RS3 nie będzie mieć legendarnej rzędowej piątki turbo.

Yaris jest fajny, ale Corolla robi to samo przy większej praktyczności.

Ale RS3 nie ma manualnej skrzyni. Więc mój kolejny pomysł to nowa Toyota GR Corolla – nie Yaris, myślę, że mógłby być za mały i za mało praktyczny. Ale sportowa Corolla, z manualem, napędem na 4 koła i 300-konnym, 3-cylindrowym 1.6 Turbo zbudowanym z myślą o rajdach? Przecież to brzmi prawie jak ostatnie wersje Evo i WRXa! A już nawet nie mówię o tym, jaki ten silnik ma zapas materiałowy, bo to jest abstrakcyjne ile mocy można wyciągnąć z tego 1.6.

Ale finalnie… nie wiem co bym wybrał – z obu byłbym bardzo zadowolony. RS3 jest szybsze, ale więcej pali. Z drugiej strony… czy ta sekunda różnicy do pierwszej setki jest na tyle ważna, żeby odpuszczać manual? No i pewnie Corolla ma mniejszy apetyt na paliwo. A już nie mówię o ubezpieczeniu, które w przypadku japońskiego auta na pewno będzie niższe.

Chyba gdyby faktycznie przyszedł do mnie dżin/złota rybka/syrenka/talon na balon… to rzuciłbym monetą. Reszka to Audi, orzeł to Toyota i niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba.

A co wy byście wybrali?

Wiem, że są wśród Was tacy, którzy w obu opcjach wybraliby ten sam samochód różnicą byłby silnik pod maską. I to jest w porządku. Ale pewnie są i tacy, którzy zagraliby Va Bank i nawet jeśli musieliby to sami utrzymywać to wzięliby coś kosmicznie egzotycznego i martwiliby się później.

Moje wybory już znacie – dajcie znać co Wy byście wybrali i jaki jest Wasz samochód marzeń.

Zostaw komentarz