ivolucja.pl

Dziwne auta na tej samej platformie, czyli co się dzieje gdy ojcem jest listonosz.

Samochody, które dzielą ze sobą platformy to żadna nowość. Ale jakie są najdziwniejsze przykłady takich praktyk?

Nie od dziś wiemy, że producenci samochodów korzystają ze wszelkich sposobów, by zredukować koszta i zwiększyć zyski. Właściwie, to właśnie jest ich głównym celem – generować przychód, a produkowanie aut jest tylko drogą, którą obrali by ten cel osiągnąć. Niektóre firmy robią meble, inne pieczywo jeszcze inne samochody. Tak działa biznes niezależnie od branży. Były marki, które chciały robić auta, dla samego robienia aut – patrz Saab – ale wszyscy wiemy jak to się skończyło.

Zastanówmy się więc, jakie były najdziwniejsze przykłady samochodów, które dzieliły platformę. Tak, żebyście mogli nawciskać swojemu koledze, że zamiast auta sportowego kupił… nie wiem – średnio udanego SUVa.

1. Skoro mowa o autach sportowych i SUVach...

Nie chodzi mi wcale o Audi TT, które jest na tej samej platformie co Q3. To byłoby zbyt proste i zdecydowanie zbyt oczywiste. Mam na myśli coś zupełnie innego – amerykański sportowy (6.0 V8 LS3), kabriolet (dach otwiera i zamyka się automatycznie), pick-up (ma z tyły pakę) o retro stylistyce (miał wyglądać jak z lat 50′), który był zbudowany na ramie nośnej dzielonej z całą masą SUVów. Brzmi absurdalnie? Oczywiście! I pewnie z tego też wynika jego marna sprzedaż.

Ale o jakim aucie mowa? O Chevrolecie SSR, który dzielił platformę z całą masą amerykańskich (i nie tylko) SUVów. Totalnie dziwaczny wóz, który ani nie wyglądał, ani nie jechał, ale za to był brzydki i niepraktyczny.

O jakich amerykańskich SUVach mowa? Na przykład o Chevrolecie TrailBlazer, który miał nawet odmianę SS z tym samym silnikiem co SSR, ale napędem na 4 koła!Obecnie te auta są tanie jak barszcz – nawet w Polsce, a to kawał maszyny.

Kolejne auto? GMC Envoy, który różnił się od Trailblazera trochę bardziej minivanową stylistyką. Żeby dopełnić obrazu SUVa-minivana Envoy był także dostępny w wersji wydłużonej, którą możecie zobaczyć na zdjęciu obok.

Coś innego? Pewnie – na tej samej platformie zbudowano również… Isuzu Ascender. Tak, japońskie Isuzu. Z resztą, żeby było śmieszniej – jakby zdjęcie prasowe z jachtem nie wystarczyło – podobnie jak Envoya tak samo Ascendera można było zamówić w wersji krótkiej i długiej.

Dalej – Oldsmobile Bravada czyli jeden z ostatnich modeli tej marki. Poprzednia generacja to był żart, a ta nie miała nawet szans rozwinąć skrzydeł, bo markę zamknięto.

Jeszcze jeden, Buick Rainier, którego wyprodukowano ledwo 50 tysięcy sztuk. To dopiero świetny pomysł na klasyka – nudny SUV wyprodukowany w niskiej ilości egzemplarzy. Swoją drogą, gdyby nie Chiny to Buick też by poszedł na dno podobnie jak Oldsmobile.

A teraz ostatnie uderzenie, które zmiecie Was z planszy – na tej samej platformie, bazował również Saab 9-7X. Tak, szwedzki Saab. A żeby było lepiej – 9-7X doczekał się nawet odmiany Aero z tym samym silnikiem co SSR i TrailBlazer SS. 

Naprawdę nie wiem co General Motors miało w głowie uznając, że platforma wielkiego SUVa będzie idealna do budowy sportowego kabrio/pick-upa/nie-wiem ale na pewno nie było to nic co można by nazwać mózgiem. Iście diaboliczny pomysł ten SSR. I dlatego pragnę go bardzo.
Swoją drogą Saab 9-7X też nie był przebłyskiem geniuszu…

2. Inne dziwne pomysły General Motors?

Ależ pewnie! Ale tym razem to nie będzie tylko historia General Motors ale też… Fiata. GM postanowiło zbratać się z włoską marką w celu stworzenia wspólnej platformy dla samochodów średniej wielkości oferowanych na europejskim rynku. I tak oto powstały przedziwne pięcioraczki.

Był Opel Vectra C, który jak wygląda każdy widzi i nie ma sensu się nad nim rozwodzić, bo samochód ten jest nudny jak wizyta w urzędzie. Jakbym chciał być upierdliwy, to powinienem też wyróżnić Vauxhalla Vectrę, ale wszyscy wiemy, że to jedno i to samo.

Był też oczywiście Opel Signum, który… właściwie nie wiem po co powstał, bo jest po prostu ogromnym hatchbackiem. Z mojej perspektywy, wygląda on po prostu jak SUV bez podniesionego prześwitu. 

Do tego doszedł Fiat Croma drugiej generacji czyli hybryda kombi i minivana, która nie okazała się wielkim sukcesem. Pewnie dlatego, że była za mało prestiżowa na kombi i zbyt mało praktyczna na minivana. Silniki też nie były najlepsze.

W tym towarzystwie był też Saab 9-3, bo oczywiście musiał być jakiś Saab, bo GM zupełnie nie wiedziało co począć z tą marką. Warto dodać, że to jedyne auto na tej platformie, które miało wersję kabriolet. 

A żeby dopełnić obrazu biedy i rozpaczy dorzucono do tego też Cadillaca BLS, który był jedynym modelem tego producenta nigdy nie sprzedawanym w USA. Swoją drogą, Caddilac produkowany był w tym samym miejscu do Saab.

Kooperacja GM z Fiatem była jak hiszpańska inkwizycja w skeczach Monty-Pythona. Na początku nikt się jej nie spodziewał, ale jak zaczęły powstawać coraz dziwniejsze wynalazki to już w ogóle zrobiło się głupawo. Chociaż, nie będę ukrywał – Cadillaca BLS kombi w dieslu z manualem to bym chciał. Ale bym wszystkim mówił, że mam AMERYKAŃSKI WÓZ i wjeżdżałbym na zloty Am-Carów bez żadnego wstydu.

3. Patrz w salony, Saaby są wszędzie

Ale to nie jest jedyny przypadek gdy Saab był na tej samej platformie co Fiat – chociaż w tej opowieści nie znajdziecie General Motors (na szczęście!). W połowie lat 70′ Saab zdał sobie sprawę, że nie wyrobi sprzedając tylko auta kompaktowe jak 99 – co generalnie jest dość mądrą myślą. Problem w tym, że był w… finansowym dołku i nie było go stać na budowanie samochodu od zera. No więc dogadał się z Fiatem, żeby razem zbudować platformę pod dużego sedana. Tak powstały włosko-szwedzkie czworaczki, z czego skandynawski krewny był zupełnie niepodobny do pozostałych, zupełnie tak jakby jego tatą był listonosz…
Na Platformie Typu Czwartego (Tipo Quattro) powstały 4 samochody – wielka niespodzianka, wiem.

Był Fiat Croma (tak, znowu), który był najtańszym modelem z gamy i nie dostał ani fajnych silników widlastych, ani turbodoładowanych – miał za to elektroniczne zegary, tak zwane „digitale”.

Do tego była Alfa Romeo 164, która w porównaniu z innymi czworaczkami miała zmodyfikowaną linię dachu, oraz była jedynym z napędem AWD. Była też najlepiej prowadzącym się autem z całej czwórki.

Nie mogło także zabraknąć Lancii Themy, która była jedynym autem z silnikiem Ferrari i napędem na oś przednią. Była też pierwszym w historii sedanem z aktywną aerodynamiką. W końcówce swojego życia Themą wożony był sam Enzo Ferrari.

No i był też Saab 9000, który owszem bazował na Tipo Quattro, ale była ona potężnie przerobiona przez szwedzkich inżynierów by spełniać założenia dotyczące bezpieczeństwa. Podobno podczas crash-testów Lancii szwedzi łapali się za głowę, a włosi gratulowali sobie sukcesu.

Co ciekawe, każde z tych aut, oprócz Cromy, było w pewnym momencie najszybszym sedanem na świecie, ale każdy osiągał to w inny sposób. Saab miał silniki z turbo, Alfa Busso V6 i AWD, a Lancia V8 od Ferrari.

4. Koniec tych Saabów, wróćmy do GM

General Motors musi wszędzie pakować swoje łapy i nie inaczej jest tym razem. Kolejny producent, którego zaprosili do współpracy – zaraz po Fiacie i Subaru (o tym kiedy indziej) była… Honda. Pewnie robicie wielkie oczy, bo przecież Honda umie zrobić dobry samochód i nie potrzebuje do tego amerykańców, którzy pokażą jej jak robić wielkie SUVy. No trochę tak, a trochę nie. Honda i General Motors ugadali się, że będą robić elektrycznego SUVa. Żadna z tych marek nie ma doświadczenia w tworzeniu aut elektrycznych w segmencie kompaktowym – jak na amerykańskie standardy oczywiście. GM ma w swojej ofercie kilka ogromnych pseudo-terenówek jak Hummer EV czy Escalade IQ, ale to inna para kaloszy. Czy też raczej betonowych tenisówek, bo oba te auta ważą powyżej 4 ton. Wracając jednak do współpracy GM z Hondą. Tym razem będziecie musieli się skupić, bo samochodów jest jak mrówków.

Mamy oczywiście Hondę Prologue, która jest drugim elektrycznym modelem Hondy po EV Plus czyli aucie miejskim z lat 90′.

Potem jest Chevrolet Blazer EV, który nie ma zupełnie nic wspólnego ze starymi terenowymi Blazerami i przez chwile oferowany był zarówno jako FWD, jak i RWD oraz AWD. 

Zostając w temacie Chevroletów – kolejnym bliźniakiem jest Equinox EV, który jest delikatnie mniejszy od Blazera i wygląda mniej jak statek kosmiczny, a bardziej jak normalny SUV.

Wchodząc w marki premium znajdziemy też Acurę ZDX czyli dosłownie bardziej luksusową Hondę Prologue.

Jest też Buick Electra E4 sprzedawany wyłącznie w Chinach – pewnie dlatego, że tylko tam Buick ma jakiekolwiek znaczenie

A żeby tego było mało mamy też Buicka Electrę E5, który jest ledwo 10cm dłuższy niż E4 i podobnie jak on sprzedawany jest tylko w Chinach.

A teraz uwaga, bo zaczynamy wymieniać Cadillaki – na początku niech będzie flagowy sedan Cadillac Celestiq.

Potem flagowy SUV czyli Cadillac Lyriq, który nie wiem dla kogo jest skoro istnieje też elektryczny Escalade IQ.

Rozmiar mniejszy jest Cadillac Vistiq, który zupełnie nie wygląda jak auto elektryczne.

Najmiejszy z Cadillaców jest Optiq, który w mojej opinii wygląda jak Jaguar I-Pace, ale co ja się znam?

Zastanawiam się czy Honda widzi sens w takiej współpracy skoro ona sama ma dwa modele oparte na platformie BEV3, a GM w tym samym czasie wypuściło… 8 aut w różnych segmentach? A najgorsze jest to, że jeśli wierzyć recenzjom Prologue to nie jest dobry samochód – szczególnie jeśli chodzi o poziom reprezentowany przez Hondę. 

5. Z zupełnie innej beczki...

Inspiracją do tego wpisu był mój kolega (pozdro @2Slow4U), który wysłał mi zdjęcie Rolls Royce’a Ghost II – czyli tego nowego – i zapytał czy tylko mu się wydaje, czy to auto wygląda jak BMW Serii 7? Otóż, dobrze mu się wydaje – bo na tym samym podwoziu jest:

BMW Serii 7, czyli najlepsze co bawarska marka ma do zaoferowania – tyle technologii ile jest w stanie zmieścić samochód, a do tego wielki ekran, na którym pasażerowie tylnego rzędu mogą oglądać filmy czy grać.

Jest także Rolls Royce Ghost II, który jest tym samym co 7er, ale z lepszym wyposażeniem i wnętrzem no i oczywiście wyższą ceną. Dodatkowo, pod maską Ghosta jest V12, które wypadło z gamy BMW.

Jeśli jednak cofniemy się troszeczkę w czasie to zdamy sobie sprawę, że kiedyś gama modeli na platformie BMW była bardziej rozbudowana.

W 2008 roku na rynku pojawiło się BMW Serii 7 o typoszeregach F01, F02, F03 i F04, które oznaczały kolejno wersję zwykłą, długą, high-security i Active Hybrid. 

Na bazie F01 powstała pierwsza generacja Rolls-Royce’a Ghost, która co ciekawe produkowana była dłużej niż nawet kolejna generacja Serii 7 (G10/G11).

Na tej samej platformie bazował również mój ulubiony Rolls Royce Wraith czyli 2-drzwiowe coupe. Absolutnie cudowny wóz, chciałbym kiedyś takiego kupić i jeździć tak, jak Rollsem się nie powinno.

Jeśli wolicie mieć swój luksus bez dachu, to możecie wybrać Rolls-Royce’a Dawn, który był tym samym co Wraith ale bez dachu. I tak, również bazował na BMW Serii 7 F01.

Więc jeśli przypadkiem posiadasz Rolls-Royce’a i ktoś Ci powie, że masz tylko przypudrowane BMW to… niestety ma rację. Chyba, że masz Phantoma, Cullinana lub Spectre – te modele są Rolls-Royce’ami w 100%. Chociaż, przyznam się szczerze, myślałem, że Spectre bazuje na nowej „Siódemce”, ale się myliłem. No cóż.

6. Obadajcie jeszcze to

To będzie ostatni punkt w tym tekście, bo robi się już zdecydowanie przydługi ze wszystkimi wariacjami platform i sam się zaczynam w tym gubić. 
W każdym razie – musicie wiedzieć, że swego czasu Ford wykupił chyba wszystkie podupadające, luksusowe marki samochodowe: Jaguara, Volvo, Astona Martina i Land Rovera. Brzmi jak totalna porażka i tym ten pomysł był, ale Ford miał plan. Plan brzmiał tak: tworzymy grupę marek premium co pozwali nam lepiej obsadzić rynek, a jednocześnie produkować auta szybciej i taniej. Tak powstało Premier Automotive Group, w którego skład wchodził: Lincoln, Volvo, Land Rover, Jaguar i Aston Martin. Dlaczego o tym wspominam? Cóż – dlatego, że nie liczyć Volvo i Land Rovera wszystkie te marki (oraz Ford) miały auto na platformie DEW. Zobaczcie sami:

Ford Mustang generacji V, czyli S197. Warto zauważyć, że specjalnie na potrzeby Mustanga zubożono platformę DEW zastępując niezależne tylne zawieszenie sztywnym mostem na tylnej osi. Podobno by nawiązać do poprzednich generacji.

Ford Thunderbird generacji 11. Tak, 11. Ten samochód nie odniósł takiego sukcesu rynkowego jak Mustang, ale szczerze mówiąc, gdyby nie automat, to chciałbym go bardziej niż „kuca”.

Auto, które doskonale znacie i bazuje na platformie DEW to Jaguar S-Type, czyli pierwszy model, który miał być renesansem marki. Oczywiście żaden renesans się nie odbył bo auto było brzydkie jak noc. 

Co ciekawe, na tej samej platformie co S-Type bazował też jego następca czyli Jaguar XF. Tutaj faktycznie ktoś usiadł i popracował na designem. Warto też nadmienić, że to jedyne auto na platformie DEW dostępne jako kombi.

Jeśli chodzi o marki premium, to na Jaguarze się nie skończyło – był jeszcze Lincoln LS, który… właściwie nie wiem czym był. Jego koncept wyglądał jak mokry sen fana szybkich i wściekłych, ale przecież Lincolny to marka dla emerytów. Nie rozumiem.

Na platformie DEW nie powstało żadne Volvo, Aston Martin i Land Rover. Volvo pewnie było akurat w… rosole, bo świeżo dostało platformę z Mondeo, Astonowi nie w głowie były śmieszne limuzyny, a Land Rover robił terenówki, nie jakieś sedany. Z drugiej strony… Volvo z RWD byłoby naprawdę fajnym pomysłem. 
W każdym razie – jeśli nie stać Was na Mustanga… no cóż – kupcie cokolwiek innego na platformie DEW, będzie jeździło lepiej niż ten wóz drabiniasty z V8.

Wiem, że temat nie został wyczerpany

Sytuacja jest mocno rozwojowa, a producenci coraz częściej nawiązują niespodziewane współprace. Inna rzecz, że auta dzielące platformę, które zostały wyprodukowane do tej pory już mogłyby dać materiał na niezłą książkę. Bo na przykład europejska Omega dzieliła platformę z Cadillakiem i… Holdenem? Dobra, to temat na inny dzień.

Jakie znacie jeszcze samochody, które chociaż nie powinny to i tak dzielą platformę?

Zostaw komentarz