Wiecie doskonale, że na Ivolucji lubię wyciągać motoryzacyjne endemity. Personal Luxury Coupe to jeden z dziwniejszych.
Stany Zjednoczone Ameryki to bardzo dziwne miejsce. I nie chodzi mi nawet o to, że u nich jeden stan jest wielkości przeciętnego europejskiego kraju. Znaczy – fakt, to dziwne, ale to nie jest blog o podziałach polityczno-geograficznych, więc wyjaśnianie podziału terytorialnego sobie daruję. Chyba, że ktoś to napisze, to wtedy chętnie gościnnie zamieszczę, bo ja sam tego nie ogarnę – wybaczcie.
Dobra, strasznie rozgadałem się w tym wstępie na jakieś tematy, o których nie mam pojęcia, a nie napisałem jeszcze ani słowa o tym, o czym mam pojęcie – o samochodach.
Więc to jest dobre miejsce, by zacząć.
Wiecie, co było inspiracją dla tego wpisu?
To małe autko, ten modelik był tym co spowodowało, że w mojej głowie otworzyła się szufladka z napisem “Personal Luxury Coupe”. Dlaczego? Bo Ford Thunderbird, którego mocno zmodyfikowaną wersję przedstawia ten model, jest jednym z moich ulubionych przykładów tego rodzaju samochodu. Jest też jednym z mniej… szlachetnych modeli w tym typie, ale z jakiegoś powodu zapadł mi w pamięć bardziej niż inne. Może dlatego, że bazuje na mojej ulubionej generacji Forda Mustanga? Nie wiem, doprawdy ciężko stwierdzić.
Czym Personal Luxury Coupe jest?
Osobistym Luksusowym Coupe. Ale Wam teraz wyjaśniłem! Patrzcie na mnie, jaki jestem mądry, potrafię przetłumaczyć 2 słowa na język polski. Wow!
Bardziej rozwiniętą definicją Personal Luxury Coupe (wybaczcie, ale tej nazwy będę się trzymał) jest dwudrzwiowy samochód luksusowy, który nie zamierza być w żadnym stopniu sportowy, a raczej za priorytet stawia sobie komfort i wygodę. Tak więc mimo ilości drzwi kojarzącej się raczej z autami pokroju Lamborghini lub innymi sportowymi furami, Personal Luxury Coupe ma osiągi… delikatnie mówiąc, w nosie.
Warto także dodać, że PLC są charakterystyczne właściwie tylko dla rynku amerykańskiego i nigdzie indziej nie zdobyły takiej popularności jak na starym kontynencie. Znaczy – tak, marki takie jak Mercedes lub Volvo – tak, Volvo – miały w swojej ofercie takie samochody, ale nigdy nie były one dokładnie tym, czego szukali amerykańscy klienci. S-Klasa Coupe zawsze była zbyt sportowa, zbyt twarda na Personal Luxury Coupe, a Volvo 780 Coupe… cóż, po pierwsze było to Volvo, po drugie nie miało V8 pod maską, a po trzecie… cóż, ludzie kupujący Volvo byli zbyt rozsądni, by kupować jakieś dziwolągi bez drzwi na tylną kanapę.
Najciekawsze Personal Luxury Coupe to…?
Pomimo że Personal Luxury Coupe wydaje się dość niszowym segmentem rynku, to warto wspomnieć o kilku… ciekawych samochodach. I nie chodzi mi tu koniecznie o samochody które przyczyniły się do rozwoju segmentu. Chodzi mi o samochody dziwne, ciekawe czy po prostu takie, które wyróżniają się z różnych, nie zawsze sensownych, powodów. Szczególnie, jeśli mówimy o tym endemicznym segmencie. Ah, modele, które teraz wymienię poniżej nie są posegregowane w konkretnej kolejności, więc dziwność nie równa się pozycji na liście.
Volvo 262C Bertone i Volvo 780
Pierwsza pozycja i od razu dwa samochody, bo doprawdy ciężko mi było wybrać, który z tych modeli jest bardziej bez sensu. Zacznijmy więc od 262C Bertone – jest to jedna z odmian dobrze znanego i popularnego Volvo serii 200, z tym, że Szwed, który wymyślił żeby wdrożyć to do produkcji chyba przegiął z wąchaniem surströmming. Spójrzcie na to! To jest nic innego jak 2-drzwiowe Volvo 242, ale za to z obniżonym dachem. To była świetna idea, dzięki której proporcje są kompletnie z czapy. A jak jeszcze dodamy do tego, że wyszło to ze studia projektowego Bertone… Brak mi słów.
Ah, Volvo 780… Nie będę zmyślał – to jedno z najładniejszych coupe jakie zostały wyprodukowane przez dowolną szwedzką markę (celowo nie napisałem w Szwecji). Tak, wliczając w to również Koenigseggi i Saaby. Nic dziwnego, bo studio Bertone nauczyło się na błędach popełnionych przy projektowaniu 262C i zaprojektowało bardzo proporcjonalny wóz. Problem w tym, że tak jak pisałem wyżej, nie był to model który klienci Volvo chcieli kupować. Nie był to też model, który brali pod uwagę przeciętni nabywcy Personal Luxury Coupe. Weźmy też pod uwagę, że było drogie, bo 780 produkowane było przez Włochów i mamy przepis na rynkową porażkę. Świetnie.
Toyota Camry Solara II
Celowo piszę tylko o drugiej generacji, bo… no cóż – spójrzcie na zdjęcie. Jeśli wydaje Wam się, że jest paskudna, to macie rację. Doprawdy, chciałbym poznać osobę, która kupiła ten samochód jako nowy w salonie i nie czuła przy tym wstydu. Znaczy, fakt – Toyota ma tę zaletę, że będzie jeździć tak długo, aż koła nie odpadną. Ale bez przesady, przecież auto o takim wyglądzie to zbrodnia przeciwko ludzkości. A był jeszcze kabriolet, który jakimś cudem wyglądał jeszcze gorzej.
Lincoln Mark VIII
Uwaga, kontrowersyjna opinia: Lincoln Mark VIII jest fenomenalnie ładnym samochodem. I właściwie tu mógłbym zakończyć opis tego samochodu, ale wiem, że oczekujecie trochę więcej. Ja sam zresztą też czułbym się niespełniony, gdybym zostawił Was tylko z jednym zdaniem opisu. No więc – ten samochód o aparycji rozciągniętej Fasolki Bertiego Botta był w swoim czasie bardzo rewolucyjnym designem. Miał bardzo płaskie przednie światła i lightbar z tyłu, który przebił się do mainstreamu dopiero jakieś… 3 lata temu? Światła nie są jednak najdziwniejszym elementem stylizacji tego samochodu. Zdecydowanie najdziwniejszy jest tył, a konkretnie udawana osłona koła zapasowego. Naprawdę jest udawana, to tylko płytkie przetłoczenie w klapie bagażnika – nic tam nie ma.
Ford Thunderbird I, IX oraz XI
Yas! To, co tygryski lubią najbardziej, czyli pączki z tranem multi-pozycje na liście! Tutaj wynika to z faktu, że ciężko mi będzie powiedzieć Wam, czemu generacja XI Forda Thunderbirda znalazła się na liście bez małej lekcji historii. No więc generacja pierwsza produkowana była tylko przez dwa lata (1955-1957) i była pierwszym powojennym dwuosobowym Fordem. I trzeba przyznać – bardzo udanym, szczególnie stylistycznie, bo tak jak nie lubię aut z lat 50’, tak Thunderbird robi robotę.
Z lat 50’ robimy fast forward do lat 90’, czyli do generacji IX Forda Thunderbirda. Skąd przeskok? Z dwóch powodów – po pierwsze Hot Wheels, którego widzieliście powyżej to właśnie dziewiąta generacja T-Birda, a po drugie, jak już pisałem uwielbiam tę generację. A co czyni ją ciekawą? Wersja Turbo Coupe z silnikiem wyposażonym w… nie zgadniecie. Turbo. Konkretnie chodzi o 190-konną jednostkę 2.3 Lima znaną z Mustanga SVO, ale tutaj w ładniejszym nadwoziu.
Znów fast forward, ale tym razem mniej fast i mniej forward, bo przenosimy się tylko o 15 lat, czyli do generacji XI Forda Thunderbirda. I… I Ford próbował nieudolnie powtórzyć sukces Mustanga piątej generacji i nawiązać do stylistyki retro. Z tym, że w Mustangu się udało, a w Thunderbirdzie… cóż, nikt nie dał się nabrać na luksusowe auto z wnętrzem rodem z Forda Fiesty.
Studebaker Avanti
Jakie znacie najszybsze auta na świecie? Bugatti Veyron, Mercedes 300SL, Ferrari F40 i Porsche 959… A co gdybym Wam powiedział, że był samochód, o którym nie pomyśleliście? Nie, nie chodzi mi o Bugatti EB110. Nie chodzi mi też o Jaguara XJ220. Chodzi mi, jak się zapewne domyślacie, o Studebakera Avanti. Tak, Avanti to nieco zapomniany model, mimo tego że odniósł wielki sukces. A może mały sukces? W sumie zależy jak spojrzeć. Jeśli chodzi o ilość zamówień – wielki sukces. Jeśli chodzi o to, że nie udało się wszystkich wyprodukować i ściągnął Studebakera na dno? Cóż, to ciężko nazwać sukcesem. Faktem jest, że to coupe z kompozytu do tej pory ma spore grono fanów, którzy aktywnie wspierają się by utrzymać Avanti na drogach.
A jakie jest najdziwniejsze Personal Luxury Coupe?
To jest pytanie, na które wszyscy czekali. A w każdym razie ja czekałem, żeby Wam o nim napisać, bo najdziwniejszym Personal Luxury Coupe jest…
…Cadillac Seville Opera Coupe by Grandeur!
Brawo, gratuluję.
Nie wiem tylko czy jest czego, bo z takim wyglądem… No cóż, przynajmniej wygląda jak z filmu animowanego, a to zawsze jakaś zaleta. A tak serio, wiecie jak to auto wygląda? Wygląda tak, jakby ktoś wziął sedana i uwalił z niego przednią parę drzwi i całą kabinę zaczął projektować zaczynając od drzwi tylnych. Dorzućmy do tego koło zapasowe, które optycznie jeszcze bardziej wydłuża przód Seville Coupe i mamy przepis na stylistyczną katastrofę. Ah, jeśli myślicie, że pod maską kryje się jakiś wielki silnik, V16 czy coś to… nie, pod maską jest zwykłe V8 o pojemności 5.8 litra, ale za to w dwóch wersjach. Benzynowe o mocy 180hp oraz diesel o mocy… 105hp. Nie zamierzam się śmiać z wolnossącego diesla, że miał mało mocy, bo chociaż był piekielnie awaryjny to zamierzam się śmiać z benzyniaka, bo 180hp z 5.7 litra pojemności to potężne XD. Ah – silnik był umieszczony w normalnym miejscu, na przedniej osi, więc większa część przestrzeni pod maską tego Cadillaca była, cóż, pusta. Świetnie.
Warto także zaznaczyć, że dostępna była krótka wersja Cadillaca Seville Opera Coupe by Grandeur, która ma jeszcze bardziej komiczne proporcje. Spójrzcie sami:
Ja nawet nie wiem co powiedzieć na te dwa auta. Jedyne, co mi się nasuwa na klawiaturę to XD. Więc z tym Was zostawię, śmiejcie się razem ze mną, bo jest z czego.