ivolucja.pl

POZNALIŚMY RECEPTĘ NA NIEŚMIERTELNOŚĆ! – Ostatnia prosta #17

Żeby uniknąć sytuacji, że ktoś zarzuci mi clickbait - recepta ta dotyczy Mazdy.

 W świecie samochodów często bywa tak, że pewne modele, czy też marki umierają. Czy to z powodów finansowych, czy niskiego popytu albo rzekomych defraudacji i handlu substancjami niedozwolonymi – tak czasem po prostu jest. Na szczęście, często w miejsce marek i modeli, które padły pojawiają się nowe – lepsze, albo po prostu inne. Czasem, bardzo rzadko, ale czasem są też sytuacje gdy stare marki powracają z nowymi inwestorami i ideami.

I od tego dziś zaczniemy.

Przecież te felgi to kopia wzoru z Bugatti Chiron!

Nazwisko Bizzarrini prawdopodobnie niewiele Wam mówi, chyba że czytaliście mój wpis o Lamborghini z silnikami V12. Wtedy wiecie, że Giotto Bizzarrini to inżynier odpowiedzialny za konstrukcję pierwszego silnika Lamborghini czyli V12 o pojemności 3.5 litra, które było używane aż do 2010 roku (wtedy miało 6,5 litra). Z tym, że Giotto Bizarrini miał też własną markę nazwaną Bizzarrini (duh), która istniała w latach 1964–1969. Pod tą nazwą powstało kilka samochodów, ale nie można dużo zdziałać przez 5 lat. Natomiast teraz marka Bizzarrini została wskrzeszona i jej pierwszy model nazywa się Giotto. Wszystko fajnie, ale czemu render wygląda jakby był wykonany przez amatora w photoshopie?

Krzychu! Enyaq’iem teraz!

Z czym kojarzy nam się Skoda? Z rozsądkiem, niewygórowaną ceną, praktycznością, zielonym co jedzie po strzeżonym… To z czym nam się Skoda na pewno nie kojarzy jest drift. Nie znam chyba żadnego modelu tego producenta, który nadawałby się do tego celu. Ale Skodzie to nie przeszkadza, więc postanowiła pobić dwa rekordy Guinnessa w driftingu. Pierwszy to najdłuższy drift na lodzie, a drugi to najdłuższy drift na lodzie samochodem elektrycznym. A no właśnie – Skoda do tego celu użyła modelu Enyaq iV RS z napędem na 4 koła. I tak, gdy napędzane są obie osie trudniej jest driftować, ale Skoda rozwiązała ten problem montując na tylnej osi opony o mniejszej liczbie kolców, dzięki czemu łatwiej było utrzymać ten trwający 15 minut i 58 sekund poślizg.

EVentualnie ta podróż się skończy.

Wiele redakcji trąbi o tym, że samochody elektryczne nie lubią chłodu i że koszmarnie im wtedy spada zasięg. Poniekąd słusznie – to zjawisko widać nawet w przypadku telefonów komórkowych. Z tym, że Nissan ma inne plany i żaden brak zasięgu mu ich nie pokrzyżuje. Ich plan wygląda tak: wziąć Nissana Ariya EV i przejechać nim z Bieguna Północnego do Bieguna Południowego. Czemu? Bo nikt tego nie zrobił. W sensie – nie że nikt tego nie zrobił autem elektrycznym tylko po prostu Nikt. Tego. Nie. Zrobił.
I oczywiście, taka ekspedycja nie byłaby możliwa w seryjnym Nissanie Ariya, więc auto które jest używane poddano znaczącym modyfikacjom zawieszenia, kół i co za tym idzie – nadwozia. Oprócz tego to seryjny Nissan Ariya. Ah, ma też zestaw do ładowania się energią słoneczną i wiatrową oraz ekspres do kawy. Tyle.
W sumie fajna podróż, ale mogli wybrać jakieś ciekawsze auto, nie wiem, GT-Ra na przykład.

Zostając przy Nissanie…

Teraz mam ciekawsze Nissanowe wieści czyli koncept o nazwie Max-out. I standardowo, jak większość konceptów – Max-Out jest elektrykiem. Ale za to jakim! Już pominę oderwane od rzeczywistości wnętrze przy którym Tesla to średniowiecze i przejdę od razu do nadwozia. No przecież ta sylwetka zwala na kolana, a kształt świateł jest wręcz nierealny. No po prostu wow. Koła to jeszcze inna para kaloszy – przecież kołpaki z motywem tuneli to jest coś genialnego. A wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Że jest spora szansa, że Max-Out trafi do produkcji. Nie wiadomo kiedy, bo ma bazować na zupełnie nowej platformie, której jeszcze nie ma, ale trzymam kciuki by wydarzyło się to jak najwcześniej.

Czy to już? Już koniec? Proszę?

Nigdy nie byłem fanem serii filmów Szybcy i Wściekli. To co zapoczątkowało moją fascynację tuningów były gry serii Need For Speed, szybcy i wściekli byli. I tyle. Czasem przewijało się to w tle, a czasem zapominałem że te filmy w ogóle istniały. A potem zrobiłem sobie maraton i doszło do mnie że to wszystko syf i nie rozumiem fascynacji. No ale jeśli ktoś je lubi to w tym roku ma wyjść dziesiąta część tego tasiemca o tytule Fast X. 
Nope, nadal nie jestem tym faktem podekscytowany.

8 miejsc? To prawie bus!

Kiedyś to było tak – jak chciałeś mieć 8 miejsc to musiałeś kupić Volkswagena Caravelle albo inne Vito czy V-klasę. Względnie jakiegoś innego busa. A jeśli przy okazji chciałeś mieć Mazdę to miałeś pecha – musiałeś mieć dwa auta: busa i Mazdę. 
Ale teraz jest rozwiązanie tego problemu. Nazywa się Mazda CX-90, ma 8 miejsc, 6 cylindrów, 335hp i napęd na 4 koła faworyzujący tylną oś. Owszem, jest też wersja plug-in hybrid, która ma 4 cylindry i moc 319hp, ale 6 cylindrów brzmi tak dobrze… przynajmniej na papierze, bo założę się, że dźwięk tego silnika będzie bardzo przyduszony tłumikami. 
Największy problem tej Mazdy? Dostępna jest tylko w USA. Czy trafi do Europy? Nie sądzę.

A wracając do sposobu na nieśmiertelność…

Jest jeden. Bardzo prosty. Sposób ten brzmi: Być Mazdą MX-5. I tyle. Koniec. Cały sposób. I nie wziąłem tego znikąd – Martijn ten Brink czyli CEO europejskiego oddziału Mazdy twierdzi, że spokojnie można założyć, że MX-5 nie umrze nigdy. I z jego wypowiedzi dla magazynu Road & Track wynika, że zdaje sobie sprawę, że może to być ciężkie zadanie i że nie do końca wie w którą stronę pójdzie Mazda MX-5 ale… Hej, może w końcu powstanie lekki, niezbyt mocny, elektryczny samochód sportowy o którym marzę?

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *