Witam na ostatniej prostej, czyli cotygodniowym podsumowaniu newsów z motoryzacyjnego świata.
Po zeszłotygodniowej edycji specjalnej skupiającej się na targach SEMA w USA przyszła pora na kolejny odcinek Ostatniej Prostej. Tym razem, zgodnie z tradycją – przegląd newsów. I nie, tytuł to nie jest Clickbait. Ale zanim o Volvo…
Wallriding jest jednak całkiem realistyczny.
Wallriding to znana i niesamowicie wkurzająca praktyka stosowana w grach komputerowych. Ah, jeśli nie gracie w gry wyścigowe, to możecie nie wiedzieć o co chodzi. W skrócie chodzi o moment, gdy przeciwnik zyskuje przewagę ślizgając się po zewnętrznej bandzie toru. Dzięki takiej technice nie musi on hamować i jest w stanie przejechać zakręt szybciej. Oczywiście nie jest to praktyka, którą gracze uważają za fair play, więc często gry programowane są w ten sposób, by delikwentów stosujących wallriding karać – najczęściej czasowym spowolnieniem auta lub naliczeniem kary czasowej.
Inną cechą jazdy po ścianie jest to, że uchodzi ona za coś, co jest absolutnie niewykonalne w prawdziwych wyścigach. Po pierwsze z powodu zniszczeń w samochodzie, a po drugie nikt z odrobiną mózgu nie podjąłby się celowego uderzenia w ścianę.
Tymczasem w NASCAR dzieje się to:
Jakby… No brak mi słów.
Teraz uważajcie. Ross Chastain (czyli kierowca, który zastosował wallriding) przyznał się, że była to technika, którą stosował grając w grę NASCAR 2005 na konsoli Nintendo Gamecube. Cóż – teraz to rzeczywistość imituje gry, a nie na odwrót.
Terenowe Lamborghini? Urus? A gdzie tam!
Lamborghini w ciągu wszystkich lat swojego istnienia wyprodukowało dwa modele samochodów, które nadają się do jazdy w terenie. Pierwszym modelem był Lamborghini LM002, czyli wojskowa terenówka z prawdziwego zdarzenia. Drugim był Lamborghini Urus, SUV jakich wiele dzielący podwozie z Porsche Cayenne, Bentleyem Bentaygą, Audi Q7/Q8 oraz Volkswagenem Tuaregiem. I to właśnie Urus odniósł rynkowy sukces, gdy LM002 to raczej ciekawostka dla ludzi znających temat. I nikt nie spodziewał się, że Lamborghini będzie na tyle odważne, by pokazać jeszcze jeden terenowy model.
Tymczasem Lamborghini pracuje nad trzecią “terenówką” – modelem Huracan Sterrato. I jak się domyślacie, nie jest to całkowicie nowy model, a nowa wersja dobrze znanego Huracana. Dzięki podwyższonemu zawieszeniu i innym osłonom podwozia ten supersamochód ma sobie lepiej radzić w terenie. Tia, już widzę jak ktoś wjeżdża tym w teren. Ja, mhm.
Terenowe Porsche? Cayenne? Macan? A gdzie!
Grupę Volkswagena ostatnio chyba coś opętało, jakiś duch overlandingu, czy ki czort. Bo jak już pisałem, Lamborghini pokazało prototyp Huracana Sterrato, a Porsche poszło o krok dalej. Mianowicie postanowiono zmodyfikować dwie 911 Carrera 4S, by lepiej spisywały się podczas jazdy w terenie i wjechano nimi na najwyższy wulkan na świecie – Ojos del Salado w Chile. Zmodyfikowane “prosiaki” zostały wyposażone w osie portalowe (podobne były w Mercedesie G 4×42) oraz większe koła i nadkola – silnik pozostał bez zmian.
I jeśli myślicie, że Porsche się tylko wydurnia to… nie bardzo. Ta akcja zapowiada powstanie nowego modelu 911 nazywającego się Dakar.
No, teraz mam dylemat – kupić Porsche 911 Dakar czy Lamborghini Huracan Sterrato? Co radzicie?
UwU >w<
Skoro już przy dziwnych terenówkach jesteśmy – również Mitsubishi ma plan poszerzyć gamę o niecodzienne auto terenowe. Tylko, że tym razem nie chodzi o supersamochód – tym razem chodzi o Kei-Cara. I jeśli myślicie o czymś pokroju Suzuki Jimny, to muszę Was zmartwić – nie tędy droga. Chociaż, to trzeba przyznać, nowa propozycja Mitsubishi jest jeszcze bardziej urocza niż Jimny. A właśnie – co to za samochód? Mitsubishi Delica Mini.
Miłośnikom jazdy terenowej i spania w środku lasu nazwa Delica może się całkiem dobrze kojarzyć, bo jest to bardzo terenowy van, który nie dość, że zniesie najgorsze błoto, to jeszcze pomieści sypialnie dla kilku osób. Tylko, że Delica Mini będzie… mini. A to znaczy, że nie będzie dzieliła z normalną Delicą nic oprócz imienia. Cóż, przynajmniej wygląda uroczo, prawda?
Styl jest ważny - nawet w Porsche.
Jeśli myślicie, że gdy stać Was na Porsche to już więcej stylu Wam nie potrzeba to muszę wyprowadzić Was z błędu. Albo inaczej – nie ja wyprowadzę Was z błędu, a Porsche. Marka ze Stuttgartu przygotowała bowiem model 718 Style Edition. I czym charakteryzuje się Style Edition? Cóż… nowym kolorem Ruby Star Neo oraz… well, to tyle. Chciałem ponarzekać, że skok na kasę, ale nie potrafię. Kolor Ruby Star Neo skradł moje serce.
Macie Chryslera 300c? Przestańcie nim jeździć. Teraz!
Właściwie to akcja dotyczy wszystkich aut zbudowanych na platformie LX w latach 2005-2010, ale tylko Chrysler 300c był sprzedawany w Europie. Reszta aut to: Dodge Magnum, Dodge Charger i Dodge Challenger.
A dlaczego macie przestać jeździć? Jeśli interesowaliście się branżą automotive w ciągu ostatnich 10 lat, to pewnie obiła Wam się o uszy akcja serwisowa związana z poduszkami bezpieczeństwa produkowanymi przez firmę Takata. Jeśli nie, to chodzi o to, że Takata źle zbudowała swoje poduszki, przez co nie spełniały swojej roli w należyty sposób. Problem w tym, że poduszki Takata były montowane w jakichś milionach samochodów i gdy sprawa wyszła na jaw to Takata dostała tak finansowo w ryj, że zwinęła manatki i zbankrutowała. No cóż. A co do aut na platformie LX – tam również montowane były poduszki Takata, które ostatnio zaczęły wybuchać, czego efektem były 2 ofiary śmiertelne. Stellantis poinformował więc użytkowników wcześniej wspomnianych aut, by przestali nimi jeździć. Więc jeśli czytacie ten artykuł jadąc autem, które pasuje do opisu to zatrzymajcie się natychmiast! Możecie zginąć!
Volkswagen sam przyznał, że jego auta są nudne.
Bawi mnie nieco sytuacja, w której sam Volkswagen stwierdza, że jego produkty są nudne. Zważywszy na to, ilu wojowników klawiatury próbuje temu zaprzeczyć. VW nie odnosi się jednak do wszystkich aut w swojej gamie, a tylko elektrycznych ID.3, ID.4 oraz ID.5, bo to właśnie one nie dostaną nigdy odmiany R. Dlaczego? Tak jak już napisałem – Volkswagen uznał, że samochody te są zbyt nudne i nie da się ich na tyle usprawnić, by pasowała do nich literka R.
(Nadal rechoczę, że sam VW powiedział, że jego auta są nudne)
VW są nudne, ale w Dodge’u bawią się wprost bombowo
Muszę Was zmartwić – dni obecnej generacji Chargera i Challengera są policzone. I z tej okazji Dodge postanowił wypuścić kilka edycji specjalnych. Kilka znaczy… 7. Tak, siedem. I są to: Dodge Challenger Shakedown, Dodge Charger Super Bee, Dodge Challenger i Charger Scat Pack Swinger (yup, naprawdę), Dodge Charger King Daytona oraz Dodge Challenger Black Ghost.
Jeśli liczyliście wszystkie te nazwy, to coś Wam się pewnie nie zgadza, bo niezależnie od tego ile razy byście nie liczyli wymieniłem sześć wozów, nie 7. I to znaczy, że umiecie liczyć, bo siódma edycja specjalna miała pojawić się na zeszłotygodniowych targach SEMA, ale coś Dodge’owi nie pykło. Inaczej: pykło aż za bardzo, bowiem Dodge planuje wypuścić najmocniejszą wersję swojego silnika HEMI w tej właśnie, ostatniej edycji specjalnej. W sumie czemu nie, 840hp w Dodge’u Demonie to definitywnie za mało. Problem jest jednak w tym, że przygotowywany przez nich silnik HEMI wybucha podczas testów pod obciążeniem. I to nie tak, że jakaś uszczelka puszcza. Silnik autentycznie wybucha i rozlatuje się na kawałki. Jestem pod wielkim wrażeniem, naprawdę.
Mercedes - The Best Or Nothing
Nagłówek, który widzicie był przez wiele lat hasłem reklamowym Mercedesa. I Mercedes bardzo lubił to swoje motto udowadniać przez praktycznie cały okres swojej działalności. Najpierw były Mercedesy SL 300 Gullwing czy 300 SEL 6.9 “Red Pig”, potem 190e Cosworth lub W124 500E Hammer, a teraz nadchodzi nowa era. Era nazywająca się Mercedes AMG One. Zapytacie, a dlaczego One jest najlepszy? Widzicie – AMG One właśnie ustanowił nowy rekord toru Nurburgring Nordschleife wynoszący 6:35.183. Tak, 6 minut 35 sekund. I jeśli myślicie, że to jakoś wolno, bo przecież przeciętne okrążenie w F1 zajmuje około 1:20 to… jesteście w srogim błędzie, bo jedno okrążenie Nordschleife to ponad 20km i 154 zakręty. Ah, i żebyście mieli odniesienie, dlaczego czas AMG One jest tak wyjątkowy, to już Wam daje kilka czasów żebyście się mogli odnieść: Poprzedni najlepszy czas to 6:42 ustanowiony przez Porsche 911 GT2 RS, orientacyjny czas bolidu F1 to około 5:30. Ah, zwykły człowiek w zwykłym samochodzie przejeżdża ten tor w około 13minut. Teraz nagle 6:35 wydaje się naprawdę szybkie, co nie? A weźcie jeszcze pod uwagę, że według kierowcy tor był wilgotny, a nie idealnie suchy.
Mówiłem, że będzie o Volvo? No to jest o Volvo.
Na początku tego wpisu zapowiadałem, że będzie o Volvo. Ba, rzuciłem nawet w tytule, że będzie o Volvo. Więc będzie o Volvo, a konkretnie o zupełnie nowym Volvo EX90.
EX90 to właściwie auto bardzo podobne wymiarami i zamysłem do XC90, z tą różnicą, że nowy model jest całkowicie elektryczny. I właściwie, to do tej pory nic nie zwiastuje żadnego szaleństwa – ot, 7-miejscowy elektryczny SUV, który zapewne będzie dobrze przemyślany i bardzo komfortowy. Zupełnie tak, jak XC90. Nic ciekawego.
Jest tylko jeden szkopuł. Właściwie dwa, czyli przednie światła. Do tej pory Volvo raczej stroniło od aut z dziwnymi światłami, w tym jednak przypadku postanowili zerwać z tradycją i zrobić jedne z najbardziej przekombinowanych reflektorów jakie widziałem. Z resztą, zobaczcie sami:
Nie dość, że światła są otwierane, to jeszcze do tego pod kloszem i w dodatku same “powieki” też świecą. Jestem prawie pewien, że to pierwsze otwierane światła znajdujące się pod kloszem. I pierwsze otwierane światła, w których element otwierający się również świeci.
Volvo chyba doszło do wniosku, że w kwestii bezpieczeństwa zrobili wszystko, teraz trzeba zająć się stylem swoich samochodów. Może czas na jakąś stylową edycję inspirowaną Porsche?