ivolucja.pl

Tokyo Xtreme Racer to jak gra arcade w domu.

Tokyo Xtreme Racer to typowo japoński twór łączący elementy, które pozornie zupełnie nie powinny do siebie pasować, a mimo to tworzą znakomitą całość.

Tokyo Xtreme Racer – tak pisze się “Xtreme”, a nie “Extreme” – to seria gier wyścigowych, która wraca po niemal 20 latach nieobecności. Ostatni tytuł tej serii wydano na rynek w 2007 roku na konsolę Playstation 2. Tak, na Playstation 2 – czujcie się staro razem ze mną.
Za serię odpowiedzialne jest japońskie studio Genki, które zostało założone przez wyrzutków z Segi – innego japońskiego studia. Z resztą, ten klimat buntu i nonkonformizmu widać nawet w logo tego studia – zobaczcie sami:

Genki zjadło zęby na grach wyścigowych, które nawiązują do popularnych w Japonii nielegalnych wyścigów – na przykład touge przedstawione w Initial D. Seria Tokyo Xtreme Racer skupia się jednak na innym, mniej znanym aspekcie tych aktywności. TXR nawiązuje bezpośrednio do popularnego w japonii Midnight Clubu, który był inspiracją dla innej japońskiej mangi – Wangan Midnight. Klub, o którym mowa robił sobie z obwodnic Tokyo coś pomiędzy autobahnem, a torem wyścigowym. Potężnie zmodyfikowane maszyny członków Midnight Club osiągały prędkości znacznie powyżej 300km/h, a żeby w ogóle próbować należeć do organizacji Wasz samochód musiał osiągać co najmniej 260km/h – a mówimy o czasach kiedy auta japońskie były ograniczone do 180km/h!

Czym jest Tokyo Xtreme Racer?

Poprzedni akapit wyjaśniał czym inspirowali się twórcy TXR, a tutaj szerzej powiemy sobie o tym, czego spodziewać się włączając tę grę. 
Jeżeli kojarzycie tryb “No Hesi” dostępny jako mod lub paczka modów między innymi do Assetto Corsy. Jeśli nie kojarzycie – No Hesi to tryb gry, który polega na szybkiej, widowiskowej jeździe w gęstym ruchu po autostradzie. Innymi słowy – coś co każdy spieszący się człowiek chciałby zrobić, ale boi się, bo to cholernie niebezpieczne. 
Tokyo Xtreme Racer to właśnie takie “No Hesi” tylko, że nie jest to mod, a cała gra. Cały czas spędzony na jeździe samochodem będzie spędzony na Wanganie – czyli systemie autostrad dookoła Tokyo – nic więcej. Więc jeśli walka o każdy kilometr prędkości maksymalnej na publicznej drodze jest tym co chcecie robić – TXR jest grą dla Was. 
Dodatkowo gra ma coś co można nazwać fabułą (o tym za chwilę) oraz zaskakująco komplet system obsługi i modyfikacji samochodów. Ujmę to tak – spodziewałem się typowego Need For Speeda, a dostałem mieszankę gry automatowej z Gran Turismo. Interpretujcie to zdanie jak chcecie – dla mnie to zaleta.

Fabuła… no cóż, jest.

Sylwetki ważniejszych postaci fabularnych często różnią się detalami.

Każdy wie, co to jest fabuła. Zbiór postaci, wydarzeń, zadań i innych mniej lub bardziej ważnych elementów gry, które powodują, że gra zachęca do ciągłego wracania do niej, by zobaczyć co będzie dalej. 

Tokyo Xtreme Racer… Hm. Ujmę to tak: Tokyo Xtreme Racer próbuje mieć fabułę. Tak, to zdanie ma zdumiewająco dużo sensu biorąc pod uwagę jaka to gra. Generalnie, to co Genki uznaje za fabułę to zbiór slajdów, okienek tekstowych i zdań głębokich niczym kubek na herbatę, które mają zmusić gracza do zastanowienia się po co się ściga i jaki ma w tym cel. Bohaterowie – o ile można ich tak nazwać – próbują przedstawić nam różne powody dlaczego się ścigają i jakie mają nastawienie do tego co robią. Bardzo fajny detal, gdyby nie fakt, że pomiędzy rozdziałami gry są plansze z jakimiś dziwacznymi sentencjami, które nie tak jak nie miały sensu gdy widziałem je po raz pierwszy, tak i nie mają sensu teraz gdy sobie je przypominam. 
Właśnie – a propos bohaterów, bo sposób w jakich TXR ich przedstawia jest dość nietypowy jak na standardy gier wyścigowych – chociaż wydaje mi się, że jeśli ktoś zna się na JRPG to wyda mu się to znajome. Generalnie zamiast postaci widzimy tylko ich sylwetki, których jest kilka do kilkunastu – czasem jednak, jeśli któraś postać jest ważniejsza fabularnie dostaje bardziej spersonalizowany obrazek. Tak więc, nigdy nie wiemy jak jakaś postać naprawdę wygląda, widzimy tylko cechy szczególne jej ubioru.
Co z resztą jest koherentne z tym, jakie informacje o bohaterach podaje nam gra. Tutaj imiona i nazwiska są zupełnie nieważne – liczy się uliczny pseudonim. I tak dla nas postać może być podpisana jako GOTHIC THE MY LORD, ale dopiero gdy wejdziemy w jego kartę w menu Referencji – do menu też przejdziemy – dowiemy się jak naprawdę ma na imię i nazwisko. Swoją drogą gracz również działa na podobnej zasadzie – nie możemy sobie sami ustawić ksywki, tylko dostajemy ją zgodnie z tym jak jeździmy i kiedy jeździmy. Na początku więc będziemy nazywani GUNMA’S BEGINNER, a potem… to już zależy od Was.

Skoro już wspomniałem o menu…

Menu garażu, zwykła pauza jest mniej ciekawa.

…to muszę o tym napisać – to będzie krótkie, ale wydaje mi się ten temat bardzo zabawny. O tym, że Tokyo Xtreme Racer jest grą japońską już pisałem i to pewnie kilka razy. Widać to dokładnie po różnego rodzaju menusach, które są aż przeładowane treścią, jakby Genki nie potrafiło się zdecydować co wyciąć z gry, więc nie wycięło nic. Zwykle w grach wyścigowych są dwa przyciski od menu – na moim Logitechu F710 są to Back i Start, z czego pierwszy odpowiada za włączenie mapy, a drugi za pauzę. Tutaj jest… inaczej. Dopóki jesteśmy w trybie jazdy samochodem jest normalnie – back i start, logiczne. Ale gdy wchodzimy do garażu sterowanie się zmienia. Start nadal oznacza pauzę czyli proste menu, które służy głównie do wyjścia z gry, proste. Przycisk Back natomiast zmienia swoje zastosowanie i dzięki niemu możemy oglądać samochód. Jeśli jednak chcemy skorzystać z funkcji dostępnych w garażu takich jak modyfikowanie samochodu lub sprawdzenie pokonanych kierowców musimy użyć przycisku “B”. Niby to wszystko jest ciągle napisane na ekranie, ale wiele razy zdarzyło mi się obejrzeć auto zamiast wejść w garażowe menu. Nie jest to dla mnie duża wada, ale bywa to irytujące. 

Gameplay przywodzi na myśl automaty typu “Arcade”

Kupując Tokyo Xtreme Racer spodziewałem się, że ta gra będzie nieco w automatowym stylu. Nie wiem jak to opisać, ale zawsze gdy gra się na automatach w gry wyścigowe to ma to swój specyficzny nastrój. Nie wiem czy te gry są jakieś inne, czy może po prostu świadomość wydania kilku złotych na kilka minut zabawy musi oznaczać jakąś wyjątkową okazję, ale zawsze automatowe ścigałki miały dla mnie specyficzny klimat. Klimat do którego chętnie bym wracał gdybym tylko mógł bez wydawania na to horrendalnych ilości gotówki.
I Tokyo Xtreme Racer właśnie w tym celu kupiłem – wiedziałem, że ta gra będzie miała klimat arcade’a, którego tak bardzo pragnąłem w domowym zaciszu. 
Wiedziałem też, że grając w Tokyo Xtreme Racer na pewno zauważę jakieś podobieństwa do tytułów serii Need For Speed czy podobnych gier mocno skupionych na tuningu i robieniu show. 

Co finalnie dostałem?

Ciężko mi jest to dokładnie określić. To znaczy tak – to co dostałem na pewno to powiedzmy 30h doskonałej zabawy. Na pewno będę w tę grę jeszcze grał i spędzę w niej kolejne kilka-kilkanaście godzin, ale przejście kampanii dostępnej we wczesnym dostępie zajęło mi jakieś 25h. Zaznaczę przy okazji, że nie jest to koniec gry – to co Genki udostępniło do grania przed oficjalną premierą nie odsłania 100% fabuły, brakuje ostatniego rozdziału lub dwóch. 

To co najlepiej opisuje czym Tokyo Xtreme Racer właściwie jest to taka fuzja Gran Turismo z grą automatową. Z jednej strony dostajemy szybki gameplay, który momentami może wydawać się aż przeładowany funkcjami, a z drugiej musimy ciągle martwić się o stan opon. 

Przed wyjazdem na wangan wybieramy nie tylko rodzaj opon ale także skille, które mogą ułatwiać wyścigi lub zbieranie pieniędzy.

Może zacznijmy od początku i powiedzmy sobie bardziej konkretnie jak ta gra działa. Zanim jeszcze wyjedziemy na Wangan możemy wybrać sobie typ założonych opon – tutaj bez zaskoczeń działa to podobnie jak w F1: miękkie to najlepsza przyczepność ale najniższa wytrzymałość, twarde są przeciwieństwem, a średnie są pomiędzy. Ja, przyznam szczerze, zawsze używałem opon miękkich. Powód? Dookoła obwodnic Tokyo są parkingi – między innymi Daikoku – na których można za niewielką opłatą zmienić opony, więc jeśli strategicznie zaplanujemy jazdę, to właściwie unikamy problemów z zużyciem ogumienia.

Sam model jazdy jest… nieidealny. Domyślam się, że celem twórców było zwiększenie stabilności auta podczas jazdy z wysokimi prędkościami, ale finalnie efekt jest taki, że samochody prowadzą się bardzo koślawo na początkowym etapie gry i dopiero potem gdy prędkości często przekraczają 200km/h gra wydaje się działać jak powinna.
Inną sprawą jest niewyłączalna kontrola trakcji. Technicznie rzecz biorąc twórcy w ogóle nie mówią, że kontrola trakcji w tej grze jest, ale ja ją doskonale czuję gdy próbuję zmusić auto do poślizgu. Ci którzy dużo grali w GTA V zrozumieją o co chodzi, samochód po prostu nagle traci moc i szybko wytraca prędkość.
Jeśli jednak nie planujemy robić nic głupiego tylko faktycznie spędzić czas testując prędkości maksymalne to samochody prowadzą się przewidywalnie, a wrażenie wysokich prędkości jest naprawdę przyjemne. 

Wielką radość sprawia mi, że prześwit czy pochylenie kół nie wpływa na prowadzenie.

Jednak oprócz tych typowo zręcznościowych aspektów gry, są też aspekty typowo symulacyjne. Temat opon mamy już za sobą, ale gra pozwala także dokładnie ustawiać geometrię zawieszenia, siłę hamulców czy nawet sposób działania dyferencjału oraz przełożeń skrzyni biegów. Każda z tych rzeczy ma realny wpływ na prowadzenie samochodu i faktycznie może pogorszyć lub poprawić zachowanie auta w zakrętach i na prostych. Tyle dobrze, że obniżenie zawieszenia czy kąt pochylenia kół są aspektami typowo wizualnymi – dzięki temu mogę mieć idealnie obniżony samochód bez martwienia się o to, że będzie skakał podczas jazdy po nierównościach.

Poświęćmy chwilę na wyścigom

W Tokyo Xtreme Racer do wyścigu możemy wyzwać każdego, nawet kierowcę dostawczaka.

Tokyo Xtreme Racer to gra wyścigowa, duh. Tym jednak co ją wyróżnia na tle pozostałych “ścigałek” (paskudne jest to słowo) to fakt, że ścigać możemy się z każdym kogo widzimy. Niezależnie czy jest to taksówkarz, dostawca czy może inny kierowca wyścigowy – wystarczy błysnąć długimi i wyścig się zaczyna. Owszem, za pokonanie “cywila” nagrody pieniężne są niskie, ale można to zrobić, co samo w sobie jest zabawną opcją. Jak zabawną przekonałem się na własnej skórze gdy jechałem Suzuki Swift Sport (jednym z trzech aut startowych) i wyzwałem na pojedynek taksówkarza, a ten mi po prostu uciekł co skończyło się moją praktycznie natychmiastową przegraną. Super.

Gracz, który zdoła uciec przeciwnikowi wygrywa.

Sam sposób działania wyścigów wyda się bardzo znajomy dla osób, które spędziły dużo czasu grając w Need For Speed Underground 2. Po wyzwaniu innego kierowcy do wyścigu naszym celem jest wyprzedzenie go na wystarczający czas by jego “pasek zdrowia” spadł do zera. Jak to osiągniemy nie ma znaczenia, więc możemy wepchnąć przeciwnika na innego uczestnika ruchu na przykład. Nie żeby tak robił, skądże znowu. 

Aha, smutna informacja dla fanów NFSU2 – tam dało się wyzwać przeciwnika do wyścigu, a potem w niego uderzyć przy pełnej prędkości by od razu zyskać przewagę. W Tokyo Xtreme Racer to nie działa, obu kierowców startuje wyścig przy prędkości 60km/h.

JDM albo giń

Suzuki Wagon R to krewny Opla Agili, w TXR dostępna jest jego najbardziej odjechana wersja.

Wybór samochodów w TXR to prawdziwa gratka dla miłośników aut zbudowanych w Japonii. Owszem są tutaj bardziej znane samochody jak Mazdy MX-5 lub Suzuki Swift, ale są też bardziej egzotyczne pojazdy takie jak Suzuki Alto Works 4WD czy Toyota Mark X. Aut nie jest co prawda dużo, ale słyszałem, że plikach gry jest ich więcej niż w samej grze. Może to oznaczać, że Genki szykuje kilka niespodzianek.

Skoro już mówimy o samochodach – podczas zakupu samochodu możemy spersonalizować rejestrację. Obecnie to żadna nowość, podobną opcję udostępnia Forza Horizon 5 czy Need For Speed. W Tokyo Xtreme Racer ten proces jest jednak nieco inny. Rejestrując swój samochód musimy dostosować się do ograniczeń stawianych przez japoński system tablic rejestracyjnych. Oznacza to, że musimy wybrać prefekturę, miasto, a cyfry na rejestracji muszą odpowiadać tym, które są przydzielone do wybranego wcześniej rejonu. Dodatkowo stajemy przed wyborem czy chcemy, żeby nasz samochód nosił tablice firmowe czy prywatne lub czy wolimy zwykłą “blachę” czy podświetlaną.

Są jeszcze bardziej techniczne kwestie…

Raz na jakiś czas zdarzają się dziwaczne glitche, na przykład taka o to samochodowa kanapka.

Grafika w Tokyo Xtreme Racer nie jest wybitna. Na pewno jest klimatyczna i ładna, ale w porównaniu z NFS Unbound… bez urazy, ale XTR leży i kwiczy. Podobnie jest w kwestii optymalizacji – owszem mam stabilne 120fps, ale gry o lepszej grafice i z większą ilością efektów potrafią wyciągnąć ponad 200. Słyszałem także o przypadkach, w których pomimo mocnego sprzętu FPSy nie przebijają bariery 40. Innymi słowy – optymalizacja nie jest najlepszą stroną XTRa. Wielka szkoda. 
Inną sprawą jest to, że spora część grafik czy modeli jest przeportowana bezpośrednio z poprzedniej gry cyklu – w mojej opinii widać to szczególnie po Suzuki Wagon R, jakoś model tego auta jest… no po prostu brzydki. Wiem, że sam samochód nie jest ładny, ale bez przesady. 

Co w takim razie uważam o Tokyo Xtreme Racer?

Samochody można dokładnie obejrzeć tylko w garażu, podczas jazdy nie ma trybu foto.

Wydałem na tę grę 140 złotych w przedsprzedaży. Myślę, że bez tragedii, bo to cena pomiędzy grą indy, a AAA – czyli dokładnie odpowiada temu gdzie na rynku gier znajduje się Tokyo Xtreme Racer. Nie jest to mała produkcja, ale nie jest to też gigant.
Czy 140 złotych to właściwa cena za powiedzmy 50h rozgrywki? Nie sądzę? Znaczy – cieszę się, że mam tę grę, bo mam absolutnego hopla na punkcie Wangan Midnight i japońskich samochodów, których brakuje w innych grach wyścigowych. Z drugiej strony jednak 50h to nie jest dużo. To po prostu nie jest dużo. 

Wierzę jednak, że Genki stanie na wysokości zadania i gdy gra wyjdzie w pełnej wersji i nadrobię końcówkę historii to gra wtedy będzie warta swojej ceny. Szczególnie, jeśli będzie opcja pośmigania po Wanganie z kumplami lub porównania z nimi wyników. 

Przy tym jak obecnie gra jest skonstruowana nie jestem w stanie odblokować wszystkich aut.

Narazie czuję, że gra jest niekompletna. Albo inaczej – czuję się tak, jakbym zamówił obiad w restauracji, zjadł zupę, ziemniaki ale ktoś mi w ostatniej chwili sprzed nosa zabrał schabowego. Owszem, nie zapłaciłem za niego (gra w przedsprzedaży jest tańsza niż będzie potem), ale ja chcę kompletne drugie danie bez czekania. 
Mimo to polecam Tokyo Xtreme Racer każdemu, kto chce doświadczyć gry wyścigowej innej niż duże tytuły. Gry która nie jest inspirowana kulturą japońską tylko tą kulturą jest. Owszem, ten tytuł ma swoje wady. Owszem, jest na ten moment niekompletny. Ale mimo to mam naprawdę dużo frajdy z jazdy autostradą w te i we wte. Po prostu.

Do zobaczenia na Wanganie!

Leave a Comment