ivolucja.pl

Wiem co zrobić, by F1 znów było ciekawe!

Jako fan tego sportu, uważam, że F1 jest coraz nudniejsze. Ale mam na to sposób!

Obecne F1 to zdecydowanie spektakl wart oglądania. Kierowcy – a nawet szefowie zespołów – są o wiele bardziej medialni niż miało to miejsce kiedyś i o wiele łatwiej jest zdecydować komu kibicujemy nie tylko na podstawie jego osiągnięć, ale też jego charakteru oraz interakcji z innymi kierowcami. Oczywiście częściowo odpowiada za to serial „dokumentalny” Netflixa „Drive to Survive”, ale Liberty Media (czyli obecny właściciel F1) również ma w tym swoje 3 grosze zapraszając kierowców do odcinków na platformie YouTube czy krótkich rolek na TikToku lub Instagramie.

Szkoda tylko, że wyścigi są nudne

No dobra, nie wszystkie. Ale coraz więcej wydarzeń w trakcie sezonu F1 można nazwać nudnymi. Pewnie nawet Liberty Media ma problem sklecić z tego jakiekolwiek sensowne podsumowanie na YouTube, bo absolutnie nic się NIE DZIEJE.

I tak, strategie, zmiany opon, oszczędzanie silników i inne DRSy są stosowane i na pewno mają znaczenie, ale pomimo to, coraz częściej absolutnie nie ma co oglądać – jak to miało miejsce w tegorocznym GP Japonii, w którym pierwsze 6 samochodów przyjechało w takiej samej kolejności w jakiej startowało. NUDA!

Winę za taki stan rzeczy ponosi kilka czynników

Bolidy stosowane w F1 to dzieła inżynieryjnej sztuki. Wszystko jest tak lekkie jak to tylko możliwe i tak samo dopracowane aerodynamicznie. Sposób w jaki te samochody działają jest naprawdę niesamowity, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę jak skomplikowane i wieloczęściowe są to konstrukcje.

To jest Mclaren MCL38 - zeszłoroczny bolid F1, tutaj w specjalnym malowaniu na GP Monako.

Problem w tym, że to nie pomaga w ściganiu się. Obecne samochody F1 są tak skomplikowane aerodynamicznie, że tworzą za sobą strefę „brudnego powietrza”. I nie mówię tutaj o spalinach, a o dużych zawirowaniach powietrznych, które można nieco porównać z kilwaterem w łodziach. „Brudne powietrze” nie interesuje kierowcy, który je tworzy, bo ten jest z przodu. Ale jeśli ktoś zacznie się do niego zbliżać to zaczyna się robić problem. Kierowca F1, który blisko podąża za innym bolidem traci osiągi, bo turbulencje w powietrzu zabierają siłę docisku oraz utrudniają chłodzenie jednostki napędowej hamulców. Oznacza to, że goniący kierowca ma problem z wyprzedzeniem gdy zbliża się do przeciwnika. Owszem, są serie – na przykład NASCAR – gdzie podobny problem właściwie nie istnieje, ale nie o to chodzi, żeby robić z F1 jazdę po owalu, prawda?

NASCAR są dość proste aerodynamicznie, ale zawsze są blisko siebie.

Inną sprawą jest fakt tego jak duże i jak ciężkie są obecne bolidy. Oglądając je w telewizji nie widać ich wymiarów, ale można sprawdzić je w internecie. Spokojnie, zrobiłem to za Was – obecne bolidy F1 mają około 5,5 metra długości i ponad 2 metry szerokości. To więcej niż obecnie produkowane BMW Serii 7. To właściwie tyle samo co nowy Rolls-Royce Ghost! Przecież to jest szaleństwo ścigać się autami wielkości największych i najdroższych limuzyn świata. 

No cóż – przynajmniej F1 nie waży tyle samo co BMW. Stosowane obecnie bolidy ważą około 800kg uwzględniając masę kierowcy, ale bez paliwa. Czyli na starcie wyścigu, gdy samochody zatankowane są pod korek – czyli mają na pokładzie 110kg paliwa – ważą około 900kg. Żebyście i tym razem mieli jakieś porównanie – Skoda Citigo waży 850kg, a z kolei Caterham Seven 170R waży około 400. Oba te auta mają homologację drogową, żeby nie było.

To jest Mclaren MP4/4 z 1988 roku. Waży on 300kg mniej niż obecne bolidy.

Tak, nawet 900kg wydaje się niską masą, szczególnie w porównaniu z autami drogowymi, ale w przypadku F1 to bardziej jak zawodnicy Sumo. Dlaczego? Wygrywający w 1988 roku bolid McLaren-Honda MP4/4 ważył 540kg i miał niewiele ponad 4 metry długości. Inny bolid Mclarena – MP4/21 stosowany w roku 2005 miał długość 4,770mm i ważył około 600kg. Tak, to wciąż było duże auto – miało długość kombi klasy średniej i było nieco szersze – ale nie było aż tak wielkie jak obecnie!

Co to oznacza w praktyce?

Największym problemem F1 nie jest w cale brak innowacji czy pieniędzy. Największym problemem F1 jest fakt, że bolidy NIE MIESZCZĄ SIĘ NA TORZE. Wybitnym przykładem tego zjawiska jest GP Monako, które jest tak wąskie, że obecnie, nawet przy użyciu DRSu bolidy nie mają się jak wyprzedzić. Po prostu nie ma gdzie wykonać manewru tak, żeby nie ryzykować uderzenia w ścianę. To nawet nie jest tak, że nie lubię tego toru – bardzo go lubię, jest wybitnie techniczny, ale nie nadaje się do obecnych regulacji w F1. Z resztą coraz częściej nawet na normalnych torach bolidy mają duży problem, żeby się wyprzedzać – znów wspomnę o tegorocznej Japonii.

Logiczną konkluzją jest, by coś zmienić. Wielu pewnie od razu myśli o silnikach, bo obecnie stosowane V6 Turbo z hybrydą nie brzmi, ale takie mamy czasy i uznajmy, że to się raczej nie zmieni. Chyba, że nastąpi rewolucja w bio-paliwach i nagle V12 wrócą do łask, ale nie sądzę. Trzeba więc zmienić konstrukcję bolidu, tak aby był mniejszy i lżejszy – albo przynajmniej skręcał tak, jak gdyby był lżejszy.

Rozwiązaniem jest McMurtry Spéirling

To auto naprawdę jest takie małe, to nie kwestia zdjęcia.

Pewnie nic Wam ta nazwa nie mówi, więc już wyjaśniam. McMurtry Spéirling to elektryczny samochód torowy, który został zbudowany tak, by być jak najlżejszy i jak najszybszy na torze. Waży on około tony, ma 1,5m długości i 3,4 metra długości. To tyle co japońskie Kei-Cary czyli super-małe autka miejskie! Jest jednak haczyk. McMurtry Spéirling generuje 2 tony docisku… gdy stoi. Tak, dobrze czytacie. Ten samochodzik generuje dwukrotność swojej masy podczas postoju.

Dzieje się tak, bo McMurtry wykorzystuje wentylatory, których zadaniem jest wysysanie powietrza spod samochodu – coś jak odkurzacz. Tylko, że w tym przypadku powietrze spod auta – i cały kurz i inny syf, wyrzucane są z tyłu pojazdu, co doskonale widać gdy auto stoi:

Podsumowując – McMurtry Spéirling jest dużo mniejszy niż obecne bolidy F1, ale nieco cięższy. Masa jednak ma w tym przypadku mniejsze znaczenie, bo i ten samochodzik i tak jedzie dosłownie jak po szynach.
Z resztą, ten samochodzik już i tak pokazał pazur ustanawiając rekord na Goodwood Festival Of Speed:

Oraz pobijając rekord toru Top Gear należący do bolidu F1 Renault R24 z 2004 roku:

Co jednak ważniejsze dla fanów F1 sprzed ery silników V6: McMurtry Spéirling jest niesamowicie głośny. Po pierwsze dlatego, że sam silnik elektryczny wydaje swój szum, ale po części dlatego, że wentylatory pod spodem samochodu również generują dźwięk. Niektórzy określają dźwięk wydawany przez Spéirlinga jako podobny do V10, ale szybszy. Cokolwiek to nie znaczy.

Czy F1 faktycznie zainspiruje się Spéirling'iem?

Um… nie sądzę? To znaczy – chciałbym, bo redukcja masy i rozmiaru bolidów F1 mocno wpłynęłaby na widowiskowość sportu, ale już od wielu lat samochody korzystające z wentylatorów są zabronione.
Z drugiej strony… takie rozwiązanie zapewnia szalone osiągi i niewyobrażalną przyczepność, więc w końcu chyba trzeba zacząć z niego korzystać prawda?
A jeśli FIA obawia się o widoczność…

...wystarczy dokładnie odkurzyć przed weekendem wyścigowym.

Leave a Comment