Zwykle najlepsze wzory felg pochodzą z najlepszych aut. Cóż, nie tym razem.
Fajny samochód musi mieć fajne felgi. Tak jest napisane w Księdze Ulicy, a nawet jeśli nie jest, to i tak jest to oczywista oczywistość. Zwykle sprawdza się to również w drugą stronę, czyli przeciętny samochód zwykle ma przeciętne felgi. Są jednak przypadki, kiedy przeciętne samochody mają absolutnie niebywałe felgi. I właśnie takimi przypadkami zajmiemy się dziś.
Audi A6 C5
Audi A6 C5 to niezbyt ciekawy wóz. Fakt, komfortowy, duży i stosunkowo bezawaryjny, ale niezbyt ciekawy. Powiedziałbym nawet, że nie licząc odmian S i RS nie jest on nawet warty zapamiętania, szczególnie zapomnieć bym chciał obłą tylną klapę w sedanie, brrrr.
Ale jedno trzeba przyznać – był jeden wzór felg występujący na tym samochodzie, który absolutnie uwielbiam: chodzi o 17-calowe Parabole. Pięć grubych ramion i prawie-lustrzane wykończenie powoduje, że ten konkretny wzór felg jest w mojej opinii jednym z najładniejszych wyprodukowanych w swoich czasach.
Ale moja opinia może być wybitnie niesprawiedliwa, bo w końcu dokładnie takie felgi mam na swoim A3. Moje co prawda pochodzą z TT, ale nie mogłem umieścić TT na liście z przeciętnymi samochodami, prawda?
Dodge Viper RT/10
Tak, Viper jest cool. Tak, jest kompletnie szalony. Oraz tak, zobaczenie takiego auta na ulicy to jak wygranie w totka. Ten samochód do tej pory wydaje się zupełnie nierealny, nawet nie powiedziałbym, że kosmiczny. Po prostu nierealny. To jest szczyt lat 90’ w designie samochodów, ale do tej pory wygląda jak nie z tej ziemi.
Nie zmienia to jednak faktu, że Viper jako samochód jest… słaby, żeby nie powiedzieć beznadziejny. Jako doświadczenie jest świetny, bo ciągle chce Ci urwać łeb przy samych kolanach. Ale jako samochód jest absolutnie, agonalnie bezużyteczny. Nie ma dachu, nie ma szyb bocznych, nie ma klamek zewnętrznych i wewnętrznego rygla maski. Już nawet nie mówię o klimatyzacji, ABSie czy kontroli trakcji. To jest dosłownie ogromny silnik, 4 koła i kierowca.
Ale felgi ma fenomenalne. Nie da się tego inaczej określić i koniec kropka.
Lexus SC 430
Myślę, że tej rozwodnionej meduzy nie trzeba nikomu przedstawiać. A jeśli jednak trzeba, to chyba wystarczy jeden tytuł: najgorsze auto świata według Top Gear. Czy się z tym zgadzam? Nie. Czy uważam, że SC 430 jest do bani? Tak. Dlaczego? Po pierwsze z powodu wyglądu, który może kochać tylko jego własna matka (nieprawda, widzieliście kiedyś poprzednią generację tego auta?), po drugie z powodu wnętrza, które choć dobrze wykonane to zdecydowanie grzybowe no i po trzecie z powodu charakteru, który zdecydowanie odbiega od tego czego moglibyśmy oczekiwać po kabriolecie z V8 pod maską, a bardziej przypomina miękki fotel obłożony folią jak to ma miejsce w domach starszych ludzi w USA.
Nie zmienia to jednak faktu, że felgi w tym samochodzie są świetne – w środowisku zyskały przydomek Dinner Plates, czyli talerze obiadowe i… ciężko się nie zgodzić, dokładnie tak wyglądają. I jakimś cudem to nie jest wada.
Mercedes W220
Mercedes klasy S generacji W220 jest uznawany za najgorszą S-klasę w dziejach. Wydaje mi się, że to nie do końca dlatego, że jak złym samochodem jest W220 sam w sobie, ale jak dobry był W140. Z drugiej strony – wiele elementów W220 wykonanych jest z gównolitu – jak na S-klasowe standardy, w Polonezie to byłby luksus – jest mnóstwo niedoróbek mechanicznych i technicznych. Oznacza to, że ten samochód jest po prostu awaryjny i jego kupno bez świadomości o bolączkach tego modelu może oznaczać finansową ruinę. Inna sprawa, że W220 nie jest specjalnie atrakcyjny wizualnie i nie ma takie siły przebicia jak poprzednik i następca – wygląda po prostu jak C-klasa, którą ktoś wydłużył w fotoszopie.
Trzeba jednak powiedzieć jedno: to co Mercedesowi w tej S-klasie wyszło to felgi. Konkretnie ten wzór, który widzicie na zdjęciach – jest wizualnie ciężki i dostojny. Szkoda tylko, że samo W220 takie nie jest.
Honda Civic Hybrid/Jazz Hybrid
Tak, zanim pojawiła się druga, typowo Priusowa, generacja modelu Insight, Honda próbowała walczyć z Toyotą bardziej konwencjonalnymi metodami, proponując klientom hybrydowe odmiany Civica ósmej generacji i Jazza drugiej generacji. I tak, podaję dwa auta, bo chociaż felgi jako takie mają inny rozstaw śrub to jednak mają taki sam wzór.
Obie hybrydy Hondy nie są złymi autami, ale nie są też wybitne. Po prostu auta do przemieszczania się, nic ciekawego. Entuzjaści, w tym ja, bardzo lubią montowane w nich felgi, ale oprócz tego? Zwykłe auta. Ale tak jak mówiłem – felgi mają super.
Ford Mustang GT SN95
Przedliftowe Mustangi czwartej generacji były oferowane z całym asortymentem trójramiennych felg. Wersja V6 miała swój wzór, a wersja GT miała ich nawet kilka. Ja na potrzeby tego zestawienia wybrałem wzór o trzech podwójnych ramionach – jest to na tyle nietypowy projekt, że warto go wyróżnić. I tak – czwarta generacja Mustanga o typoszeregu SN95 nie była fajnym wozem. No dobra, w Europie, gdzie chętnie popisujemy się amerykańskimi samochodami, była. Ale w USA to był trochę odgrzewany kotlet w postaci głębokiego liftingu poprzedniej generacji, a to dlatego, że miało jej nie być w ogóle. Czwarta generacja Mustanga miała mieć FWD i dziś znamy ją jako Forda Probe. Ze względu na mocno chaotyczny development, SN95 nie jest szanowany przez fanów.
Co innego montowane w nim felgi – te może nie mają fanów wśród miłośników kucyków, ale wśród pozostałych entuzjastów cieszą się niezłą popularnością.
Opel Corsa A
Pierwsza generacja Corsy ma w sobie coś z właśnie wspomnianego Mustanga – konkretnie chodzi o trójramienne felgi. A może to Mustang ma coś z Corsy, bo to właśnie miejski Opel był pierwszy? Nieważne – ważne, że alufelgi montowane w tym mieszczuchu ryją beret. Są malutkie, to fakt, ale mało mamy w Polsce firm, które pozwalają na zamówienie przerobić obręcze na trzyczęściowe i zwiększyć ich rozmiar? No właśnie.
Więc o ile sama Corsa to nieciekawe miejskie autko, o tyle felg o trzech potrójnych ramionach są warte zapamiętania.
Autech Zagato Stelvio
Teraz będzie nie tylko kontrowersyjnie, ale też nietypowo, bo pewnie większość z Was po raz pierwszy słyszy o takim samochodzie. Kontrowersyjnie będzie dlatego, że Ci z Was, którzy wiedzą co to jest pewnie uważają, że jest to wybitny wóz – bo na to przecież wskazywałby fakt, że produkcja Autecha Zagato Stelvio była limitowana tylko do 200 egzemplarzy, chociaż finalnie powstały tylko 104 auta.
Problem w tym, że to wcale nie był wybitny wóz. Stylistycznie był bardzo ciekawy, tego mu nie odmówię, szczególnie jeśli chodzi o lusterka wrysowane w przednie błotniki. Ale jeśli chodzi o sposób w jaki Stelvio Zagato jeździł to… no cóż – jeździł po prostu jak duże tylnonapędowe coupe z V6 pod maską i automatem.
Montowane w tym aucie felgi sprawiały jednak zupełnie inne wrażenie – były praktycznie zupełnie zabudowane, oprócz jednego wlotu powietrza, którego celem było chłodzenie hamulców. Nie żeby to było potrzebne podczas pokonywania wielu kilometrów autostrady, ale liczą się chęci – a tych było tutaj więcej niż osiągów.
Opel Adam
Wiecie o tym, że zupełnie zapomniałem o istnieniu takiego auta jak Opel Adam? Wyparłem je z pamięci i żyłem sobie tak, jakby go nie było – aż do dziś rana. Znaczy, nie środę rana, tylko do niedzieli rana, bo piszę ten wpis w niedzielę. Nieważne – Opel Adam miał być rywalem dla Fiata 500, ale trochę bardziej premium. I nie wyszło. Pięćsetka zupełnie przykryła swojego niemieckiego rywala do tego stopnia, że nawet uterenowiona wersja Rocks i sportowa S (a nawet Rocks S!) nie pomogły.
A dlaczego sobie przypomniałem o Oplu Adamie? Z powodu felg oczywiście – te miały plastikowe nakładki, które można było demontować i montować – coś jak kołpaczki w Tesli Model 3. Różnica jednak polegała na tym, że Adam miał tych nakładek 5 – po jednej na ramię felgi. To jest istotne dlatego, że w niektórych wersjach Adama można było zamówić jedną z tych nakładek w kontrastującym kolorze – tak, by tylko część felgi była, na przykład, żółta. Świetny pomysł! Naprawdę nie żartuję, to jest genialne i bardzo żałuję, że nikt inny czegoś takiego nie zrobił.
BMW X6 ActiveHybrid (E72)
Pierwsza generacja BMW X6 ma swoich fanów, ale szczerze? Zupełnie nie rozumiem czemu. Ten samochód jest brzydki, niepraktyczny, drogi, niekomfortowy i wcale nie jeździ tak dobrze jak powinien. A przy okazji, zawsze jak widzę X6 E71/E72 to mam przeświadczenie, że za kierownicą siedzi jakiś leming, obok niego siedzi jego żona, która również jest lemingiem, a z tyłu ledwo mieści się dwójka ich dzieci, które również są lemingami. I tak sobie ta rodzina lemingów jedzie, słuchając muzyki dla lemingów i myśląc, że są fajni, a inni użytkownicy drogi – oprócz innych lemingów – wiedzą, że właśnie jadą lemingi. Posiadanie X6 to jakby zrobić sobie tatuaż na czole o treści “mam 10 IQ i mój mózg ledwo radzi sobie z oddychaniem”. Jasny gwint, jak ja nienawidzę BMW X6 i jego użytkowników. Jakby ta nienawiść do lemingów miała formę materialną, to byłaby tak wielka, że jej grawitacja kompletnie zmieniłaby kształt drogi mlecznej.
Ivo chciał tu napisać, że jedyną zaletą BMW X6 jest fakt, że odmiana ActiveHybrid miała fajne aerodynamiczne felgi, które wyglądają nieco jak śruby napędowe w szybkich łodziach motorowych, ale trzeba go było odsunąć od komputera bo zaczął wykrzykiwać niecenzuralne wyrazy w kierunku użytkowników BMW X6. – Przyp. Red.
Infiniti M30
Pamiętacie czasy, kiedy Infiniti było naprawdę cool? Nie? A, w ogóle nie pamiętacie, kiedy Infiniti znaczyło cokolwiek innego niż źle napisane angielskie słowo infinity. No cóż, w takim razie pora na lekcję historii. Infiniti w swoim zamyśle miało być takim Lexusem, ale od Nissana. Innymi słowy: pozwolić japońskiej marce rywalizować jak równy z równym z niemieckimi markami takimi jak Audi, BMW i Mercedes. O ile w przypadku Lexusa to jakoś wyszło – bez wielkich sukcesów, ale jakoś wyszło, o tyle nie możemy powiedzieć tego samego o Infiniti. Luksusowa dywizja Nissana nigdy nie osiągnęła wielkich sukcesów, z wyjątkiem okresu kiedy w produkcji były modele G35 i pierwsza generacja G37. Trzeba jednak wspomnieć o pierwszym coupe (i kabriolecie) Infiniti czyli M30, a konkretnie o jego felgach. Bo o ile sam samochód był dość zwyczajny pomimo luksusowego i całkiem zgrabnego, dwudrzwiowego nadwozia to felgi miał wspaniałe. Obręcze stosowane w M30 wyglądały jak popularne w motorsporcie “aerodyski”, tylko zamiast być nakładkami na felgi, były… cóż, felgami. Wyglądało to świetnie, po prostu. Zgrabny samochód, zgrabna felga. Szkoda tylko, że wyniki sprzedaży szorowały po dnie i obecnie o M30 nikt nie pamięta.
Dodalibyście coś?
Na pewno o czymś zapomniałem. I nie mówię tutaj o oczywistościach jak felgi Cassiopea z Lamborghini Gallardo lub wzór znany z modeli Audi RS – to są świetne samochody, których po prostu nie mogę wpisać na listę słabych aut o świetnych felgach. Ale Wy na pewno znacie inne, zwykłe samochody, które mają fenomenalne obręcze? Podzielcie się w komentarzach.