Małe, sportowe cabrio to wymierający gatunek, który mimo swojej coraz mniejszej populacji wśród nowych aut, dalej można spotkać w portalach ogłoszeniowych.
Obecnie małe sportowe kabriolety to gatunek na wymarciu; zostaje wyparty przez SUVy i crossovery, takie jak Nissan Juke czy Toyota HR-V. Jeśli komuś nie podoba się jednak ta tendencja, to ma dwa wyjścia. Albo pójść do salonu i kupić nowe MX-5, albo poszperać w ogłoszeniach z autami używanymi.
Jako, że nie jest to typowe “Co kupić”, a raczej remix formuły, to nie mamy ograniczenia finansowego. Wytyczne są moje – co znaczy, że najważniejsza jest dziwność i rozmiar. Cena ma mniejsze znaczenie. Moja lista, moje zasady, ot co.
Mazda MX-5
To auto musi być na tej liście, mimo że nie pałam do niego jakimś wielkim entuzjazmem. Nie dlatego, że jest to zły, sportowy kabriolet. Co to, to nie. Po prostu jest opcją domyślną, gdy ktoś szuka roadstera, bardzo słusznie z resztą. MX-5 jest jednak w takiej dziwnej sytuacji, że pierwsza najbardziej ikoniczna generacja, zwana NA, zaczyna być postrzegana jako klasyk i drożeje. Potem mamy NB, którą możemy podzielić na NB1 i NB2, gdzie ja polecam NB2, bo posiada skrzynię biegów o sześciu przełożeniach oraz dyferencjał o ograniczonym uślizgu (Uwaga! Był opcją, miejcie to na uwadze). Po NB nadeszła NC, którą ja bym kupił, bo podobno jest najlepszą wersją MX-5 do jazdy na codzień. Przy okazji, warto zauważyć, że to auto z wiekiem wygląda coraz lepiej, i mimo bycia rzekomo najgorszą generacją MX-5, to ciągle jest wybitnie dobry kabriolet. Obecnie produkowana jest ND, którą możecie kupić w salonie lub na rynku wtórnym jako model kilkuletni. Polecam wersję poliftową z 2.0 bądź przedliftową z 1.5. To podobno najlepsze konfiguracje.
Cena: Dobrze zachowane NB2 kosztują nawet 20 tysięcy złotych, ale pewnie uda Wam się znaleźć tańszy egzemplarz. Co do NC, ceny wahają się od 30 do 60 tysięcy złotych, zależnie od wersji silnikowej i rocznika.
Toyota MR-2
Gdy myślimy: “Mazda MX-5, która nie jest MX-5”, to myślimy o Toyocie MR-2. Proste. Zasadniczą różnicą między MR-2 a MX’em jest to, że MR-2 ma silnik centralnie, a nie z przodu. Oh, jeszcze coś. Jest jej DUŻO mniej niż MX-5. Na Otomoto są obecnie… 3 sztuki. Wszystkie z nich to modele ostatniej generacji, czyli ZZW30. Nie ma jednak co się martwić, bo jest to generacja, którą ja bym wybrał. Ma słodką mordkę i dobrze znane wśród mechaników silniki. Do tego masa poniżej tony i możemy poczuć się jak w supersamochodzie. No, nie do końca, ale frajda z jazdy gwarantowana, a przecież o to właśnie chodzi.
Cena: Od 20 do 30 tysięcy złotych, lecz ciężko określić konkretną wartość, gdy dostępne są tylko 3 egzemplarze.
Lotus Elise
Tak, przebijamy sufit ceną, a co chodzi? Lotus Elise to model, który powiedziałem, że kupię sobie przed 35 rokiem życia, choćby skały… tak. W każdym razie, Lotus Elise to takie MR-2, ale w każdym calu lepsze. Lżejsze, szybsze, ładniejsze i bardziej egzotyczne. To ostatnie dotyczy tylko marki i wyglądu, bo silniki w Lotusie zawsze pochodziły ze zwykłych aut. Pierwsza seria Elisów była wyposażona w silnik Rovera 1.4l o mocy 105hp. Tak, to ten sam co w Polonezach. Późniejsze wersje jednak są ciekawsze, bo “pod maską” miały silniki Toyoty o pojemności 1.8l, montowane również w MR-2, Corollach i Celicach. I to właśnie w późniejsze Lotusy Elise bym celował, mają więcej mocy i są wygodniejsze. Nadal jednak ważą mniej, bo około 800kg, co jest niewątpliwą zaletą. Ważną cechą Elisów, o której nie wolno zapomnieć, jest to, że przez specyficzną technologię w której wykonano nadwozie, może być problem z jego naprawą jeśli ulegnie uszkodzeniu.
Cena: Brak danych. Serio, na Otomoto nie ma żadnego na sprzedaż. Przeglądając ogłoszenia na portalach zagranicznych można jednak zauważyć, że w cenie do 150 tysięcy złotych można już przebierać w ofertach. To nadal drogo, ale nie aż tak, by go nie rozważyć. Szczególnie, że nie straci na wartości.
Ford SportKa
Dobra, wracamy do tanich pudełek. Temat Forda SportKa (Sportki?) poruszyłem już we wpisie o Fordzie Ka, który możecie przeczytać klikając TUTAJ. Ze swoją mechaniką, czyli silnikiem o mocy 120hp, fajnym designem i niską sylwetką jest kuszącą propozycją. A na pewno taką, która będzie zwracać uwagę wszystkich. I tych, którzy będą się śmiać i tych, którzy nie będą wiedzieć o co chodzi, co to za pudełko. Przy okazji mechanicznie jest tani, bo to przecież Fiesta. What’s not to love?
Cena: Około 10 tysięcy złotych wystarczy by kupić fajnego SportKa, nie brałbym tego jednak za górną granicę.
Daihatsu Copen
Wygląda jak małe Audi TT, czyż nie? A przy okazji dzięki okrągłym reflektorom ma dodatkowy cute factor, który niezmiennie kojarzy mi się z anime i mangą. To skądinąd słuszne skojarzenie, bo Copen jest Kei-carem, czyli małym autkiem wyłączonym z większości japońskich podatków. U nas jednak te przepisy nie obowiązują, można go więc dostać z większym, mocniejszym silnikiem 1.3l o mocy 91hp. To ciągle niedużo, ale Copen waży ledwo 800kg, dzięki czemu mimo niskiej mocy potrafi dać sporo frajdy z jazdy. Jednak tym, co powstrzymuje mnie przed Copenem jest to, że ma napęd na przednie koła. Jakoś tak, nie pasuje mi to do tego autka.
Cena: Copeny kosztują około 20-35 tysięcy złotych. Czy warto? Nie wiem, MX-5 jest w podobnej cenie. Ale za to Copen jest śmieszniejszy.
Nissan 100NX
To jest model, o którym nikt już nie pamięta. A jeśli już nikt o nim nie pamięta, i nie jest WILDCARDEM, to aż mnie telepie z niecierpliwości co nim będzie. Znaczy, ja już wiem. Ale Wy nie. I nie patrzcie na dół strony, cierpliwości. W każdym razie Nissan 100NX, to delikatne naciąganie zasad, bo zasadniczo jest T-topem, a nie kabrio w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ale hej, możecie potem mówić, że macie prawie Camaro. No, to tak jak z MR-2 i supersamochodem, ale cóż, always look on the bright side of life. Warto też pamiętać o tym, że w 100NXie występował silnik o oznaczeniu SR20DE, który możecie kojarzyć między innymi z Nissana 180SX albo Sunny GTi. W wersji doładowanej to niezły potworek. Cholera, zaczynam chorować na 100NXa, pomocy!
Cena: Na Otomoto są dwa, oba poniżej 5 tysięcy. Ale chyba przygotowałbym co najmniej 10, części mogą być drogie.
Honda CR-X Del Sol
Honda CR-X to pewna ikona. Kanciaste kształty i dynamiczna sylwetka oznaczają bardzo emocjonujący model Hondy. Del Sol to jednak nieco inna para kaloszy. Nie mówię tylko o wyglądzie, który jest bardziej obły. Jest to również pierwsza i jedyna generacja tego modelu, która jest kabrioletem. Warto szukać takiej, gdzie dach składany jest automatycznie, to chyba najciekawszy mechanizm tego rodzaju jaki kiedykolwiek powstał. Była to opcja, do tego bardzo rzadko spotykana, ale ja bym szukał właśnie Del Solki z tym mechanizmem.
Cena: Ciężko określić, znalazłem dwa egzemplarze za 3 i 15 tysięcy złotych, żaden z nich jednak nie miał automatycznie składanego dachu.
Suzuki Cappuccino
Kolejny Kei-Car na tej liście. Tym razem wyprodukowało go Suzuki. Jest malutki tak jak Copen, ma jednak napęd na koła tylne, a nie przednie. Co również istotne, jest to autko, które jednocześnie jest kabrioletem, targą, T-topem i coupe. Wynika to z faktu, że przez niewielkie wymiary Cappuccino konstruktorzy musieli kombinować jak koń pod górkę, w jaki sposób zmieścić panel dachu w bagażniku. Udało się, jednak musieli go podzielić na trzy części. Właściwie cztery, bo tylna szyba jest osobna od dachu i chowa się do tyłu gdy mamy na to ochotę. Cóż za wspaniała rzecz. Co istotne! Niewielu ludzi wie, ale bardzo krótka seria tych Suzuki została sprowadzona do Europy, gdy auto było nowe. Łatwiej pewnie będzie poszukać takiego z rynku japońskiego, ale w dalszym ciągu da się znaleźć europejski egzemplarz. I nie, te europejskie nie mają większego silnika, jak to było w przypadku Copena.
Cena: 50-75 tysięcy złotych. Niby średni deal, ale brzmi kusząco.
Honda Beat
Kolejny absurdalnie mały kabriolet, kolejna propozycja z Japonii. W sumie jak większość tutaj. Anyway, Beat jest czymś pomiędzy Suzuki Cappucino, a Toyotą MR-2. Silnik ma położony centralnie jak MR-2, ale mocą i pojemnością odpowiada Cappuccino. Różnica jest jednak w sposobie rozwijania tej mocy. Cappuccino jest turbodoładowane, Beat natomiast nie jest. Typowa Honda. Dach to zwykła materiałowa konstrukcja, nic ciekawego. Beat nadrabia jednak wyglądem, jest fajnie agresywny.
Cena: Nie mam pojęcia. Nie udało mi się znaleźć nic na sprzedaż. Internety mówią, że około 100 tysięcy złotych.
WILDCARD
Co to jest? Otóż, jest to Autozam AZ-1. Wielkościowo to to samo co Beat, Cappuccino i Copen, ale za to o WIELE fajniejsze. No dobra, nie jest kabrioletem, ale te drzwi powodują, że jestem w stanie to wybaczyć. Tak jak o Lotusie Elise pisałem, że chcę sobie kupić takiego przed 35 rokiem życia, tak ten również jest moim obiektem westchnień, bo chciałbym kiedyś takiego jako auto do jazdy na co dzień. Silnikowo to Suzuki Cappucino, jednak tutaj silnik umieszczony jest centralnie, zapewniając lepsze rozłożenie masy. Jeszcze słowo, czym jest Autozam. Autozam to taka marka Mazdy obecna tylko na rynku japońskim, która sprzedawała AZ-1, małe modele Mazdy, Lancie(!) i Citroëny Saxo jako Chanson(!!!).
Cena: Teraz pryśnie czar tego auta. AZ-1 kosztują około 150 tysięcy złotych. Uf.
P.S. Na liście brakuje dwóch aut, które większość ludzi mogłaby uznać za pasujące. Jest to BMW Z3 i Mercedes SLK. Z3 nie ma, bo dla mnie zawsze Z3 będzie istnieć tylko jako Coupe. A SLK odpadł, bo wydaje mi się zbyt luksusowy jak na mały, sportowy kabriolet. Wiem, że jest mały, po prostu nie wydaje mi się wystarczająco lekki. Nie potrafię złapać z nim chemii. Owszem, możecie mi udowodnić, że się nie znam i SLK jest najlepsze na świecie. Komentarze są Wasze.
Zdjęcie główne pochodzi ze strony Mototrendy.pl
Pingback: Co Kupić #8 Dynamicznie, sportowo i stylowo do 20 tysięcy - ivolucja.pl