Gdyby ktoś 20 lat temu powiedział, że Hyundai i Kia będą wyznaczać trendy w designie samochodów to by go wyśmiano. Dziś natomiast sprawa wygląda zupełnie inaczej.
Kiedyś jedyną zaletą koreańskich samochodów było to, że są tanie w zakupie. Nie porywały wyposażeniem, a gdy powiedziałem tacie, że chciałbym sprawić sobie Hyundai’a z lat 90’ jako pierwszy samochód to powiedział, że dostanę raka od plastików i żebym sobie odpuścił. Cóż, ja znam takich, co mieli 3 lanosy i raka nadal nie mają. Ale może Lanos był lepiej złożony niż Hyundai? Nie sądzę. Wracając jednak do “Glow upu” koreańskich marek z tytułu.
Jak modele Hyundaia i Kii wyglądały 20 lat temu?
Nie ważne jak spojrzeć na te samochody – wyglądają jak zużyta w połowie kostka mydła. Typowe “najntisowe” kropelki, które prześlizgują się w tle bez zwracania czyjejkolwiek uwagi. Nawet nie bardzo wiem, co napisać o ich designie – może oprócz tego, że wyglądają tanio i bez polotu. Znaczy, wiem, wtedy były takie czasy, że wszystko było obłe do przesady, ale BMW E39 nadal wygląda sensownie. Ja wiem, to nie ta klasa samochodu. Ale Ford Ka, który był przecież tanim autem miejskim, wyglądał stylowo i przyjemnie. Dla niektórych w każdym razie.
Potem coś się ruszyło, bo auta wyglądały tak:
Owszem, nie jest to majstersztyk designu, rewolucja w segmencie i tak dalej. Warto jednak zaznaczyć, że te koreańskie samochody zaczęły wyglądać europejsko i… normalnie; Kia Cee’d pierwszej generacji nie odstaje wizualnie od Golfa czy Focusa. Owszem, nadal jest to tanie auto, ale wygląda bardzo sensownie. A Hyundai Getz? Przez wiele lat myślałem, że jest konstrukcją bliźniaczą z Hondą Jazz!
Ale to co się dzieje teraz…
No obadajcie. Właściwie nie ma w gamie Hyundaia czy Kii takiego produktu, który odstawałby designem od konkurencji. Ba! Hyundai i20 pozamiatał w tym segmencie, według mnie stylistycznie przebił nawet Forda Fiestę. Ha, i30, szczególnie w odmianie N, to w ogóle inna liga – Golf czy Civic mogą mu buty czyścić. Hyundai dokonał nawet rzeczy niemożliwej – zrobił SUVa, który naprawdę się wyróżnia i nie ma ściętego dachu. Mowa oczywiście o nowym Tucsonie – ten samochód jest genialny, stawiam dolary przeciwko orzechom, że jego design był inspirowany Cyberpunkiem 2077. I żeby nie było, Kia też wymiata designem – spójrzcie na nie oferowanego u nas Telluride’a. Przecież ten wielki SUV naprawdę wygląda, jakby mógł wjechać w teren i spokojnie rozjechać małe drzewa bez odprysku na lakierze. No i jest też oczywiście ulubieniec policjantów brygady SPEED, czyli Stinger. Owszem, ten model nie sprzedaje się za dobrze, ale działa idealnie jako Halo Car, odbierając klientów BMW czy Audi.
A co nas czeka?
Kia EV6 oraz Hyundai Ioniq 5
Wiem, że oba te modele są już w produkcji – widziałem nawet kilka egzemplarzy na drogach. I właściwie, to dwie rzeczy mnie w nich zaskoczyły: rozmiar i wygląd. Tak, tak, mówiłem już, że obecnie modele tych marek są piękne. Ale spójrzcie na linię boczną EV6 i listwę progową, która płynnie przechodzi do tylnych świateł. Albo te napompowane przednie nadkola. I to jest Kia? Hyundai Ioniq 5 jest jeszcze bardziej odjechany – kanciasty do oporu, śmiało nawiązujący swoim kształtem do pierwszych sportowych hatchbacków, takich jak Golf GTi mkI czy Lancia Delta HF Integrale. A co ważne – mimo nawiązań do przeszłości, wygląda jak z przyszłości. Pixelowe lampy przednie i tylne oraz przetłoczenie boczne układające się w odwróconą literę “Z” to znaki rozpoznawcze, które kompletnie zrywają pokrewieństwo tego modelu z Hyundaiami z lat 90’.
Hyundai Ioniq 6
Ten model jest GE-NIAL-NY do tego stopnia, że kiedyś poświęcę mu cały Artyzm. A teraz w wielkim skrócie. W momencie gdy wszyscy producenci idą w dziwne kształty, przetłoczenia i inne dziwactwa by obniżyć zużycie energii w samochodzie, Hyundai postanowił cofnąć się o 100 lat do epoki Streamline’u. Cały ten samochód jest właściwie jedną linią, jednym łukiem, który płynnie przechodzi z przedniej szyby, przez dach, aż po klapę bagażnika. Nie zapomniano oczywiście o tym, że wszystkie Ioniqi to jedna rodzina – w “szóstce” również pojawiły się pixelowe światła, które o dziwo pasują do wyglądu samochodu. Napisałem “o dziwo” bo to wcale nie jest oczywiste, że kanciaste pixele wpasują się w obłą stylistykę.
Hyundai N Vision 74
Wiem, że patrząc na zdjęcia, myślicie: “Ale fajny Polonez”. I nie jesteście wcale tak daleko. Ale od początku. Polonez rzekomo wyszedł spod ręki Giorgetto Giugiaro pracującego dla studia Bertone. Ten sam człowiek zaprojektował również Hyundai’a Pony Coupe w 1974. Projekt Pony Coupe został jednak odrzucony i przekształcony w… DeLoreana DMC-12. Takiego twistu się nie spodziewaliście, co? W każdym razie – by uhonorować odrzucony projekt, Hyundai postanowił nawiązać do jego wyglądu w najnowszym koncepcie. Ale oczywiście musieli go podkręcić. Szerokie koła, ogromny spoiler i odjechane błotniki to dopiero początek. Zabawa zaczyna się pod nadwoziem, albowiem nie znajdziemy tam silnika spalinowego. Ba! Zwykły silnik elektryczny również byłby zbyt normalny dla tak odjechanego pojazdu. Vision 74 jest hybrydą. Ale nie taką jak myślicie – w tym przypadku silnik elektryczny połączony jest z wodorowym, dzięki czemu wzrasta zasięg, zmniejsza się czas ładowania oraz, co ważniejsze, poprawie ulegają osiągi.
A teraz zadanie dla Was
Wskażcie mi inną markę, która w przeciągu 25-30 lat zrobiła taki postęp w jakości, wyglądzie i technologii. Jestem praktycznie pewny, że nie znajdziecie. No, ale możecie próbować. Powodzenia!