Honda Jazz nie jest pierwszym normalnym, skromnym autem w moim Hangarze Marzeń, jest ona jednak pewnym zaskoczeniem.
W Hangarze Marzeń pojawiają się różne fury. I te zupełnie odjechane, jak Stratos Zero lub Cerbera Speed 12, poprzez stare superauta i pudełka po zapałkach, aż na zwykłych kombivanach kończąc. Mimo, że mieszanka jest dość eklektyczna, to każde z nich łączy jedna cecha. No dobra, dobra, dwie. Albo nawet trzy. Anyway, tą cechą jest fakt, że każde z tych aut chciałbym postawić w swoim hangarze marzeń. Dlaczego? Każde z nich jest fajne. Nie inaczej jest tym razem. Mimo, że pozornie może wydawać się inaczej.
Ale zaczniemy od anegdoty
Ciekawą rzeczą jest to, że Honda Jazz nie wszędzie jest tak “muzyczna”. Na rynku amerykańskim Jazz jest znany jako Honda Fit. W Europie miało być podobnie, tylko zamiast Fit, miało być Fitta. No i gdzie problem? To teraz uważajcie. Problem w tym, że Fitta po szwedzku to bardzo wulgarne określenie na żeński narząd rozrodczy. Niedobrze. Nawet bardzo niedobrze. Połączcie to z proponowanym hasłem reklamowym “mała na zewnątrz, wielka w środku” i macie przepis na placek bakłażanowy katastrofę. Nie jesteście więc zdziwieni, że Honda postawiła na nazwę “Jazz” na starym kontynencie, prawda?
A teraz, dlaczego lubię Hondę Jazz?
Bo właściwie to… Honda Jazz sama w sobie nie ma nic ciekawego. Jest małą, kompaktową hybrydą hatchbacka z vanem, która nawet nigdy nie powstała w wersji stricte sportowej. No dobra, miała fajny mechanizm składania tylnych siedzeń zwany “Magic Seats”. No i to chyba tyle z ciekawych rzeczy. Ale to nie Honda Jazz jest fajna sama w sobie, a to, co można z nią zrobić.
No tak, tuning
Jak możecie kojarzyć z mojego wpisu o Kangoo albo generalnie z serii Tuning, bardzo lubię zmodyfikowane samochody. I Honda Jazz jest tego idealnym przykładem. Baza sama w sobie jest nudna jak flaki z olejem, ot, takie małe autko. Ciekawiej zaczyna się robić wtedy, gdy zaczniemy grzebać w internetach i odkryjemy jak szalone rzeczy ludzie z Jazzem poczyniają. I jak czadowo wygląda on zmodyfikowany. W mojej opinii dobrze porobiony Jazz wyrywa z butów. Zawsze.
Co pod maską?
Silniki oferowane w Hondzie Jazz, szczególnie na starym kontynencie, nie są jakoś specjalnie interesujące. Małe silniki benzynowe i dieselek, kompletny standard w tej klasie samochodów. Ale ciekawiej okaże się gdy zdamy sobie sprawę, że do Jazza można z powodzeniem wpakować silnik K24. Czym jest K24? Jest to rzędowa czwórka produkowana przez Hondę i mająca pojemność 2.4l i w najmocniejszych wersjach oferowała ponad 200hp. I można to włożyć do Hondy Jazz! Warto też pamiętać, że silniki z serii K dobrze znoszą doładowanie i podbijanie mocy w każdy inny sposób. Naprawdę nie jest problemem rozkręcić taki silnik do ponad 300hp, albo i więcej. I wyobraźcie sobie teraz takiego doładowanego potworka w malutkiej Hondzie Jazz. Strach się bać.
Ale przecież, to musi jakoś wyglądać
Słusznie. Dlatego mam w głowie cały zamysł na bodykit do tego autka. Przedni zderzak z dużym otworem, przez który widać intercooler oraz okrągłymi, wyciętymi dziurami w jego górnej części. Nie wolno także zapomnieć o lotkach i splitterze, by przód Hondy nie odrywał się od ziemi. Listwy boczne byłyby mało skomplikowane, by ich wysokość zgadzała się z wysokością przedniego zderzaka. Tylny zderzak jest jednak kompletnie szalonym pomysłem. Uciąłbym go w połowie wysokości i w pozostałej części wywiercił dziury, analogicznie jak z przodu. Pod tą resztką zderzaka zawiesiłbym dyfuzor tak wielki, jak to tylko aerodynamicznie sensowne. Znów po to, by nasz Jazz pozostał stabilny przy dużych prędkościach. A właśnie, aerodynamika. Spoiler byłby inspirowany tym obecnym w Lancii Delcie Integrale, tylko nieco większy. Wiecie, rozmiar ma znaczenie.
A kolor?
Malowanie na Jazzie byłoby inspirowane Kanjozoku; prawdopodobnie białe, z czerwonymi elementami albo na odwrót. Do tego maska i spoiler z włókna węglowego, które pozostawiłbym bez lakieru w ramach kontrastu. Nie wolno też zapomnieć o wyścigowych naklejkach, takich jak numer startowy czy logo firm i torów wyścigowych.
Kilka szczegółów
W idealnym świecie chciałbym, by wydech wychodził przez maskę, ale to chyba nielegalne. Z drugiej strony, wielki dyfuzor też byłby nielegalny. Pozostańmy więc w świecie wyobraźni i zostawmy wydech w masce. Nie będę też ukrywał, że naklejki na lampy powodujące u Jazza bardziej znudzone i skupione spojrzenie, również są na liście “must have” w tym konkretnym projekcie. Śmieszne byłyby też idealnie białe tylne lampy, ale co do tego nie jestem jeszcze przekonany.
Podsumowując
Skończylibyśmy z autem, które jest piekielnie szybkie i zrobiłoby niezły szał na każdym Ultrace czy innym zlocie, gdzie by się pojawiło. Problem jednak w tym taki, że musiałoby tam dojechać na lawecie. A to żaden szpan, gdy auto przyjeżdża na lawecie. Kolejnym problemem jest to, że chciałbym tym Jazzem robić zamieszanie na ulicach, a bez przeglądu nie wolno jeździć po drogach publicznych. Same problemy. Wiecie co? Na ten moment zostawię ten projekt w Hangarze Marzeń – niech tu siedzi i czeka aż będzie mnie stać na małego shitboxa, którym nie będę mógł wyjechać na ulice.
P.S. Jeśli zastanawiacie się, jakie są dwie pozostałe cechy łączące wszystkie auta z Hangaru to już wam mówię – wszystkie mają 4 koła i silnik. Ha-ha. To było słabe. Do widzenia.
Pingback: Hyundai i Kia zaliczyły największy Glow Up w historii - ivolucja.pl