ivolucja.pl

Hangar Marzeń #1, czyli klin nad kliny – Lancia Stratos Zero.

 

Zacznijmy cykl mocnym uderzeniem, dziełem sztuki, które powstało gdy marka była w pełni sił, lecz teraz trawiona jest korporacyjnym nowotworem zwanym zyskownością.

Ale na początku, szybkie pytanie, co to za cykl? Cykl “Hangar marzeń” to zbiór wpisów o autach, które chciałbym znaleźć w swoim hangarze, bo garaż jest za mały, a co! Oczywiście praktyczność, jezdność, koszta, sensowność posiadania schodzą na dalszy plan, to są po prostu auta, które mi się podobają. Skoro wstęp mamy za sobą, przejdźmy do tak zwanego mięska.

O czym mowa?

84 cm

A no o najbardziej klinowatym i przełomowym koncepcie lat 70’ o ile nie ostatnich pięćdziesięciu lat. O Lancii Stratos Zero. Ten wózek to kompletny odjazd w każdym tego słowa znaczeniu. Naprawdę chciałbym wiedzieć co brał Nuccio Bertone gdy to projektował, mimo, że mam wrażenie, że są to środki co najmniej nielegalne.

Ale… Dlaczego?

Halo Elon Musk? Z tymi ekranami to macie 50 lat spóźnienia. Tylko że to nie ekran…

Ha, dobre pytanie, na które odpowiedź jest zabawna, do prawdy. Podzielę ją na dwa segmenty. Pierwszy jest, dlaczego Stratos Zero powstał. I ta odpowiedź jest tą bardziej zaskakująca. Brzmi ona: Bo Ferrari. A to dlatego, że dla Ferrari pracowało wówczas studio Pininfarina, które zaprojektowało model Modulo. Modulo musicie wiedzieć, że nie dość, że było klinem, to jeszcze było niskie. Bardzo niskie. BARDZO. NISKIE. Otóż mierzyło ono w swoim najwyższym punkcie 93,5cm. A co to ma wspólnego z Lancią? Ha! Dla Lancii pracowało wtedy studio Bertone. I to właśnie oni postanowili stworzyć auto, które wygra w limbo z Ferrari. I wygrałoby. Gdyby auta grały w limbo. Ale nie grają. Co nie zmienia faktu, że Stratos Zero mierzy tylko… 84cm w najwyższym punkcie. Wspomnienia projektanta mówią nam, że był w stanie przejeżdżać pod szlabanami. A właśnie, mógł przejeżdżać o własnych siłach, bo był on w pełni jezdny. Miał silnik 1.6 o układzie V4 pochodzący z Lancii Fulvii HF i moc 115KM. Wystarczy. Warto jeszcze zwrócić uwagę na wnętrze. Halo? Tesla?

A druga część?

Warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Wydech i emblemat z napisem „Stratos”.

Druga część opowie nam o tym czemu chciałbym mieć Stratosa Zero w swoim hangarze. Jest kilka powodów. Pierwszy jest najprostszy, Stratos Zero jest czadowy, wspaniały, nie z tego świata i kosmiczny. Drugi jest taki, że wspaniale byłoby jeździć tym na co dzień, póki stawy mi pozwolą i zadawać szyku w każdym miejscu w którym się pojawię. Praca? Stratos Zero. Zakupy? Stratos Zero. Wyjście ze znajomymi? Stratos Zero. Impreza samochodowa? Stratos Zero. Chyba już rozumiecie. Jestem w stanie się założyć, że przykówałbym więcej uwagi niż dowolne inne auto. Albo pojazd w ogóle.

I co z tego wynikło?

Trójkątna pokrywa silnika. Trójkątna!

W sumie to bardzo wiele. Niesamowicie wiele w sumie. Zwykle samochody koncepcyjne kończą swój żywot w kulturze po jednym czy dwóch targach motoryzacyjnych i potem są odkładane “na półkę” i przechodzą dalej. Styknie. Tylko żywot Stratosa Zero pociągnął za sobą wiele innych wydarzeń. Pierwsze jest to, że wszedł do produkcji jako Lancia Stratos, wygląda inaczej, ale jest ciągle tak samo bezkompromisowy. Ma też więcej mocy. Drugie jest to, że jedyny egzemplarz Zero dalej istnieje i ma się dobrze. Trzecie jest najwspanialsze. Otóż pewien amerykański szaleniec zdecydował się zbudować replikę Stratosa Zero. Po prawie pięćdziesięciu latach od premiery! Pomyślcie jak ten samochód musiał wpłynąć na wyobraźnię. 

Gdyby pieniądze nie grały roli, Stratos Zero definitywnie byłby pierwszy na liście aut do kupienia.

zdjęcia: RM Sotheby’s

2 thoughts on “Hangar Marzeń #1, czyli klin nad kliny – Lancia Stratos Zero.”

  1. Pingback: Hangar Marzeń #2 - Renault Kangoo I - ivolucja.pl

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *