ivolucja.pl

Co to u licha jest???

Spoiler alert: to Ford, ale nie taki, jakiego się spodziewacie.

Sytuacja wyglądała tak: jechałem na mecz sparingowy futbolu amerykańskiego Hammers Łaziska Górne vs. Sieradz Warriors. A jako, że z czasem byłem bardzo na styk, to powiem szczerze – jechałem żwawiej. Ale wiecie jak to jest – na drodze trzeba mieć oczy dookoła głowy, więc człowiek zawsze patrzy w lusterka, szyby boczne i tak dalej. I tak się akurat zdarzyło, że stojąc na skrzyżowaniu w lusterku zobaczyłem to:

I oczywiście zastanawiałem się, co to za dziwactwo. Na szczęście zauważyłem, że mimo zmodyfikowania tyłu i przodu auta, środek i koła pozostały takie same, co w oryginalnym pojeździe – czyli w Fordzie Crown Victoria. I musicie mi uwierzyć na słowo, że to coś ma kabinę i felgi z Forda CrownVica, bo niestety nie mam innego zdjęcia.
Mimo to, już sam fakt, że jest to repliczka na bazie CV daje mi szansę by poszukać, kto dopuścił się takiej potworności, jaką jest ten ślubny automobil. Macie tylko pecha, bo będziecie szukać ze mną.

Uporządkujmy informacje

Oto, co wiemy o tym pojeździe:

  • Bazuje na Fordzie Crown Victoria drugiej generacji,
  • Jest stylizowany na lata 30’ (coś jak repliczka Alfy Romeo, którą spotkaliśmy w Pszczynie),
  • Używany jest jako samochód ślubny lub na inne eventy, które wymagają kiczu ponad miarę.

I to właściwie tyle. I mogłoby się wydawać, że to stosunkowo niewiele informacji, ale według mnie te trzy wskazówki wystarczą by stwierdzić, jaka firma zajmuje się takimi konwersjami.

Początki są trudne.

Oho, Ivo odkrył Amerykę. A tak na poważnie – czegokolwiek bym nie wpisywał, wyszukiwarka nie chce wypluć żadnych informacji o tym, że ktokolwiek modyfikuje Crown Victorię w tak potworny sposób. I mam teraz mieszane uczucia, bo z jednej strony dobry ziomek Google kryje swoje mordy i nie jest konfidentem, ale z drugiej strony – nie ułatwia mi to znalezienia odpowiedzi.
Ale spoko luz – mam jeszcze jeden pomysł.

Ten pomysł to wytoczenie ciężkich dział…

…i szczerze powiedzieć pójście na łatwiznę, ale to już trudno – tak będzie szybciej.
Ciężkie działa o których mówię, to po prostu chamskie skorzystanie z Google Lens – dzięki temu mogę wrzucić fotkę tego potworka i od razu wyskoczy mi więcej podobnych, żeby nie zacząć kląć na aspekt wizualny, dziwactw.

I niestety lub stety sprawa się szybko wyjaśniła.

Niestety dlatego, że nie mogę Was zbyt długo męczyć pisząc o dziwnych konwersjach Crown Victorii, a stety dlatego, że mogę Wam po prostu podać odpowiedź i nie będziecie się musieli przedzierać przez 2137 stron tekstu o zupełnie innych autach niż to, o które pytam.

Odpowiedź na tytułowe pytanie to…

...Excalibur.

Tylko to nie do końca prawda. Znaczy, tak, to Excalibur, ale tylko potocznie – bowiem konwersja, którą widzicie na zdjęciach nie jest wytworem firmy Excalibur. 
Bo od roku 1964 do 1997 istniała mała manufaktura samochodowa nazywająca się Excalibur. I jak możecie się domyślić – była ona z Wielkiej Brytanii. Automobile Excalibura swoim wyglądem silnie nawiązywały do pojazdów z lat 30’, okazjonalnie tylko zahaczając o lata 50’ oraz, z jakiegoś powodu, Shelby Cobrę.

O to ostatni model Excalibura - Series VI Roadster. Potem marka umarła.

Z tym, że jak pisałem, brytyjska marka Excalibur zbankrutowała w 1997 roku, a to, co widzicie na zdjęciach po raz pierwszy pojawiło się w roku 1995. I nie, to nie znaczy, że to ultra-rzadki wytwór umierającej firmy. A gdzie tam! To, co widzicie na zdjęciach to zwykła podróbka, która nazywa się “Excalibur” tylko potocznie, bo – powtórzę jeszcze raz – nie ma ona nic wspólnego ze szlachetną brytyjską manufakturą.
Tak więc o ile pojazdy faktycznego Excalibura można opisać jako proporcjonalne i zrobione z gustem, tak ten Crown Victoria jest zeszpecony w sposób, pod którym żaden, nawet najbardziej upity herbatą, Brytol by się nie podpisał.

Chcecie zobaczyć resztę tej podróby?

Jeśli uważacie, że przód tego auta wcale nie jest taki szpetny, to właściwie – ciężko mi się z Wami nie zgodzić – przód jest okej. Ale obadajcie bok i tył:

Jeżu kolczasty. Jest to tak obrzydliwe, że brak mi słów. Natomiast nie brakuje mi obrazka – oto on:

A jeśli nadal uważacie, że w sumie to jest git, to może warto wybrać się do okulisty? Bo ja na Waszym miejscu zacząłbym się martwić. Mam cichą nadzieję, że wśród Was raczej nie ma nikogo takiego, ale jeśli już ktoś taki się znalazł – googlujcie okulistę, macie nawet link: Okulista w okolicy

Mam też inny pomysł jak Wam pomóc – ten nie jest zgodny z moimi przekonaniami, więc miejcie to na uwadze.
Możecie wejść na stronę “Wesele z klasą” (chyba specjalną, bo to chyba największe stężenie kiczu po tej stronie internetu) i załatwić sobie to obrzydlistwo na event. Tylko błagam – dajcie znać kiedy ten event organizujecie i gdzie.

Na wszelki wypadek oddalę się wtedy na bezpieczną odległość, żeby tego brzydactwa znów nie spotkać.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *