Nie wiem? Może? To zależy? Narazie sytuacja prezentuje się co najmniej ciekawie.
W ostatnich latach nastąpił prawdziwy wysyp tanich aut sportowych, prawdziwy renesans w tym segmencie rynku. Mamy nowe propozycje od Toyoty, Hondy czy Subaru oraz starych graczy jak Ford, Mazda czy Nissan.
Jest ta tendencja o tyle nietypowa, że zostaliśmy przyzwyczajeni do premier kolejnych nijakich SUVów, które słowo „sport” słyszały tylko gdy dziadek opowiadał o papierosach, które palił w młodości.
A jeszcze 20 lat temu coupe były modne

Samochody z nadwoziem dwudrzwiowym zawsze kojarzyły się z wolnością ducha, frywolnością i brakiem zmartwień. Często też ze sportem lub dynamiką, ale to nie były cechy, które jednoznacznie określały samochody coupe – ciężko nazwać Toyotę Camry Solara autem sportowym, prawda?
Ale nawet jeśli dwu-drzwiowa odmiana danego modelu nie prowadziła się lepiej (ani nie wyglądała lepiej) to klienci i tak chętnie ją wybierali. Nie chodziło im o osiągi, a o styl. Albo raczej – modę. Wszak styl się samemu wybiera, a moda mija i nie jest zależna od osoby użytkującej.

W każdym razie – od lat 60′ do… powiedzmy początku XXI w. rynek był zasypany różnymi samochodami o dwudrzwiowym nadwoziu. I nie chodziło nawet o popularność aut sportowych, bo to inna sprawa. Chodziło po prostu o auta o nadwoziu coupe – ewentualnie dwudrzwiowych sedanów lub fastbacków.
Społeczeństwo mogło sobie wtedy pozwolić na posiadanie dwóch samochodów pod domem, a skoro jedno z nich już pełniło rolę tego praktycznego to dlaczego drugie nie mogło być trochę bardziej… stylowe?
Czasem nie chodziło o styl, a o oszczędność

To będzie szybkie wtrącenie, ale chcę żebyście przestali myśleć o dwudrzwiowych wersjach zwykłych aut jako o tych „lepszych”.
Jeśli przyjrzymy się rynkowi samochodów nowych do lat 80′ i wczesnych 90′ to zauważymy, że w przypadku większości normalnych aut wersje dwudrzwiowe były tymi tańszymi. I nie nazywały się wtedy coupe, a były po prostu dwudrzwiowymi sedanami.
Więc jeśli widzicie, na przykład, BMW E30 z nadwoziem dwudrzwiowym to osoba kupująca to auto nie kupowała coupe, tylko dwudrzwiowego sedana. Inna sprawa, że płaciła mniej w salonie niż inny klient kupujący 4-drzwiową wersję.
Pamiętajcie jednak, że mówię o zwykłym E30, a nie M3.
Jaka jest różnica między sedanem 2d, a coupe?

To jest szybka piłka. Sedan, jak wygląda każdy widzi. Trzy bryły, pierwsza na silnik, druga na kabinę i trzecia na bagażnik, a dodatkowo tylna klapa otwierająca się bez szyby. Proste. I w takim rozumieniu, niezależnie czy sedan będzie dwu-, cztero- czy sześcio- drzwiowy nadal będzie sedanem.
Coupe natomiast jest bardziej dynamiczną wersją sedana. Oznacza to, że nadal może mieć trzy bryły, ale linia dachu musi być poprowadzona inaczej niż w sedanie. To znaczy, że E30 ma wersję dwudrzwiowy sedan, ale E46 już ma wersję coupe, bo linia dachu jest kompletnie inna niż w sedanie. Podobnie jest w przypadku Opla Astry G, gdzie nikt nie nazywa Coupe (czyli „Bertonki”) dwudrzwiowym sedanem, bo jest za dużo różnic w linii dachu.
Zgodnie z taką definicją, nadwozie coupe nie jest definiowane jako dwudrzwiowe i modele takie jak Mercedes CLS czy BMW Serii 6 Gran Coupe nadal są coupe i nie ma co do tego wątpliwości.
Co to oznacza?

Jeśli ktoś opowiada Wam, że kiedyś to producenci samochodów dbali o entuzjastów, bo każdy model dostępny był w wersji coupe, a dziś to już tylko hatchbacki, to muszę go zmartwić – to nie wynikało z dbania o entuzjastów motoryzacji, to wynikało z kosztów. Kosztów zakupu dla klienta, a nie kosztów zbudowania samochodu dla producenta, bo produkowanie dodatkowej wersji nadwoziowej je podnosiło. Na przykład w przypadku Corsy A dwu-drzwiowy sedan (nie coupe!) był tym bazowym modelem, jeśli klient chciał mieć bardziej praktyczne nadwozia musiał dopłacić. Podobnie było w przypadku Volvo serii 200, w której była odmiana sedan 2d dla biedaków i coupe, nazwane 262 Bertone, dla bogaczy.
Nie oznacza to, że coupe nie było

Były i do tego była ich ogromna ilość. A na pewno większa niż mamy obecnie, część z nich jednak była po prostu dwudrzwiowymi sedanami. Z drugiej strony nawet jeśli wykluczyć dwudrzwiowe sedany to prawdziwych coupe nadal była ogromna ilość.
Ford w jednym okresie miał 4 coupe na dwóch różnych kontynentach – Mustanga, Thunderbirda, Cougara i Pumę. Opel miał Tigrę i Calibrę (potem Astrę Bertone), Hyundai miał Tiburona, Nissan miał 300ZXa, 100NXa, Silvię, Lucino i Figaro, Honda miała Beat, Insight, Integrę, Civica, CR-Xa, NSXa, Prelude, S2000, Accorda i Legend… Dobra, łapiecie o co mi chodzi.
A potem segment wymarł

Samochody o nadwoziu coupe zawsze były niepraktycznym wyborem. Klienci kupujący CR-Xa na pewno mieli drugi, bardziej praktyczny samochód, a jeśli nie mieli to znaczy, że na pewno kiedyś będą mieli.
W momencie gdy ekonomia nie była w stanie zapewnić młodym ludziom wystarczających zarobków na drugi samochód, a pokolenie, które już miało coupe nie szukało kolejnego auta tego typu, więc popularność tego segmentu spadła.
Zamiast dwóch samochodów rodziny musiały zadowolić się jednym, takim, który będzie tak samo praktyczny jak i stylowy.
A co wchodziło na salony 20 lat temu?

SUVy. Powoli samochodami, w których należało się pokazać były podniesione prawie-terenówki, które co prawda nie radziły sobie w terenie, ale za to wyglądały jakby potrafiły to robić. Na teledyskach gwiazd pojawiały się Cadillaki Escalade, Lincolny Navigatory czy Hummery H2, najczęściej na wielkich, chromowanych kołach.
A skoro SUVy robiły się modne i stylowe, a do tego zapewniały praktyczność podobną jak kombi lub minivany, oczywistym było, że klienci chętnie je wybierali jako swój jedyny samochód w rodzinie. Inną kwestią było to, że przez wiele lat SUVy nie istniały, a jeśli już to były po prostu dobrze wyposażonymi terenówkami, dopiero stosunkowo niedawno samochody tego typu zaczęły prowadzić się jak osobówki.
To oznaczało koniec tanich coupe

Klienci już nie mieli powodu, ani pieniędzy, by kupować samochód tylko po to, żeby był stylowy. Brak klientów oznaczał brak popytu i producenci nie widzieli powodu by utrzymywać samochody o dwu-drzwiowym nadwoziu w ofercie. Owszem, nadal niektóre marki premium oferują samochody w tym segmencie, ale zwykle są to po prostu ładniejsze sedany – na przykład Seria 4 Coupe czy Mercedes CLE – a nie auta, w których praktyczność została spuszczona w kiblu – na przykład Z3 czy SLK.
W ciągu ostatnich lat pożegnaliśmy kultowe, dwudrzwiowe modele, takie jak Audi TT czy A5 Coupe, Mercedesa CLK, C-klase coupe i E-klase coupe, BMW Serii 6 i 8 coupe, Nissana GT-R, Lexusa RC i LC, Chevroleta Camaro i Dodge’a Challengera.
Na placu boju została MX-5 (wiem, to nie coupe, ale jest blisko), Supra i Z4, Nissan Z, Ford Mustang oraz Toyobaru.
Wydawać by się więc mogło, że popyt nie istnieje, a za dekadę to już w ogóle nie będzie czego szukać i pewnie jedynym producentem, który będzie cokolwiek oferował będzie Mazda z nieśmiertelną MX-5.
A tu niespodzianka

Toyota otwarcie mówi, że pracują nad nową Celiką i MR-2, a kolejne generacje Supry i 86 na pewno powstaną. Honda z kolei zapowiedziała już, że powstanie nowa, ósma generacja Prelude, Mazda pracuje nad następcą serii RX… Nawet Dodge po odejściu Carlosa Tavaresa z zarządu Stellantis, coraz częściej mówi, że fajnie byłoby zbudować niewielkie, tanie coupe dla entuzjastów prowadzenia.
Robi się naprawdę ciekawie i jeśli brać pod uwagę zapowiedziane samochody, to może zrobić się naprawdę tłoczno.
Czy to oznacza, że rynek aut dwudrzwiowych znów będzie wyglądał jak 25 lat temu? Hm… aż taki optymistyczny bym nie był, ale na pewno ten segment wraca i za niedługo może okazać się, że faktycznie w każdym salonie będzie można kupić co najmniej jedno dwudrzwiowe autko sportowe.
Czy to dobrze?

Dla wojowników klawiatury? Wspaniale, bo będą mogli w końcu napisać, że motoryzacja wstaje z kolan… No dobra, żartuję, będą narzekać jak zawsze, że Prelude to hybryda, że Celica to Yaris w przebraniu, a nie Celica i tak dalej.
Dla miłośników motoryzacji rosnący segment aut dwudrzwiowych na pewno będzie dobrą informacją – w końcu będzie o czym opowiadać i czym się interesować w temacie nowych aut, bo salony nie będą zalane 73-takimi samymi crossoverami z napędem na przód i CVT.
Klienci z kolei… Ci, którzy mają pieniądze na nowe auto zabawkę i tak mieli już kilka propozycji i na pewno już z nich skorzystali. Ci, którzy z kolei nie mają pieniędzy na auto zabawkę… Ci nie są klientami w tym segmencie, prawda?
Osobiście jednak cieszy mnie większa różnorodność na rynku nowych samochodów. Głównym powodem nie jest nawet to czy odradza się segment coupe, głównym powodem jest to, że po prostu lubię rzeczy ciekawe, a jeśli wszystko co jeździ po drogach to SUV/Crossover to… nie mam się czym interesować. A tak, to przynajmniej przez kilka tygodni będę mógł się cieszyć tym, że na rynku jest nowa Prelude. Albo, że MR-2 wróciła.
Nie stać mnie na te auta, ale będę bardzo szczęśliwy jeśli ktoś inny je kupi, a ja zobaczę je na ulicy.