ivolucja.pl

Drogi Mikołaju…*

…byłem w tym roku bardzo grzeczny i zupełnie nic głupiego nie zrobiłem.

Ten ktoś, kto łaził po Smoku Wawelskim to nie byłem ja, ani trochę. Zapewniam, że to był ktoś inny.

To wcale nie byłem ja, ani trochę.

No to skoro już ustaliliśmy, że byłem grzeczny i nie robiłem żadnych głupich rzeczy, to przejdźmy do listy samochodowych prezentów, które chciałbym dostać:

Jeśli sami chcecie przyłączyć się do zabawy w komentarzach, to zasady są takie:

  1. Samochód, który dostaniecie będzie nowy, nawet jeśli nie jest już produkowany.
  2. Dostajecie go z pełnym bakiem oraz ubezpieczeniem i przeglądem na rok.
  3. Samochód jest zarejestrowany na Was, ubezpieczenie również jest na Wasze nazwisko.
  4. Nie możecie zażyczyć sobie ultra-drogiego samochodu w celu sprzedaży, bo to jest tak, jakbyście prosili o pieniądze, a to nie o to chodzi.

Ford Mustang SVO z połówki 1985 roku

Zwróćcie uwagę na dwie rzeczy - obrzydliwe przednie światła i asymetryczny wlot powietrza.

Zawsze byłem obrońcą Mustangów z Ecoboostem i niesamowicie irytowało mnie gadanie “HURR MUSTANG Z CZTEREMA GARAMI TO NIE MUSTANG DURR”. A wiecie czemu? Bo Mustang w latach 80’ miał wersję z 4 garami, która dorównywała swoimi osiągami wersji V8, a do tego dzięki lżejszemu silnikowi zostawiała V8 z tyłu na krętej drodze. Prasa nawet mówiła, że SVO to odpowiednik Shelby’ego GT350, obecnego w pierwszej generacji – a to bardzo dużo dobrego mówi o tym, jak SVO się prowadził.

Inna sprawa, że 2.3 Turbo Lima stosowana w SVO miała 205hp w czasie, gdy 5.0 V8 Windsor miał ich tylko 200. Jeszcze nie jesteście przekonani? Lima dobrze znosi modyfikacje i wyciągnięcie 300hp to groszowe sprawy, 400hp też nie jest dużym problemem. Mustang, który ma 300hp i zamiast grzmieć V8 syczy turbiną? To byłoby jakieś!

Ah – drogi Mikołaju, dopisałem rok nie bez powodu – Mustang SVO miał 205hp tylko w połowie roku 1985, w poprzednich rocznikach miał on tylko 175hp, z kolei w 1986 miał ich 200, sam rozumiesz. Chociaż cieszyłbym się z dowolnego SVO, jeśli mam być szczery. 

Chevrolet Corvette C4 (1984-1990)

Wklęsły tył i turbinowe felgi to elementy, które najbardziej pociągają mnie w Corvetcie C4.

Ah, Corvette… Auto, które budzi dużo kontrowersji wśród entuzjastów, szczególnie tych europejskich. Nie dlatego, że to złe auto – raczej dlatego, że część ludzi klasyfikuje Corvettę jako muscle cara. Nie powiedziałbym, że to kompletna bzdura, ale definitywnie nie wrzuciłbym tego auta do tego samego wora z Camaro, Chargerem i tym podobnymi wozami. Corvette to zawsze była bardziej sportowa konstrukcja – szybsza, zwrotniejsza i z mniejszą ilością kompromisów. I czwarta generacja ‘Vetty była pierwszą, w której od razu było widać, że nie jest to typowy cruiser dla starych ludzi, a prawdziwy wóz sportowy z nutą amerykańskiego przesadyzmu. 

I musisz drogi Mikołaju wiedzieć, że w przypadku tego amerykańskiego klasyka rocznik również ma dla mnie znaczenie – bardzo chciałbym model przed liftingiem z wklęsłym zderzakiem tylnym – modele późniejsze również są fajne, ale ten wklęsły zderzak naprawdę robi robotę.

Wiem, że 5.7 litra będzie dużo palić, ale z takim wyglądem tankowaniem takiego potwora martwił się będę później.

Lamborghini Estoque

Wiem, że to tylko prototyp... Ale ciężko nie zakochać się w takim kształcie.

Dobra Panie Mikołaju, to jest prawdziwy test – jeśli Twoje Elfy naprawdę potrafią zbudować wszystko, to z samochodem koncepcyjnym też nie powinny mieć problemu, prawda?

Znaczy, w przypadku Estoque problem jest mniejszy, bo samochód ten bazuje na Porsche Panamerze i ma silnik z Gallardo, ale to nie zmienia faktu, że blacharka i wnętrze są indywidualne dla Lamborghini.

I nie, mimo konstrukcyjnego pokrewieństwa, Panamera mnie nie uszczęśliwi. Estoque wygląda dużo lepiej, a przy tym ma fajniejszy znaczek na masce – a to ma dla mnie znaczenie, wszak Lamborghini to jedna z moich ulubionych marek.

Lotus Elise

"Uprość i dodaj lekkości" czyli recepta na idealny samochód.

Inną marką, którą uwielbiam ponad miarę jest Lotus, a szczególnie jego modele z lat 90’ i 2000 takie jak Elise. Nie dość, że jest to malutkie, to jeszcze prowadzi się jak gokart i wygląda jak supersamochód.

Jedyny problem jest w tym, że pierwsza seria Lotusów Elise korzystała z silnika Rovera o pojemności 1.8 serii K, którego odmiana 1.4 stosowana była też w Polonezach. I ten silnik nie był zły, a masa wynosząca niewiele ponad 700 kg 118hp wystarczyła, by zagwarantować Elise’owi bardziej niż przyzwoite osiągi. 

Ja jednak preferowałbym egzemplarz serii drugiej, w której zamiast silnika Rovera zastosowano motor Toyoty o typoszeregu 2ZZ-GE, czyli 1.8 o mocy 189hp. I owszem, seria 2 jest sporo cięższa (860-910kg), ale różnica w mocy powoduje, że i tak zbiera się lepiej niż poprzednik. A przy okazji – większość ludzi jak myśli “Lotus Elise” to wyobraża sobie właśnie egzemplarz serii drugiej, nie pierwszej.

No więc Drogi Mikołaju – Elise serii 2, rozumiemy się?

Nissan 300ZX (Z32)

Następca tego GT czyli 350Z wyglądał zupełnie inaczej i zdecydowanie mniej futurystycznie.

Powiem Wam szczerze – gdy pierwszy raz zobaczyłem 300ZX’a grając w Grida 2 to uważałem, że to auto jest absolutnie obrzydliwe. Tył wydawał mi się za ciężki, a do tego mocno opadająca linia maski mocno kontrastowała z kanciastym zarysem tylnej klapy. Obecnie jednak moja opinia o 300ZX’ie jest nieco inna – nadal nie uważam, że to najpiękniejsze japońskie auto świata, ale bardzo imponuje mi linia tego samochodu. Ma ona charakterystyczny look charakterystyczny dla późnych lat 80’ i wczesnych 90’ w którym kanciastość lat 80’ łączy się z obłością lat 90’. Obecnie jednak największe wrażenie robią światła 300ZX’a. Przednie lampy to był majstersztyk technologii, który musiał zaistnieć, bo projektant za Chiny Ludowe nie chciał się zgodzić na otwierane reflektory. Tylne z kolei są bardzo minimalistyczne, ale obecnie są tak charakterystyczne dla modeli Z Nissana, że najnowsza odsłona tej serii korzysta z bardzo podobnych lamp.

Jeśli chodzi o silniki, to w ofercie były dwa: 3.0 V6 oraz to samo 3.0 V6, ale z dwoma turbo. I jeśli mam być szczery, Drogi Mikołaju, to nie ma znaczenia, którą wersję dostanę. To, co się liczy to rozstaw osi – 300ZX oferowany był z krótkim rozstawem osi jako dwumiejscowe coupe oraz długim, w którym określany był jako 2+2. I jeśli mogę wybierać, to chciałbym wersję krótką – reszta mechaniki jest bez znaczenia, to i tak nie jest auto sportowe, a raczej Grand Tourer do pokonywania długich dystansów w komforcie.

No to skoro już, Drogi Mikołaju, ustaliliśmy, że byłem grzeczny…

… to czekam na moje prezenty. Dam Ci jeszcze tylko przyjacielską radę – pod choinką zostaw tylko kluczyki i kartkę, gdzie auta stoją, bo wiem, że pod moim blokiem jak zwykle nie będzie wolnych miejsc parkingowych. Tylko proszę – ostrożnie, nie chciałbym od razu płacić za naprawy blacharskie lub mandaty.

Trzymaj się w tej Laponii, pozdrów Elfy i Panią Mikołajową,
Ivo.

*piszę list do Mikołaja teraz, bo na ogół w naszej kulturze przyjmuje się, że Święty Mikołaj przychodzi w Święta Bożego narodzenia, a nie szóstego grudnia.

Update: Mikołaj się wycwanił i dał mi każde z aut, o które prosiłem. Ale niekoniecznie w takiej formie, jakiej oczekiwałem – zobaczcie to:

Niby wszystko się zgadza – jest każde z aut, które wymieniłem (niektóre nawet kilka razy), ale… chyba niezupełnie o to mi chodziło.
Ale dobra, to moja wina, nie sprecyzowałem, że to mają być prawdziwe samochody. No nic to – jak widzicie w tle nie przeszkadza mi to zbytnio.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *