LEDowe Lightbary zyskują ostatnio popularność, ale to wcale nie jest nowy trend stylistyczny.
Nikt chyba nie będzie zdziwiony gdy powiem, że nowoczesne oświetlenie samochodowe jest dużo lepsze niż to stosowane kiedyś. Wszystkie te Xenony, Bi-Xenony, LEDy, Lasery i cokolwiek co przyniesie przyszłość dają niesamowite możliwości. Nawet nie do końca chodzi mi tutaj o samą ilość generowanego światła (chociaż to też), ale przede wszystkim fakt, że nowoczesne oświetlenie pomimo generowania niesamowitej ilości Lumenów nie oślepia innych uczestników drogi. Jednym z przyjemniejszych systemów tego typu był Intellilux w Oplu Mokce-E, którego miałem okazję testować (KLIK). Ale my nie o tym jak działają takie reflektory, bo to inny temat. Dziś chciałbym skupić się na tym jakie możliwości dają nowoczesne reflektory pod względem stylistycznym.
Konkretnie chciałbym skupić się na lightbarach
Jeśli ktoś nie wie czy jest “lightbar” to już tłumaczę, bo bynajmniej nie jest to pijalnia piwa dla rozpędzonych fotonów. Lightbar to pas świetlny – jedno źródło światła, które rozciąga się na całą szerokość przedniej lub tylnej części samochodu. Lightbary stosowane są coraz częściej, po pierwsze dlatego, że wyglądają nowocześnie, a po drugie dlatego – i to jeszcze ważniejsze – że pozwalają optycznie zmienić proporcje samochodu dając wrażenie, że jest on niższy i szerszy niż ma to miejsce w rzeczywistości. Ta iluzja jest szczególnie ważna, bo coraz więcej aut ma podniesione nadwozie lub pomimo niższego prześwitu musi mieć być wyższa z powodu ukrycia baterii pod podłogą. Nawet jeśli samochód jest spalinowy, ale ma opcję napędu elektrycznego to i tak linia nadwozia musi być wyższa – co doskonale widać w nowym BMW serii 5 i 7.
Nowoczesne technologie oświetlenia w samochodach pozwalają na stosowanie Lightbarów w łatwiejszy dla projektantów i inżynierów sposób, co spowodowane jest głównie rozmiarami stosowanych rozwiązań technologicznych. Jeśli porównacie listwę LED do złączonych ze sobą zwykłych żarówek – nawet tych malutkich – to i tak zobaczycie, że LEDy będą zajmowały znacząco mniej miejsca i emitowały o wiele więcej światła.
A to się podoba każdemu
Projektantom, bo są mają więcej opcji, by wykorzystać oświetlenie samochodu jako element służący do budowania charakteru samochodu. Nie od dziś wiadomo, że przednie światła samochodu to jego “oczy” i razem z osłoną chłodnicy i wlotami w zderzaku tworzą jego “twarz”. Dlatego niektóre auta wydają się bardziej radosne, a inne bardziej wkurzone. Już same reflektory LED, które można łatwiej ułożyć w odpowiedni kształt dają nigdy wcześniej niespotykane możliwości projektantom. Ale Lightbary to już zupełnie nowy rozdział, bo te w połączeniu z reflektorami LEDowymi tworzą kolejne sposoby by jakoś narysować “emocje”, które mają być przekazywane przez samochód. Dodatkowo – co już mówiłem – pozwalają oszukać oczy i zmienić proporcję samochodu jeśli z jakiegoś powodu jest to wymagane.
Inżynierom bo nie muszą już kombinować z dziwnymi kształtami soczewek w samochodach – jak to miało miejsce w Seacie Cordobie na przykład. LEDy są malutkie i dają mnóstwo światła, co oznacza, że nie zajmują aż tyle miejsca co konwencjonalne żarówki. Dodatkowym atutem LEDów jest niska ilość generowanego ciepła co zdecydowanie ułatwia opracowanie obudowy samego reflektora – nie trzeba uodparniać go na aż tak wysokie temperatury wewnątrz na przykład.
No i co najważniejsze lightbary podobają się marketingowcom. Zastosowanie szerokiej, niczym nieprzerwanej listwy świetlnej powoduje, że samochód wydaje się bardziej nowoczesny, nawet możemy powiedzieć futurystyczny. A klienci, jak się spodziewacie, lubią nowinki technologiczne. Szczególnie jeśli mówimy o tych zainteresowanych markami premium takimi jak BMW, Mercedes czy Audi. Dodatkową zaletą nowoczesnego oświetlenia, o której warto wspomnieć, już nie tylko w kontekście lightbarów, jest fakt, że dzięki niemu samochód może na różne sposoby witać się z właścicielem oferując “taniec światłami” czyli nic innego jak migające w rytm diody w lampach. Super sprawa, szczególnie dla klientów marek premium… a nie, już to mówiłem.
Mówiąc o lightbarach zapominamy o jednym…
…że to nie jest nowy wynalazek. To ani trochę nie jest nowy wynalazek. Technologia świateł LED pozwoliła mu zabłysnąć (hehe) na nowo, ale same szerokie pasy oświetlenia samochodowego nie są nowe. To znaczy fakt – to jak wyglądają one obecnie znacznie różni się od tego jak wyglądały kiedyś, ale idea jest ta sama – tylko tworzono za pomocą innej technologii.
Kiedy powstał pierwszy lightbar?
Będę szczery – spodziewałem się, że to było trochę wcześniej, ale z drugiej strony pierwszy samochód wyposażony w to rozwiązanie i tak ma już 60 lat, więc chyba po prostu ciągle mieszają mi się dekady. Tak, jestem jednym z tych ludzi, którzy w głowie nadal mają rok 2008. Nieważne.
Pierwszy samochód z lightbarem – narazie zamontowanym tylko z tyłu – to prawdziwy amerykański klasyk: Pontiac LeMans z 1964 roku. I co ciekawe – nie była to pierwsza generacja tego modelu. Zamiast tego Pontiac wprowadził tylną listwę świetlną dopiero w drugiej generacji. Inną sprawą zupełnie jest fakt, że LeMans był wersją Tempesta, którego wersją było legendarne GTO, ale uznajmy to wszystko jeden model. Zanim fani amerykańców do mnie przyjadą na swoich wózkach dla niepełnosprawnych – spokojnie, wiem, że to mocne uproszczenie. Jeszcze mocniejszym uproszczeniem było nazywanie tego Lightbarem – to była bardziej idea jak powinien wyglądać lightbar – środkowa część to była po prostu pomalowana na czerwono listwa, która pod odpowiednim światłem dawała złudzenie, że świeci się cały pas. GM to zawsze wie jak coś zrobić dobrze.
Ta iluzja jednak dała pożądane rezultaty. Pożądane dla nas, jako osób zainteresowanych lightbarami ma się rozumieć. Dla GM… um. Przeczytajcie dalej.
Już w 1965 pojawił się Buick Skylark, który to rozwiązanie miał zaimplementowane dobrze i podświetlała się cała listwa. Z kolei w 1966 roku pojawił się na rynku Ford Thunderbird, który nie tylko miał podświetlany cały lightbar ale też – teraz uwaga – sekwencyjne kierunkowskazy. W roku 1966! I przy takiej konkurencji pomysł GM z pomalowaniem listewki prezentował się bardzo słabo.
Potem lightbary znikały i powracały
Za kolejny boom jeśli chodzi o lightbary możemy uznać lata 80’. Podobnie jak w latach 60’ świat był wtedy zachłyśnięty przyszłością, futuryzmem i przeczuciem, że już za chwilę odkryjemy coś super i zamieszkamy na Marsie. I wtedy też lightbary zaczęły pojawiać się w normalnych samochodach nie tylko z Ameryki. Dzieckiem drugiej fali lightbarów były niektóre wersje Hondy Civic III, Honda CR-X czy Nissan 300ZX Z31.
W latach 80’ zmieniła się jednak jedna rzecz. Wtedy zaczęła pojawiać się także przednie lightbary – chociażby trochę już zapomniany Mercury Sable był wyposażony w całą przednią listwę łączącą reflektory w jeden pas. Czy to działało? Zwykle nie, ale w niektórych wersjach tak. Był także van – również zapomniany – wyposażony w lightbar, nazywał się on Mercury Villager i był o tyle ciekawy, że w samym pasie były przerwy na wloty powietrza. Z podobnej sztuczki korzystał także wiecznie awangardowy Subaru SVX.
Nawet Ford Fiesta doczekał się wersji z pasem oświetlenia – takie egzemplarze są bardzo rzadkie, ale wyglądają fantastycznie. Była także Honda Civic generacji VIII hatchback, której kosmiczny design podkreślony był przez lightbar z przodu i z tyłu. Ha! Był nawet Seat Toledo, który także miał listwę łączącą tylne światła. Albo Mazda 626. Albo Honda NSX…
Koniec tego wymieniania, nie mamy całego dnia
To co chcę powiedzieć, to fakt, że sam pomysł na listwę świetlną między lampami nie jest nowy. To co jest nowe to technologia, która pozwala zbudować go lepiej. Uczynić go bardziej smukłym i przede wszystkim funkcjonalnym.
Jednak to co łączy wszystkie mody na lightbary – tą z lat 60’, tą z 80’ i tą dziś – to zachłyśnięcie się technologią. Najpierw była to technologia lotów w kosmos – wszyscy wierzyli, że już za moment wylądujemy na Marsie i zdobędziemy galaktykę. Potem przyszedł czas na kanciastą modę na komputery, podczas którego wszyscy snuli wizję ułatwiających życie robotów. Obecnie – pomimo stosunkowo ponurych nastrojów społeczeństwa – jesteśmy zachłyśnięci przyszłością, w której po prostu ma być lepiej. Ma być więcej drzew, powietrze czystsze, samochody autonomiczne, a wbudowany Neuralink ma nam pozwolić korzystać z telefonu bez… no cóż – telefonu. Oczywiście podobnie jak wcześniej żadna z tych rzeczy się nie wydarzy, ale po raz kolejny jesteśmy społeczeństwem myślącym o lepszym jutrze.