SONY DSC

Zwykłe, a mimo to wymarło – Seat Cordoba II

Na moim blogu już zostaliście przyzwyczajeni, że nie ważne gdzie się jedzie - ważne czym. Więc dziś jedziemy Seatem Cordobą z silnikiem 1.4 16v.

Namnożyło się ostatnio tych 1.4 na moim blogu ostatnio, co? Diesel o takiej pojemności był w Toyocie Aygo, w moim Citroenie Saxo była ośmiozaworowa jednostka benzynowa o takiej pojemności, z kolei w Peugeocie 307 nie dość, że silnik miał tą samą pojemność, to jeszcze taką samą ilość zaworów. Nie dajcie się jednak zwieść, Seat Cordoba, którym dziś jedziemy ma zupełnie inny silnik. Znaczy, tak, zgadza się pojemność i układ cylindrów, ale to inne silniki. Takie uroki motoryzacji.

Najpierw herbata, potem jedziemy

Czyste auto to szczęśliwe auto!

Samochód, którym dziś jedziemy należy do właściciela mojego ulubionego lokalu – Herbaciarni “Smoczy Czajnik” w Katowicach, podziękujcie mu więc i odwiedźcie jego lokal gdy będziecie w okolicy. To właśnie dla tego człowieka zrobiłem pierwszy wpis z serii Co Kupić, to że finalnie został kupiony Seat Cordoba, wynikło raczej z przypadku i dobrej oferty. Powiem wam też, że to dobry wybór, kolejne poczciwe autko miejskie. Gdybym szukał sensownego auta, zastanowiłbym się nad Cordobą, nawet jeśli coś chowa za plecami.

Pierwsze wrażenia

Po raz pierwszy: POV! Jak wam się podoba?

W tamtym czasie koncern Volkswagena plasował Seata jako markę pomiędzy budżetową Skodą, a rozsądnym Volkswagenem, przy czym Seat miał być także delikatnie bardziej sportowy niż obie te marki. I to gdzie Seat znajdował się w portfolio Volkswagena widać od razu po zajęciu miejsca za kierownicą. Plastiki są dobrze spasowane, dają poczucie solidności konstrukcji, jednak ich jakość w wielu miejscach nie powala. Widać, że wysiłki poszły raczej w wytrzymałość materiałów niż to czy będą przyjemne w dotyku. Cóż, ważne, że kierownica przyjemnie leży w dłoniach, tak samo jak gałka zmiany biegów. Nikt przecież nie dotyka góry deski rozdzielczej codziennie dla przyjemności. Chyba, że jednak ktoś tak robi, chętnie z tą osobą porozmawiam. Kompletnie inna rzecz, która mnie zaskoczyła, to pozycja za kierownicą. Może nawet nie sposób w jaki się siedzi, bo gdy umieściłem fotel tak jak lubię to było mi jak najbardziej wygodnie, nie siedziało się jakoś bardzo nisko. Zaskoczyło mnie to, jak wysoko jest linia szyb, nie spodziewałem się takiego zabudowania po aucie z tego okresu. Wielokrotnie taki efekt jest dla mnie wadą, ale tutaj nie czułem się jak w czołgu, a bardziej jakoś… sportowo? Bezpiecznie? Szybko się przyzwyczaiłem i już po kilku chwilach przestałem zauważać wysoko poprowadzoną linię szyb.

Jedziemy i… Zonk

Nie z tej strony, czekaj przestawię się.

Pierwszym co musiałem zrobić, to wyjechać z parkingu, zadanie proste, robiłem to setki razy, nawet w sporo większych autach. Odpalam silnik, spuszczam ręczny, wbijam bieg, puszczam sprzęgło i… puszczam sprzęgło i… puszczam sprzęgło… a auto nie jedzie. A potem skoczyło i zgasło. Chwila konsternacji i zaliczyliśmy z Michałem atak śmiechu. Pierwszy raz od dawna auto mi zgasło w ten sposób. Pracy sprzęgła nie traktowałbym jednak jako cechy modelu, a raczej egzemplarza, może mieć zużyte sprzęgło, zdarza się. Inne cechy auta jednak szybko poprawiły nieprzyjemne odczucia. Po pierwsze silnik jest przyjemnie responsywny, nie jest szybki, ale jest bardzo przyjemny i żwawy, co bardzo mi się podobało, podobał mi się też sposób pracy skrzyni biegów, dźwignia chodzi precyzyjnie i ma stosunkowo krótki skok. Bardzo przyjemne, aż byłem w szoku.

Ale prawdziwym zaskoczeniem było co innego

Wsiadaj! Na co czekasz?

Rzeczą, która mnie najbardziej zaskoczyła w jeździe Seatem Cordobą jest jego układ kierowniczy. Jest bardzo szybki, gdy zrobiłem delikatny ruch lewo-prawo-lewo podczas jazdy to Michał, nie uprzedzony, delikatnie stuknął głową o krawędź dachu. Zwykle owszem, pasażerem bujnie, ale nie aż tak. Ten samochód naprawdę fajnie przenosi skręt kierownicy na koła. Rzeczą, która może za to również częściowo odpowiadać jest zawieszenie. Jest twarde, zwarte. Powoduje to niestety, że progi zwalniające wymagają pewnych przygotowań, mianowicie sporej redukcji prędkości. Owszem, można zwolnić tylko trochę ale przecież lubimy mieć kręgosłup w jednym kawałku. Praca silnika, zawieszenia i kierownicy powoduje, że aż ma się ochotę wyjechać takim zwykłym Seatem na bardziej kręte odcinki miasta i trochę się pobawić. Nie sądziłem, że powiem coś takiego o niewielkim sedanie. Cholera, nie chciałem o tym mówić, ale powiedziałem…

… No i dupa.

I tu jest pies pogrzebany...

Chciałem ten fakt przemilczeć, ale chyba mi nie wyszło. Seat Cordoba jest sedanem. W samym fakcie bycia sedanem nie ma nic złego,  Mercedes W210 był fajną limuzyną, ale sedany na bazie aut miejskich często nie mają najlepszych proporcji. Jest to niestety prawda również w tym przypadku. Jeszcze gorzej jest, jeśli zdamy sobie sprawę, że samochód na którym Cordoba bazuje, czyli Seat Ibiza, też nie ma najlepszych proporcji. Efekt jest taki, że mamy auto, które do trzech czwartych wygląda tak jakoś, a potem nie jest lepiej. Cóż, przynajmniej oczka ma ładne. Oh, jeszcze jedna rzecz o wyglądzie Cordoby. Wygląda jak Lancer Evo. Nie wierzycie? Lancer ma poszerzone nadwozie, Cordoba także wygląda jakby miała sportowe poszerzenia. Lancer ma przezroczyste klosze lamp tylnych i znów Seat także takie ma. Inna wspólna cecha, to to, że oba są sedanami. Widzicie? Seat Cordoba to właściwie Lancer Evolution! Szybko kupujcie zanim ktokolwiek inny się zorientuje!

Nie wmówisz nam, że Cordoba to LanEvo…

Dobra, możecie mieć rację, to ni cholery nie jest Lancer Evolution

Dobra, macie rację, nikogo nawet Stevie’ego Wondera nie wkręcicie, że Cordoba i Lancer to to samo. Ale i tak kupujcie Lancery Cordoby, jest to gatunek, który wymarł i więcej takich nie będzie. Chodzi mi oczywiście o małe sedany na bazie hatchbacków segmentu B, znajdźcie mi innego małego sedana, którego możecie kupić nowego z salonu obecnie. No właśnie. Kupujcie więc Seata Cordobę jako inwestycję! A nawet jeśli nie wyjdzie, to zawsze skończycie z niedrogim autem miejskim, co również ma swoje zalety, prawda?

Zdjęcia zawdzięczam jak zawsze najlepszemu @Lysy_w_Kartonie.
Suszcie mu głowę żeby znowu coś mi na bloga napisał.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis:

czytaj inne wpisy:

Czym właściwie jest muscle car? I czy musi mieć V8 i RWD?

Odpowiedź powinna brzmieć “tak, musi”. Ale właściwie… to dlaczego? Muscle Cary to samochody mięśniaki, czyli groźne bestie, które straszą rykiem silników, onieśmielają ilością mocy i paraliżują agresywnym wyglądem z napiętymi kształtami. I co do tego nie ma wątpliwości. Ja jednak mam wątpliwości co do definicji tego rodzaju samochodu. Spójrzmy na przykład, co pisze na ten

Czytaj więcej »

Czarna magia tuningu czyli styl Donk

Duże felgi potrafią zepsuć wygląd samochodu. Ale nie w tym przypadku. Na pewno natknęliście się w internecie na zdjęcie auta na przerośniętych felgach. Na przykład nowego Camaro na obręczach tak wielkich, że prześwit wygląda raczej jak z terenówki, a nie jak auta sportowego. Na przykład coś takiego: zdjęcie: @Carscoopscom na Facebook’u To nie jest Donk.

Czytaj więcej »

Wyjaśnijmy sobie jedno: auta elektryczne mają zalety.

I nie, wcale nie chodzi o to, że dostałem kupę siana od Elona Muska. Głównie dlatego, że nie dostałem. Znaczy, jeśli miałbym dostać to z miłą chęcią podam numer konta. Ale póki nie dostałem (albo jesteście w stanie uwierzyć, że nie dostałem) żadnych pieniędzy by promować EV’ki to możecie być pewni, że moja opinia jest

Czytaj więcej »

F1 to ciężki kawałek chleba – tych 9 producentów się o tym przekonało.

Branie udziału w zawodach F1 może pójść w dwie strony – albo stracicie pieniądze i coś wygracie, albo stracicie pieniądze. Wyobraźcie sobie taki scenariusz: wygrywacie w “Turbo-totku – Loterii z Kompresorem” niesamowitą ilość pieniędzy. Naprawdę taki szmal, że głowa mała. Taką ilość cebulionów, że możecie wypełnić nimi skarbiec Sknerusa McKwacza i nawet nie poczuć różnicy.

Czytaj więcej »

Marcello Gandini zmarł – ale jego dziedzictwo będzie wieczne.

Czasem rozmyślam nad nieśmiertelnością. Czy jesteśmy w stanie ją osiągnąć? Okazuje się, że tak. I jest to zaskakująco… hm. Powiedziałbym, że proste, ale chyba nie o to słowo mi chodzi. To co mam na myśli to to, że osiągnięcie nieśmiertelności nie wymaga odprawiania szamańskich rytuałów lub grzebania w genomie człowieka i wydobywania najlepszych cech. Ani

Czytaj więcej »