miniaturka-Lamborghini

Motoryzacja umiera? Ta, Jasne… – Ostatnia Prosta #18

Tyle się mówi o tym, że motoryzacja się kończy i zostaną tylko elektryczne wózki na zakupy… A to bujdy kompletne.

Dawno nie było Ostatniej Prostej, co? Głównie dlatego, że odkryłem, że w świecie samochodów nie dzieje się na tyle dużo nowych rzeczy, żeby składać to w cały wpis bez lania wody. No ale od Ostatniej Prostej wydarzyło się na tyle, że czas ten cykl przywrócić.

To Wy gdy dowiedzieliście się, że jest nowa Ostatnia Prosta.

A teraz przechodzimy do newsów, które są wybitnie ciekawe z pewnego jednego powodu. Mianowicie, ostatnie… 10? 15 lat? Upłynęło pod znakiem “Końca Motoryzacji”, a w każdym razie tak twierdzą wszyscy entuzjaści, którzy myślą, że silniki spalinowe się skończyły. Tylko, że to nieprawda, bo silniki spalinowe są niczym emerytowane panie lekkich obyczajów w utworach Chady i PIHa – czyli nie chcą zdychać, to tłumaczę dla tych co nie znają klasyki polskiego rapu. 

I zaraz Wam to udowodnię.

Nie wiem jak tłumaczy się “emisja dwutlenku węgla” na język włoski, ale to nie problem, bo prawdopodobnie Włosi też nie wiedzą. Oni pewnie nie wiedzą nawet co to, bo gdyby wiedzieli, to pewnie by się zaczęli przejmować. Ale na szczęście nie wiedzą i dzięki temu szaleńcza pogoń za mocą i emocjami nadal trwa. A jej najnowszym liderem jest:

Lamborghini Revuelto.

Wygląda kozacko. Fenomenalnie. Świetnie. Wybitnie. 
I teraz wyobraźcie sobie, że wsiadacie do takiego wozu, naciskacie przycisk Start i ruszacie z gazem w podłodze, paląc przednie opony i używając całych 180hp pochodzących z silnika elektrycznego.
Coś się nie zgadza, nie? Wcześniej mówiłem, że Włosi nie wiedzą nic o emisji spalin, a teraz mówię, że ich najnowszy model ma 180hp i napęd na przód? Co jest?! Bo widzicie… Revuelto jest hybrydą i ma tryb elektryczny. Na którym przejedzie jakieś marne 15km. A co potem? A potem do gry wchodzi silnik spalinowy. I to nie byle jaki – Revuelto korzysta z wolnossącego V12 o pojemności 6.5 litra, który rozwija moc 825hp przy 9250rpm. To dużo mocy. Bardzo dużo mocy. A jak dodamy do tego, że silniki elektryczne z przedniej i tylnej osi oraz wcześniej wspomniane V12 zwykle pracują razem, to moc systemowa to… 1025hp. BARDZO. DUŻO. MOCY. To więcej mocy, niż było w pierwszej wersji Bugatti Veyrona! Osobiście, jest mi ciężko wyobrazić sobie jak to musi przyspieszać. Jeździłem Alpine A110 S, które było szybkie (4.5s do setki!) i miało 300hp. Ciężko jest mi sobie wyobrazić, jakie uczucie towarzyszy prowadzeniu Lamborghini Revuelto i przyspieszeniu do setki w 2.5s. Jedno jest pewne: wrażenia muszą być niesamowite. Szczególnie dźwiękowe – zajrzyjcie w TEN LINK, załóżcie słuchawki i posłuchajcie, jak wściekle brzmi Revuelto. Włosy jeżą się na głowie!

A to nie koniec włoskich nowości

Bowiem Ferrari zaliczyło srogiego fikoła logicznego. Brzmi to tak, jakbym tej marki nie lubił, ale nie o to chodzi (wszak w moim Hangarze Marzeń jest Ferrari). Chodzi o to, że Ferrari kilka lat temu pokazało światu model Portofino, który wyglądał tak:

Na zdjęciu Portofino M, czyli model po liftingu.

Całkiem zgrabny, sportowy kabriolet. A potem na jego bazie Ferrari zbudowało model Roma, który był sportowym coupe i wyglądał tak:

I wielu fanów uważa, że to najładniejszy model Ferrari od lat. I chyba się z tym zgadzam. Ale teraz będzie fikoł, bo uwaga – Ferrari postanowiło zbudować model Roma Spider, który wygląda tak:

Widzicie tu fikoł? Ferrari zbudowało kabriolet, na bazie którego powstało coupe, na bazie którego powstał kabriolet. Przecież to jest tak, jakby Mercedes wziął, dajmy na to, klasę E, zbudował na niej bardziej sportowo wyglądającego sedana, a na bazie tego sedana zbudował kombi. A nie czej… tak było, tak narodził się CLS Shooting Brake. Hm. Chyba się nie znam i dlatego nie rozumiem jak to działa. No cóż, zanim przejdziemy dalej, dodam tylko, że Roma Spider napędzany jest tym samym silnikiem, co pozostałe modele Roma i Portofino, czyli podwójnie doładowanym V8 o mocy 620hp. A teraz idziemy dalej i…

…przenosimy się do Ameryki.

 W Ameryce jak to w Ameryce – V8 ma się lepiej, niż kiedykolwiek. A w każdym razie takie pozory lepszych czasów sprawia Dodge, bo w momencie, gdy wszystkie inne marki biegną na oślep w kierunku hybryd i samochodów elektrycznych, Dodge wypuszcza najmocniejszego Muscle Cara w dziejach. Znaczy, to nie jest tak, że wcześniej ten rekord nie należał do Dodge’a, bo przecież istniało tak potworne auto jak Dodge Challenger Demon:

Ale co ja tam wiem. Może startujący na dwóch kołach Demon o mocy 840hp to za mało i trzeba przekręcić pokrętło z napisem “Za dużo mocy” na pozycję “17”? Tak, 17, mimo że skala kończy się na 10. Na pewno tak właśnie uważa Dodge, bo ostatnia, finalna edycja Dodge’a Challengera ma 1025hp. I tak, nadal ma napęd na tylną oś. Co z resztą widać, bo tylko tylne nadkola mają poszerzenia:

A właśnie – pełna nazwa tego samochodu to, uwaga, Dodge Challenger SRT Demon 170. I założę się o moje 1.8T, że przeczytanie tej nazwy zajęło Wam więcej niż Demonowi 170 rozpędzenie się do setki. Myślicie, że jestem zbyt pewny siebie? To pozwólcie, że powiem Wam, ile czasu potrzebuje ten Challenger, by rozpędzić się do setki. Uwaga, czas od 0 do 100km/h to… 1.66s. Tak, tutaj nie ma literówki, ten samochód naprawdę osiąga setkę w półtora sekundy z haczykiem. Oznacza to, że ten amerykański mięśniak to najszybciej przyśpieszające seryjne auto na Ziemi. Wow. Szkoda tylko, że taki czas wymaga specjalnie spreparowanej nawierzchni i rozgrzanych opon. Ale i tak – wow.

To przejdźmy jeszcze do Azji

Gdzie nie dzieje się nic zaskakującego poza tym, że Kia i Hyundai pokazują kolejne auta o świetnym designie. Czyli w sumie… nie dzieje się nic zaskakującego, bo koreańskie marki zaliczyły taki glow-up, że większość młodzieży może im tylko zazdrościć. W każdym razie, Hyundai ma w gamie model o nazwie Sonata. Możecie o nim nie wiedzieć, bowiem jest on oferowany tylko w Ameryce ido tej pory wyglądał tak:

Całkiem ładnie, szczególnie urokliwe są LEDy zachodzące głęboko na maskę. Teraz natomiast Sonata przeszła lifting i wygląda tak:

Wow. No po prostu wow. Znaczy, tak, żałuję, że zniknęły przednie LEDy zachodzące na maskę, ale to co pojawiło się zamiast nich jest jeszcze lepsze. Prosta listwa świetlna, która dodaje samochodowi pewności siebie i prezencji, co pomimo prostego designu nie wygląda biednie. No brawo! Styliści nie zapomnieli także o tylnej części samochodu:

Tylne lampy przeszły podobną metamorfozę, co przednie i znów – mimo prostej listwy świetlnej nie wygląda to biednie, a wręcz przeciwnie, bo faktura tylnej klapy daje wrażenie dbania o detale.

Inną koreańską nowością jest Kia EV9, która… ku zaskoczeniu nikogo nie zmieniła się specjalnie w porównaniu do konceptu przedstawionego jakiś czas temu:

I wiecie co? To jest zaskakujące, że koreańscy producenci przestają robić nudne wozidła i zaczynają produkować auta odznaczające się wyrazistym designem. Skoro nawet elektrycznego SUVa potrafią zrobić tak, że potrafi wyróżnić się od reszty to znaczy, że nadchodzą wielkie rzeczy. A właściwie już nadeszły, bo EV9 to nie jest pierwszy ładny model koncernu Hyundai-Kia.

Nie wolno także zapomnieć o trzeciej marce tego koreańskiego giganta: Genesisie. Domyślam się, że nazwa “Genesis” niewiele Wam mówi chyba, że kojarzycie stare modele Hyundai’a takie jak Genesis Coupe. Lub kapelę w której grał Phil Collins. W każdym razie, głównym zajęcie Genesisa jest produkowanie najładniejszych aut klasy premium jakie widział świat:

A to nie koniec, bo o to nowy model Genesisa czyli QV80 Coupe

I tak, wiem, jest to SUV coupe, ale jest on ładny, proporcjonalny i gustowny w porównaniu do niektórych wymysłów konkurencji, khem, BMW X6, khem. Ma on jednak jedną, ogromną wadę: nie jest sprzedawany w Polsce. Nie żebym go kupił, bo wolę Genesisa G90, ale… ale dobrze wiedzieć, że można mieć ładnego spalinowego (3,5 litrowe V6!) SUVa coupe, który nie będzie całemu światu pokazywał, że właściciel jest burakiem.

I teraz komunikat, dla wszystkich którzy mówią, że nastąpił koniec motoryzacji:

Zamknijcie twarze. Motoryzacja się nie kończy – gdyby się kończyła, to Lamborghini nie projektowałoby nowego V12 od zera, Dodge nie wypuszczałby MuscleCara o mocy ponad 1000hp, a Ferrari odpuściło by sobie kabriolety z V8. A jak widać – wszystko to się wydażyło, więc… nie panikujmy, szczególnie, że koniec samochodów spalinowych w 2035 nie jest przesądzony.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis:

czytaj inne wpisy:

Czym właściwie jest muscle car? I czy musi mieć V8 i RWD?

Odpowiedź powinna brzmieć “tak, musi”. Ale właściwie… to dlaczego? Muscle Cary to samochody mięśniaki, czyli groźne bestie, które straszą rykiem silników, onieśmielają ilością mocy i paraliżują agresywnym wyglądem z napiętymi kształtami. I co do tego nie ma wątpliwości. Ja jednak mam wątpliwości co do definicji tego rodzaju samochodu. Spójrzmy na przykład, co pisze na ten

Czytaj więcej »

Czarna magia tuningu czyli styl Donk

Duże felgi potrafią zepsuć wygląd samochodu. Ale nie w tym przypadku. Na pewno natknęliście się w internecie na zdjęcie auta na przerośniętych felgach. Na przykład nowego Camaro na obręczach tak wielkich, że prześwit wygląda raczej jak z terenówki, a nie jak auta sportowego. Na przykład coś takiego: zdjęcie: @Carscoopscom na Facebook’u To nie jest Donk.

Czytaj więcej »

Wyjaśnijmy sobie jedno: auta elektryczne mają zalety.

I nie, wcale nie chodzi o to, że dostałem kupę siana od Elona Muska. Głównie dlatego, że nie dostałem. Znaczy, jeśli miałbym dostać to z miłą chęcią podam numer konta. Ale póki nie dostałem (albo jesteście w stanie uwierzyć, że nie dostałem) żadnych pieniędzy by promować EV’ki to możecie być pewni, że moja opinia jest

Czytaj więcej »

F1 to ciężki kawałek chleba – tych 9 producentów się o tym przekonało.

Branie udziału w zawodach F1 może pójść w dwie strony – albo stracicie pieniądze i coś wygracie, albo stracicie pieniądze. Wyobraźcie sobie taki scenariusz: wygrywacie w “Turbo-totku – Loterii z Kompresorem” niesamowitą ilość pieniędzy. Naprawdę taki szmal, że głowa mała. Taką ilość cebulionów, że możecie wypełnić nimi skarbiec Sknerusa McKwacza i nawet nie poczuć różnicy.

Czytaj więcej »

Marcello Gandini zmarł – ale jego dziedzictwo będzie wieczne.

Czasem rozmyślam nad nieśmiertelnością. Czy jesteśmy w stanie ją osiągnąć? Okazuje się, że tak. I jest to zaskakująco… hm. Powiedziałbym, że proste, ale chyba nie o to słowo mi chodzi. To co mam na myśli to to, że osiągnięcie nieśmiertelności nie wymaga odprawiania szamańskich rytuałów lub grzebania w genomie człowieka i wydobywania najlepszych cech. Ani

Czytaj więcej »