Jeep-Wrangler-miniaturka

Czy Jeep Wrangler to dobry samochód?

Odpowiedź na to pytanie można by skrócić do jednego słowa. Ale to nie byłoby uczciwe.

Jeep Wrangler to ciężki do ugryzienia temat. I nie chodzi tu tylko o jego masę (około dwóch ton), ale też o to, że to nie jest auto, które można jednoznacznie polecić lub odradzić. Ja sam pisząc te słowa mam mieszane uczucia.
Bo widzicie, Wranglera nie można oceniać w takich samych kryteriach, w jakich oceniałbym Skodę Citigo czy Opla Mokkę. Głównie dlatego, że – bądźmy szczerzy – Jeepa bardzo często kupuje się sercem, nie rozumem.

I bardzo dobrze!

Rzeczy kupione rozumem bardzo często dają nam przeświadczenie o tym, że dokonaliśmy dobrego wyboru. Przy takich zakupach mamy pewność, że zakupiony produkt nie rozleci się w rękach i że nie mogliśmy kupić lepszej rzeczy w naszych, nie tylko finansowych, kryteriach. I takie rozsądne wybory są dobre. Dają nam poczucie dobrze wydanych pieniędzy. Dają też spokój ducha i poczucie bezpieczeństwa.
Przypomnijcie sobie, kiedy ostatnio byliście na spacerze i kupiliście sobie lody włoskie, albo gofra. Albo gdy ostatnio przechodząc przez jarmark w turystycznym mieście postanowiliście wrzucić 2zł do maszyny Boxer i spróbować swoich sił.

Czy to były najlepiej wydane pieniądze w Waszym życiu? Nie. 
Czy mogliście je zaoszczędzić i nie jeść lodów? Pewnie.
Czy mogliście żyć bez świadomości, ile punktów nabijecie na Boxerze? Jak najbardziej.
Czy mogliście te pieniądze zostawić w kieszeni? Oczywiście.

Ale, szczerze mówiąc – nie na tym polega życie, żeby ciągle być w kagańcu rozsądnych, podjętych logicznie decyzji. Przecież nic nie smakuje lepiej, niż lody włoskie jedzone letnią porą podczas spaceru w parku. I do tego to napięcie spowodowane temperaturą powietrza i tym, że trzeba zjeść lody szybko, zanim się roztopią i zapaćkają nam ręce, koszulkę, spodnie i co tam jeszcze, co nie powinno być zapaćkane. 
Albo to uczucie bycia w centrum uwagi, gdy wrzucacie pieniążek do Boxera, naciskacie przycisk i rozlega się głośny “brzdęk” wysuwającej się gruchy boxerskiej. Wszyscy patrzą na Was. Oni patrzą i oczekują aż uderzysz, żeby ocenić czy jesteś kozak, czy kiepski zawodnik. Zbierasz się w sobie. Uderzasz. Punkty idą do góry. Napięcie rośnie. Licznik zatrzymuje się na wyniku i czujesz, że atmosfera robi się bardziej luźna. Wszyscy czekali na Twój wynik, Ty też. I widzisz go – widzisz, że jest wysoki. Wiesz, że to kwestia ustawienia maszyny, ale i tak masz z tego kupę zabawy.

I trochę tak jest z Jeepem Wranglerem

"Mhm, całkiem nieźle" I to wcale nie jest tak, że zaciął się chowany stopień do wsiadania.

Zakup Wranglera nie jest wyborem rozsądnym. No nie jest, sorry. To auto nawet nie wygląda na rozsądne. Ono nawet nie próbuje tak wyglądać. Częścią uroku tej terenówki jest to, że nie wygląda ona rozsądnie i że nie jest to kolejny SUV, który dostaje ataku paniki na widok krawężnika. Jeep Wrangler się wyróżnia, jest POTĘŻNY, oldschoolowy i tak amerykański, że zamiast czujników parkowania ma parę jastrzębi, które pokazują mu odległość do przeszkody. Jedna tylko rzecz psuje ten “amerykański sen”.

I jest to silnik

I żeby nie było – to nie jest zły silnik! Ani trochę i zupełnie nie to mam na myśli. Po prostu jeśli spodziewacie się, że pod maską Wranglera siedzi wielkie, amerykańskie V8, które spala hektolitry paliwa na centymetr podróży, to… no cóż. Muszę Was zawieść, bo pod maską tego Jeepa znajduje się “malutki” (jak na amerykańskie standardy) motor V6 o pojemności 3,6 litra, które nosi dumną nazwę “Pentastar”.
I Pentastar jest generalnie bardzo fajnym silnikiem. Mocy i momentu obrotowego ma pod dostatkiem, co widać szczególnie po tym, że podczas przyspieszania na niskich obrotach jest w stanie bez zawahania przyspieszyć używając momentu obrotowego, a potem, gdy wskazówka zbliża się do czerwonego pola, Pentastar nie traci sił, bo wtedy wchodzi do gry 285hp mocy maksymalnej. Jeśli chodzi o charakterystykę pracy, naprawdę ciężko Wranglerowi z Pentastarem coś zarzucić. Jedynie dźwięk jest nieco… niekoherentny? Brzmienie jest charakterne i zadziorne; problem w tym, że… Wrangler brzmi jak Nissan 350Z. Ale z drugiej strony ciężko spodziewać się innego dźwięku, skoro silniki obu tych skrajnie różnych samochodów są bardzo podobne technicznie. Zarówno VQ35 z Nissana, jak i Pentastar z Jeepa mają podobną pojemność (3,5 vs. 3,6l), rozrząd DOHC i nawet rozwijają podobną moc maksymalną.

A skoro już przy silniku jesteśmy, to poświęce również chwilę skrzyni biegów

Hej, to ja!

W testowanym Wranglerze zastosowano 5-biegową przekładnie hydrokinetyczną, czyli taki standardowy automat, bez podwójnych sprzęgieł czy innych ciekawostek. Do tego ręcznie dołączany napęd na 4 koła i reduktor – standard w terenówkach (nie SUVach). To, czego spodziewałem się po amerykańskim automacie to “lenistwa” mułowatości, takiego spowolnienia, jakby wrzucanie biegów to była kara dla biednej przekładni. I coś w tym jest, ale działa to na zupełnie innej zasadzie, niż sobie to wyobrażałem. W momencie wciśnięcia pedału gazu skrzynia pozwala wkręcić się silnikowi aż do czerwonego pola, tak by móc wykorzystać cały jego potencjał, a przy okazji zmiany biegów dzieje się rzecz dziwna. W sensie – trzeba chwilę poczekać, aż skrzynia wszystko zapnie, obroty spadną i znów będzie okazja do ponownego rozpędzenia silnika do 6 tysięcy obrotów. I to co mnie zaskoczyło, to fakt, że podczas oczekiwania aż skrzynia zmieni bieg i się połapie co się dzieje, to samochód… nadal przyspiesza? Tak, napisałem to właśnie tak, jak to poczułem, pytajnik jest celowy. Nie ma żadnego szarpnięcia, braku przyspieszenia, auto po prostu sunie coraz szybciej, słychać tylko spadające obroty.

I huk opon

Możecie się śmiać, ale tak już jest we Wranglerze i jakiejkolwiek innej terenówce. Wynika to z faktu, że prawdziwie terenowe samochody często wyposażone są w opony A/T (All terrain) lub M/T (Mud Terrain), których priorytetem nie jest komfort akustyczny, a raczej to, by właściciel musiał mieć jak najdłuższy spacer po traktor, kiedy w końcu zakopie się gdzieś w błocie (wiecie, jakość terenówki poznaje się po tym, jak daleko trzeba iść po traktor). Innymi słowy, narzekać na to, że opony w terenówce są głośne to tak, jakby narzekać, że lody włoskie nie smakują jak schabowy. No nie taka jest ich rola, tak samo jak rolą lodów włoskich nie jest zastąpienie obiadu. Natomiast opony terenowe, tak samo jak lody włoskie, wyglądają cool. No sorry, ale odpala mi się syndrom dinozaura jak widzę Jeepa Wranglera albo inne 4×4 na terenowych oponach. No jest to wybitne.

Wybitne są też właściwości terenowe tego samochodu

Test tego samochodu odbywał się w sporej części w na terenowej wyprawie organizowanej przez Offroad Adventure – Custom Complex, więc mogę Wam spokojnie powiedzieć, że zdolności terenowe fabrycznego Wranglera (bez liftu, wyciągarki, snorkela i co tam jeszcze) są FAN-TAS-TYCZ-NE. Naprawdę, wybuchł mi mózg i gdyby nie czaszka, to zamiast pisać ten tekst nadal biegałbym po lesie i pustyni szukając jego fragmentów. Dopiero gdy Wrangler wjedzie w błoto można poczuć, że celem tego auta jest właśnie jazda w terenie, i po to został on zbudowany. I to, że sprawność tego auta zaskoczyła mnie, to jedno – mnie łatwo w tej materii oczarować, bo nie miałem dużej styczności z autami 4×4. Ale to, że organizatorów wyprawy, czyli ludzi, którzy terenówkami zajmują się już lata, zaskoczyły zdolności terenowe tego auta to już jest większy wyczyn. Gdy po wyprawie terenowej na której testowałem Jeepa usiedliśmy spokojnie przy ognisku, niektórzy uczestnicy byli prawie pewni, że Wrangler, którego widzicie na zdjęciach miał lift, tj. był podniesiony. A nic takiego nie miało miejsca – myślę, że to jest tak, że sukces podczas jazdy terenowej gwarantują dwie rzeczy: dobre auto (Jeep Wrangler na przykład) i dobre, terenowe opony (takie, jak widzicie na zdjęciach). Cała reszta łącznie z liftem już nie robi takiej różnicy.

Różnicę robi za to wygląd

Grill osobiście zostawiłbym seryjny, ale jeśli właścicielowi się podoba...

Wybaczcie za taką dziwną nazwę akapitu, ale chyba skończyły mi się pomysły na płynne przejścia między częściami tekstu. Albo dobra, mam pomysł jak to uratować – czytajcie dalej.
Wygląd Wranglera robi dużą różnicę, ale w sposób podobny jak wygląd Fiata 500, Mini czy New Beetle’a. I nie chodzi mi tu o to, że Jeep jest uroczy i nadaje się jako dodatek do torebki czy butów. Podobieństwa Wranglera do Fiata polegają na tym, że oba są unowocześnieniem starej formuły tak, by wyglądała nowocześnie w dwudziestym pierwszym wieku. No bo spójrzcie na Wranglera i powiedzcie, jakie auto przychodzi Wam do głowy jako najbliższy krewny pod kątem designu. Macie rację – chodzi o Jeepa Willysa. Generalnie, Wrangler jako model zawsze był inspirowany Willysem, nieważne czy mówimy o prekursorze bohatera dzisiejszego tekstu, czyli CJ’u (Civilian Jeepie), czy o wszystkich kolejnych generacjach tego auta. I tak musiało być, bo jak Jeep w pierwszej generacji Wranglera (YJ) wprowadził kanciaste światła przednie, to nastąpiło pęknięcie wiadomych okolic u fanów marki i kolejna generacja, czyli TJ, miała z powrotem okrągłe światła.
Tak więc design Willysa, to jak to drzewiej mówiono, nihil novi. Nie znaczy to natomiast, że Wrangler nie jest ładny. Albo dobra, słowo “ładny” nie pasuje do Wranglera. Wrangler jest badass, przebojowy, męski i wygląda na takiego, co je stejki i pakuje łapy na siłce. Co jednak ważne, mimo swoich własnych celów i pomysłów na rozwój, Wrangler nadal pamięta jak to jego praprapradziadek walczył na wojnie i kultywuje pamięć o nim. I mimo że nie jestem miłośnikiem militariów, to muszę przyznać, że Wrangler nawet w swoich najnowszych odsłonach, takich jak testowana JK jak i najnowsza JL, bardzo dobrze rozwija ideę CJ’a i Willysa. I chwała mu za to, bo utrzymywać popularność bez dużych zmian w wyglądzie przez tyle lat to naprawdę wyczyn.
Z rzeczy, które warto nadmienić o wyglądzie Jeepa Wranglera to to, że dzięki dużemu wsparciu na rynku wtórnym ma on konstrukcję podobną do klocków Lego. To znaczy, że kupując fabrycznego Wranglera nie jesteśmy zmuszeni jeździć autem wyposażonym w fabryczne nadwozie. Wygląd Wranglera jest bardzo plastyczny, można zmieniać maski, zderzaki, grille, błotniki i co kto jeszcze sobie wymarzy. A najlepsze jest to, że cechą charakterystyczną tego auta jest możliwość zdjęcia dachu, drzwi i położenia przedniej szyby, dzięki czemu zamiast normalnej terenówki mamy plażowe buggy, które pozwala nam cieszyć się słońcem i ciepłym klimatem. Co prawda wersja pięciodrzwiowa, którą widzicie na zdjęciach (wyglądająca z resztą w takim anturażu dość dziwnie) to już wersja krótka, a z trzema drzwiami wygląda naprawdę rasowo.

A właśnie, Wrangler występował w dwóch wersjach: długiej, 5-drzwiowej i krótkiej, 3-drzwiowej. I tak długo jak mówimy o aspekcie estetycznym, to powiedzenie czy jedna jest lepsza od drugiej jest ciężkie. Każdy ma swój gust, a obie wyglądają nieźle. Natomiast jeśli chodzi o praktyczność, to długa wersja wygrywa. Ma duży bagażnik i tylne siedzenia z ogromną ilością miejsca na nogi i głowę. I mimo tych wszystkich zalet, tylne siedzenia w Jeepie Wranglerze mają jedną wadę – bardzo krótkie siedzisko kanapy. I to nie jest tak, że jestem wysoki i większość siedzisk jest dla mnie za krótka – wręcz przeciwnie, dlatego tak bardzo zdziwił mnie fakt, że tylne siedzisko kończy mi się w połowie ud. No ale dobra, w wersji trzydrzwiowej pewnie jest nieco gorzej i do tego bagażnik ma mniejszą pojemność, więc praktyczność “długiego” Wranglera oceniam raczej na plus, niż na minus.

Na minus jest jednak inna rzecz

I jest to jakość plastików we wnętrzu. I znów, oczekiwać od Jeepa Wranglera wnętrza wykonanego jak w Mercedesie to trochę tak, jakby oczekiwać od lodów włoskich, że będą smakować schabowym. Trzeba po prostu mieć świadomość, że Wrangler to nie jest taka mniejsza G-Klasa, czyli lifestylowy SUV, w którym można rozsiąść się jak król i nacieszyć widokiem nieskazitelnie białej skóry na siedzeniach. Wrangler jest wykonany bardzo amerykańsko, czyli z mniejszą dbałością o “spas” elementów wnętrza, bo Amerykanie nie przykładają do tego aż takiej uwagi jak Europejczycy. Taki urok tych aut. Kupując Wranglera wie się o tym i jest to cecha wynikająca z jego pochodzenia i pasująca do jego charakteru, a nie z biedy i taniości. Plusem takiego, a nie innego wnętrza jest to, że podczas jazdy terenowej nie ma obaw, że ubrudzimy dywanik z owczej skóry, albo że pobrudzimy boczek drzwiowy, którego nie wolno myć bo jest w nim 2137 czujników. Tak więc wnętrze Wranglera jest koherentne i dość wygodne. No dobra, wygodne to ono jest z przodu, o siedzeniach z tyłu już pisałem.

A skoro już siedzimy z przodu…

To mogę Wam powiedzieć co nieco o tym, jak Wrangler zachowuje się na drodze. Bo o tym, że jest dobry w terenie już pisałem. Natomiast nie pisałem o tym, jakie uczucie towarzyszy poruszaniu się Wranglerem po drodze asfaltowej. I teraz tak: pozycja za kierownicą jest o tyle fajna, że można ją naprawdę potężnie regulować. Jeśli lubicie siedzieć wysoko, to możecie usiąść jak na stołku. I to jest super, bo wtedy widzicie maskę i wiecie, gdzie auto się kończy – a to się przydaje, bo Wrangler to długi skurczybyk. Jeśli natomiast jak ja, lubicie siedzieć bardzo nisko, to proszę bardzo, możecie. Co prawda nie jesteście w stanie stwierdzić gdzie kończy się samochód, ale przynajmniej jest wygodnie. Nie mogę powiedzieć sportowo, bo oczekiwać od Wranglera sportowych wrażeń to tak, jakby oczekiwać od lodów włoskich… wiecie o co chodzi. Co natomiast jest naprawdę przyjemne to fakt, że gdy jedziemy Wranglerem to inni uczestnicy wiedzą, żeby z nami nie zadzierać. Autentycznie. To czuć, że we Wranglerze ma się respekt, każdy wie, że wyhamowanie tego trwa i że to nie skręca tak żwawo jak autko miejskie. I to chyba jest jeden z powodów, dlaczego ludzie kupują Mokki i inne Kadjary – żeby mieć namiastkę tego respektu. Co i tak niewiele daje, bo Wranglera nie przeskoczą. Szczególnie tak potężnie zmotanego jak ten od Custom Complex:

No więc, wracając do pytania z początku tekstu:

Czy Jeep Wrangler to dobry samochód?

Jeśli chodzi o samą potrzebę transportu? No tak średnio bym powiedział. W sensie, Wrangler sporo pali (15l/100km bez problemu), jest głośny, duży, średnio wygodny…

...ALE!

Właściciel Wranglera (po lewej) jest bardzo dumny ze swojej maszyny. I słusznie!

Ha, to “ale” powoduje, że Wrangler jest samochodem, który nie jest samochodem per se. Wrangler to… Eh, styl życia. Ja wiem, to powiedzenie jest wyświechtane niczym… cóż, stwierdzenie, że Jeep Wrangler to styl życia. Ale naprawdę tak jest. Tym, co zachęca ludzi do kupienia Jeepa nie jest fakt, że może rywalizować w wyścigu o kropelce ze Skodą Citigo. Albo, że może wygrać wyścig spod świateł z Alpine A110. Tym, co zachęca ludzi do kupna Jeepa Wranglera jest jego charakter i imicz. We Wranglerze wyglądasz jak gość, który żadnej przygody się nie boi. Powiem więcej – we Wranglerze czujesz się jak gość, który żadnej przygody się nie boi. I jest to uczucie wspaniałe. Nic nie musisz udowadniać, każdy wie, że jesteś kozak. A to tylko dlatego, że kupiłeś Wranglera. Szczerze? To uczucie powoduje, że wszystkie wady Wranglera przestają być jego wadami, a stają się częścią charakteru. I już rozumiem ludzi, którzy kupują Jeepy i je modyfikują, by były jeszcze potężniejsze.

Bo Jeepy, tak samo jak lody włoskie kupuje się sercem, nie rozumem.

Bardzo dziękuję Offroad Adventure – Custom Complex za możliwość użycia wykonanych przez nich zdjęć i za świetną zabawę podczas zorganizowanej przez nich wyprawy off-roadowej.
Samochód, który widzicie na zdjęciach należy na @Gregorius.ava, wielkie dzięki za wspaniałą przygodę!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis:

czytaj inne wpisy:

Czym właściwie jest muscle car? I czy musi mieć V8 i RWD?

Odpowiedź powinna brzmieć “tak, musi”. Ale właściwie… to dlaczego? Muscle Cary to samochody mięśniaki, czyli groźne bestie, które straszą rykiem silników, onieśmielają ilością mocy i paraliżują agresywnym wyglądem z napiętymi kształtami. I co do tego nie ma wątpliwości. Ja jednak mam wątpliwości co do definicji tego rodzaju samochodu. Spójrzmy na przykład, co pisze na ten

Czytaj więcej »

Czarna magia tuningu czyli styl Donk

Duże felgi potrafią zepsuć wygląd samochodu. Ale nie w tym przypadku. Na pewno natknęliście się w internecie na zdjęcie auta na przerośniętych felgach. Na przykład nowego Camaro na obręczach tak wielkich, że prześwit wygląda raczej jak z terenówki, a nie jak auta sportowego. Na przykład coś takiego: zdjęcie: @Carscoopscom na Facebook’u To nie jest Donk.

Czytaj więcej »

Wyjaśnijmy sobie jedno: auta elektryczne mają zalety.

I nie, wcale nie chodzi o to, że dostałem kupę siana od Elona Muska. Głównie dlatego, że nie dostałem. Znaczy, jeśli miałbym dostać to z miłą chęcią podam numer konta. Ale póki nie dostałem (albo jesteście w stanie uwierzyć, że nie dostałem) żadnych pieniędzy by promować EV’ki to możecie być pewni, że moja opinia jest

Czytaj więcej »

F1 to ciężki kawałek chleba – tych 9 producentów się o tym przekonało.

Branie udziału w zawodach F1 może pójść w dwie strony – albo stracicie pieniądze i coś wygracie, albo stracicie pieniądze. Wyobraźcie sobie taki scenariusz: wygrywacie w “Turbo-totku – Loterii z Kompresorem” niesamowitą ilość pieniędzy. Naprawdę taki szmal, że głowa mała. Taką ilość cebulionów, że możecie wypełnić nimi skarbiec Sknerusa McKwacza i nawet nie poczuć różnicy.

Czytaj więcej »

Marcello Gandini zmarł – ale jego dziedzictwo będzie wieczne.

Czasem rozmyślam nad nieśmiertelnością. Czy jesteśmy w stanie ją osiągnąć? Okazuje się, że tak. I jest to zaskakująco… hm. Powiedziałbym, że proste, ale chyba nie o to słowo mi chodzi. To co mam na myśli to to, że osiągnięcie nieśmiertelności nie wymaga odprawiania szamańskich rytuałów lub grzebania w genomie człowieka i wydobywania najlepszych cech. Ani

Czytaj więcej »