Lamborghini-Estoque-2

Najlepsze koncepty, które nie doczekały się produkcji

Często jestem zachwycony samochodami koncepcyjnymi i tylko czekam, aż będę mógł taki samochód zobaczyć na drodze. A potem przychodzi rozczarowanie.

Samochody koncepcyjne powstają w różnych celach – pisałem o tym TUTAJ. Czasem nawet plan jest taki, że koncept ma wejść do produkcji i w momencie jego premiery trwają już testy nowego modelu. A potem szlag wszystko trafia i koncept oraz prototypy lądują albo w zgniatarce, albo w muzeum, by nigdy nie poczuć asfaltu pod kołami. To zaskakująco powszechna sytuacja, ale za każdym razem jest mi naprawdę smutno. 

Dziś właśnie porozmawiamy o takich odrzuconych projektach, które prawie-trafiły do produkcji.

Peugeot Quasar

Tylne lampy Quasara pochodziły wprost z Peugeota 205

Samochody zbudowane z myślą o rajdowej Grupie B to były prawdziwe potwory przez duże P. Ich zaawansowane układy napędowe były w awangardzie inżynierii i korzystały z turbo, kompresorów, a czasem nawet obu tych rzeczy na raz. Prawdziwy technologiczny szał – a to wszystko, by osiągać setkę w 2 sekundy. Na szutrze. Czyste szaleństwo.
Problem w tym, że ta cała technologia zwykle opakowana była w karoserię zwykłego hatchbacka, która często ukrywała to, z jak szalonym autem mamy do czynienia. Peugeot Quasar mógł zmienić ten trend. Jego szalona karoseria kryła wzmocniony układ napędowy z legendarnego już Peugeota 205 T16. Chociaż słowo “kryła” jest nieco… niewłaściwe. Projektant karoserii, Gérard Welter (wnętrze to dzieło Paula Bracqa), ograniczył ilość paneli w tylnej części pojazdu do minimum, tak by każdy mógł zobaczyć, jakim klejnotem inżynierii jest 600-konna, turbodoładowana, rzędowa czwórka. Tak, 205 T16 miało mniej mocy, ale Quasar miał być supersamochodem z prawdziwego zdarzenia, a nie wynalazkiem, który powstał tylko po to by spełnić założenia homologacji – stąd szalona moc rodem z ówczesnych rajdówek. 

Bugatti EB112

Ten samochód ma VIN i jest on taki: ZA9CC030EPCD39001

Bugatti to nie tylko Veyron i Chiron. Nawet nieco zapomniane EB110 to ciągle nie był początek marki, bo ta została założona w 1909 roku przez Ettore Bugattiego i szybko wyrobiła sobie renomę jednego z najlepszych producentów samochodów na świecie. Przywiązanie do detali było niewyobrażalne – głowice i bloki były tak dobrze splanowane, że uszczelki między nimi były zbędne. Skoro już przy silnikach jesteśmy – zewnętrzna część silnika często była obrabiana w tak precyzyjny sposób, że ślady po polerowaniu przypominały bardzo precyzyjne wzory. 
A potem przyszła wojna. Właściwie obie. W 1947 Ettore zmarł, marka popadła w kłopoty i po raz ostatni można było zobaczyć jej produkty w roku 1952 na targach w Paryżu. 
Dopiero w 1987 marka została wskrzeszona przez włoskiego przedsiębiorcę Romano Artioliego, który już w 1990 zaprezentował światu nowy model Bugatti – EB110 z poczwórnie doładowanym V12 o pojemności 3,5 litra i wystarczającą ilością otworów w karoserii, by odstraszyć ludzi z trypofobią. Potem, w 1993 roku, Artioli próbując rozbudować gamę modeli zaprezentował Bugatti EB112 z 6-litrowym V12 będącym zmodyfikowaną jednostką z Lamborghini Diablo. Model ten miał być 4-drzwiową limuzyną, która mogłaby być równie komfortowa co szybka – a szybka była, bo setkę osiągała w 4,3 sekundy. Problem w tym, że w 1995 Bugatti zbankrutowało (ponownie) i tyle było z EB112. W 2009 roku koncern Volkswagena postanowił wskrzesić ideę limuzyny Bugatti prezentując model Galibier, ale to zupełnie inna historia.

Audi R8 TDI Le Mans Concept

ten koncept został zaprojektowany przez Polaka Bogusława Parucha

Obecnie diesle są w odwrocie, ale jeszcze całkiem niedawno były na topie i posiadanie auta z fajnym klekotem pod maską było super cool. Wystarczy tylko pomyśleć, do ilu modeli BMW montowało swojego 3-litrowca oraz różnego rodzaju Mercedesy z dieslem w układzie V8. Jednak to Audi zostało królem dieslowego baroku wdrażając do produkcji model Q7 V12 TDi, który miał nawiązywać do zwycięstw tej marki w Le Mans uzyskanych modelem R10 TDi. Oczywiście Q7 i R10 nie miały one ze sobą nic wspólnego, ale szpan na dzielni był, nawet jeśli V12 w dieslu brzmi jak żart. Był jednak jeszcze jeden model, do którego dało się wepchnąć V12 TDi.
Chodzi oczywiście o Audi… R8. Tak, tym, bazującym na Lamborghini Gallardo R8. Ten ekologiczny (jak na swoje czasy) supersamochód pomieścił sam silnik. Natomiast problem jest w tym, że wielki turbodiesel potrzebuje o wiele więcej chłodzenia, niż wolnossące benzynowe V10. A to oznacza, że R8 w dieslu otrzymało zupełnie nowy zestaw zderzaków i większe otwory na boku nadwozia – najfajniejszy z tego był jednak dachowy wlot powietrza, nieobecny w żadnym innym R8. 
Ah, i zanim zapytacie – to, że R8 miało diesla, zupełnie nie przeszkadzało osiągom – ta wersja osiągała setkę w 4.2 sekundy, czyli mniej-więcej pomiędzy R8 V8 (4,3s) i R8 V10 (3,9s). Jednak 500hp i 1000Nm robi robotę, co?

Jaguar C-X75

Pierwszy koncept tego samochodu napędzany był turbiną gazową

Pamiętacie tak zwaną “Wielką Trójcę” hipersamochodów? Czyli Porsche 918, Ferrari LaFerrari i McLarena P1? Niewiele brakło, a byłby “Wielki Kwartet”, bo do gry miał dołączyć jeszcze jeden gracz – Jaguar z modelem C-X75. 
I zwykle gdy myślimy o aucie z kotem w logo, to raczej nie chodzi o supersamochód mogący rywalizować z najlepszymi. Tymczasem taki właśnie był plan – z tym, że zamiast potężnego V8 czy V12 C-X75 miał korzystać z 4 cylindrowego 1.6 o mocy 500hp i asysty silników elektrycznych, dzięki czemu finalna moc układu miała wynosić 778hp, a to już całkiem sporo. 
Oczywiście, to nieco mniej niż okolice 900hp, w których znajdowała się reszta Wielkiej Trójcy, ale dzięki potężniejszym silnikom elektrycznym zapewniał podobnie elektryzujące przyspieszenia.
I teraz – dlaczego z Super-Jaguara nic nie wynikło? Nie zgadniecie – Jaguarowi, standardowo, zabrakło hajsu. Czyli nic ciekawego, business as usual.
A co do egzemplarza występującego w filmie “Spectre” – to były zupełnie inne wozy, które tylko wyglądały jak C-X75. Pod spodem były oparte na ramie rurowej zbudowanej zgodnie z wymogami WRC i z silnikiem 5.0 V8 z Jaguara F-Type.

Alfa Romeo 2uettottanta

Cytując redaktora niniejszego tekstu "co to za głupia nazwa?"

Zacznijmy od tego, że tak samo jak Wy ja też nie wiem, jak wymówić nazwę tego modelu. Wyobraźcie sobie więc miny potencjalnych klientów tego modelu, próbujących powiedzieć, po co przyszli do salonu. No sytuacja jak w dowcipie o pół kilo “mymła”, boki zrywać.
Problem w tym, że niewiele brakło, a do takiej sytuacji mogłoby dojść, bo 2uettottanta była planowana jako roadster na bazie Mazdy MX-5. Jednak z niewiadomych powodów projekt został zarzucony i zamiast Alfy Romeo otrzymaliśmy… Fiata i Abartha 124 Spyder. I to by było na tyle, jeśli chodzi o temat roadstera Alfy Romeo. Decyzja koncernu Fiat jest bardzo zastanawiająca biorąc pod uwagę, że to, co robi Fiat to tanie shitboxy, a nie auta sportowe (bo z tych słynie Alfa). No ale może w 2010 roku był taki plan, żeby zamknąć Alfę? Nie mam pojęcia – koncern Fiata zawsze był dla mnie zagadką, a zmiana w Stellantis nie pomogła.

Maserati Alfieri

Maserati to marka, z którą nie umiem się dogadać. Trójząb w logo ma niezaprzeczalną renomę, ale są przypadki, kiedy auta z tym znaczkiem umieszczonym na atrapie chłodnicy są dalekie od sukcesu na rynku i w przypadku niektórych modeli dochodzi do sytuacji, w której dealerzy są tak bardzo zdesperowani by opchnąć komuś swój samochód, że sprzedają go taniej niż Toyoty Corolle. I to jeszcze osobom z… kiepską zdolnością kredytową. Niefajnie…
Alfieri miało zmienić ten stan rzeczy. To miał być model, który zmieni kurs, w jakim podąża marka i będzie flagowym modelem zdolnym rywalizować z najlepszymi. Jeśli interesujecie się rynkiem nowych samochodów, to prawdopodobnie wiecie, że nic z tego nie wyszło – Alfieri było gotowe do produkcji (nawet Rockstar zdążył przygotować klona tego auta do GTAV) i… nic. Alfieri nigdy nie weszło do produkcji. Jak już mówiłem w poprzednim punkcie – czasem decyzje Stellantis są dla mnie zagadką.

BMW M NEXT

Jeśli się przyjrzeć to widać, że M NEXT bazuje na BMW i8

Na pełnoprawny supersamochód BMW czekamy już bez mała 5 dekad. Owszem, marka z Bawarii zawsze produkowała mocne samochody, szczególnie jeśli mowa o modelach z literą M w nazwie, ale nigdy nie można było ich nazwać supersamochodami. To były super samochody, ale nie supersamochody, rozumiecie różnicę. 
Po takim czasie każda pogłoska o wskrzeszeniu pierwszego “M” w historii, czyli M1 przyjmowana była z wyjątkowym entuzjazmem tylko po to, żeby BMW chowało projekt do szuflady i tyle, koniec tematu. Fajnie, że się cieszycie ale my nic takiego budować nie będziemy, nara. 
Najnowszym projektem nowego M1 był M Next, który swoim wyglądem zdecydowanie nawiązywał do ostatniego supersamochodu BMW, a przy tym łączył go zręcznie z wyzywającymi liniami nowych modeli. Ale M Next nie powstał – zamiast tego otrzymaliśmy SUVa XM, który przejął rolę nowego supersamochodu. Szkoda tylko, że niewiele brakło, a M NEXT trafiłby do produkcji jako topowa odmiana i8. No ale przynajmniej M3 i M4 są lepsze niż kiedykolwiek, a to dobra wiadomość.

Toyota S-FR Concept

S-FR czy Mazda MX-5? Dobre pytanie...

Toyota ostatnio jest na szczycie, jeśli chodzi o marki z samochodami dla entuzjastów. W gamie jest GR Yaris, GR Corolla, GR Supra, GR86, 4Runner czy nowy Land Cruiser – każde z tych aut jest wyjątkowe i nie znam osoby, która spoglądając na którykolwiek z nich powiedziałaby, że jest brzydki i do kitu. Wiecie jednak czego w tym wszystkim brakuje? Naprawdę małego autka sportowego, które podcięłoby swoim rozmiarem Mazdę MX-5 – tu właśnie wszedłby S-FR, cały na żółto. I myślę, że Toyota naprawdę przez dłuższy czas rozważała wprowadzenie tego modelu do produkcji, wszak pojawił się on w Gran Turismo, a potem powstała jego wyścigowa wersja nazwana S-FR Racing Concept. Ale finalnie nic z tego nie wyszło i S-FR pozostanie tylko kolejną straconą szansą.

Lotus Eterne Concept

Eterne był jednym z 5 konceptów Lotusa pokazanych na targach w Paryżu w 2010 roku

Chyba każdy fan Lotusa (i Opla) zna legendę, jaką był Opel Lotus Omega (lub Vauxhall Lotus Carlton). Ten wielki, bazujący na Omedze A sedan był jednym z najszybszych aut na drodze i właściwie nic nie miało do niego podejścia. Ale nie ma się co dziwić – 3 litry pojemności, dwie turbosprężarki i skrzynia z Corvette ZR-1 musiały dawać czadu, nawet jeśli nadwozie wyglądało jak nudny sedan. 
Nie jest więc niczym dziwnym, że Lotus próbował powrócić na rynek supersedanów, tym razem jednak budując takie auto na swojej własnej platformie. Oczywiście, nie ma co marzyć – Eterne rywalizowałoby z Panamerą i Quattroporte, a nie Passatem czy nawet BMW serii 5, ale to wciąż byłby wspaniały wóz mogący mieć wielu fanów. O ile oczywiście Lotus zbudowałby go poprawnie, a nie jak Elise’a czy Exige’a. Nie zrozumcie mnie źle – w Elisie nie chodzi o perfekcyjne materiały, a raczej o wrażenia z jazdy i to im wyszło znakomicie. Problem w tym, że sedany mają nieco inne zasady i tam kiepska jakość wykonania może nie znaleźć usprawiedliwienia w prowadzeniu. No ale jeśli Lotusowi udałoby się poskładać dobrej jakości wnętrze, to Eterne mogłoby sprzedawać się całkiem dobrze. Gdyby nie jeden mały szkopuł. Lotusowi skończyły się pieniądze i Eterne nigdy nie znalazło swojego miejsca na drodze publicznej. 

Lamborghini Estoque

Jeśli chodzi o auta na punkcie których mam jobla, to Estoque jest jednym z nich

Nie bójmy się tego powiedzieć – Porsche Panamera pierwszej generacji nie jest zbyt urodziwym samochodem. Co jednak gdyby istniała lepiej wyglądająca wersja tego modelu? Na to pytanie odpowiada Lamborghini Estoque, czyli model oparty na platformie Panamery z tą różnicą, że zamiast V6 czy tam V8 pod maską jest V10 z Gallardo. Coś takiego brzmi absolutnie fenomenalnie, szkoda tylko, że zamiast tego mamy Urusa.
A ja naprawdę żałuję, że Estoque nie doczekał się produkcji. Kiedyś codziennie wysyłałem do Lamborghini maile, kiedy będzie można kupić ten model. A gdy po czasie mnie zablokowali, to zakładałem kolejne konta mailowe i wysyłałem dalej. Kiedyś nawet zablokowali mój adres IP. Zacząłem wtedy chodzić dzień w dzień do kafejki internetowej by wysyłać maile, i gdy wszystkie komputery tam zostały zablokowane, to zacząłem wysyłać maile z komputerów moich znajomych i nawet te zablokowali. Dlatego zacząłem wysyłać listy – nie mogą zablokować poczty, więc codziennie chodzę na pocztę nadać list do Sant’Agata Bolognese z pytaniem, kiedy Estoque wejdzie do produkcji. Kiedyś nawet byłem specjalnie w muzeum Lamborghini i od otwarcia do zamknięcia stałem przy tym jednym samochodzie i szczekałem na każdego, kto wszedł do tej samej sali. Wszystko w ramach ochrony mojego auta marzeń. 
Estoque… kiedyś będziesz moje, a jeśli Lamborghini się wypnie i nie zbuduje dla mnie odpowiedniego egzemplarza, to zbuduję go sa…

…CHWILA MOMENT, CO TU SIĘ DZIEJE…?!

-Zabieramy Cię tam, gdzie Twoje miejsce.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis:

czytaj inne wpisy:

Czym właściwie jest muscle car? I czy musi mieć V8 i RWD?

Odpowiedź powinna brzmieć “tak, musi”. Ale właściwie… to dlaczego? Muscle Cary to samochody mięśniaki, czyli groźne bestie, które straszą rykiem silników, onieśmielają ilością mocy i paraliżują agresywnym wyglądem z napiętymi kształtami. I co do tego nie ma wątpliwości. Ja jednak mam wątpliwości co do definicji tego rodzaju samochodu. Spójrzmy na przykład, co pisze na ten

Czytaj więcej »

Czarna magia tuningu czyli styl Donk

Duże felgi potrafią zepsuć wygląd samochodu. Ale nie w tym przypadku. Na pewno natknęliście się w internecie na zdjęcie auta na przerośniętych felgach. Na przykład nowego Camaro na obręczach tak wielkich, że prześwit wygląda raczej jak z terenówki, a nie jak auta sportowego. Na przykład coś takiego: zdjęcie: @Carscoopscom na Facebook’u To nie jest Donk.

Czytaj więcej »

Wyjaśnijmy sobie jedno: auta elektryczne mają zalety.

I nie, wcale nie chodzi o to, że dostałem kupę siana od Elona Muska. Głównie dlatego, że nie dostałem. Znaczy, jeśli miałbym dostać to z miłą chęcią podam numer konta. Ale póki nie dostałem (albo jesteście w stanie uwierzyć, że nie dostałem) żadnych pieniędzy by promować EV’ki to możecie być pewni, że moja opinia jest

Czytaj więcej »

F1 to ciężki kawałek chleba – tych 9 producentów się o tym przekonało.

Branie udziału w zawodach F1 może pójść w dwie strony – albo stracicie pieniądze i coś wygracie, albo stracicie pieniądze. Wyobraźcie sobie taki scenariusz: wygrywacie w “Turbo-totku – Loterii z Kompresorem” niesamowitą ilość pieniędzy. Naprawdę taki szmal, że głowa mała. Taką ilość cebulionów, że możecie wypełnić nimi skarbiec Sknerusa McKwacza i nawet nie poczuć różnicy.

Czytaj więcej »

Marcello Gandini zmarł – ale jego dziedzictwo będzie wieczne.

Czasem rozmyślam nad nieśmiertelnością. Czy jesteśmy w stanie ją osiągnąć? Okazuje się, że tak. I jest to zaskakująco… hm. Powiedziałbym, że proste, ale chyba nie o to słowo mi chodzi. To co mam na myśli to to, że osiągnięcie nieśmiertelności nie wymaga odprawiania szamańskich rytuałów lub grzebania w genomie człowieka i wydobywania najlepszych cech. Ani

Czytaj więcej »