Art-of-Rally-cover

Art Of Rally to Mazda MX-5 wśród gier wyścigowych

Obecnie gry wyścigowe gnają za coraz lepszą grafiką. Art Of Rally ma ciekawszy pomysł.

Cały rynek gier wyścigowych skupia się obecnie na jednym – coraz lepszej grafice. I nie ma w tym absolutnie nic złego. Podziwianie linii nadwozia swoich ulubionych samochodów w jakości Ultra HD 4K z idealnie odbitymi refleksami jest naprawdę przyjemne i zdecydowanie poprawia immersję. Problem w tym, że wraz z pogonią za coraz lepszą grafiką, twórcy gier zapominają o czymś równie ważnym – klimacie. 

I nie chcę tutaj powiedzieć, że “kiedyś to było” i ówczesne gry wyścigowe to szajs w złotym papierku. Nic bardziej mylnego. Jest pewien powód, dlaczego gracze w dalszym ciągu wracają z rozrzewnieniem do starych części Need For Speeda. Chodzi po prostu o klimat, atmosferę. Jakoś nie potrafię w nowej Forzie Horizon odnaleźć klimatu, który spowodowałby, że chciałbym w nią grać godzinami. Znaczy – i tak to robię, model jazdy jest genialny, ale nie czuję się częścią świata przedstawionego. 

Art Of Rally to zupełnie inny przypadek

Na początku powiedzmy sobie szczerze – Art Of Rally to nie jest najpiękniejsza gra na świecie. Wielu graczy stwierdziłoby wręcz, że jest brzydka. Doskonale to rozumiem, bo nowoczesne “ścigałki” (to określenie jest paskudne swoją drogą) to taki wypas graficzny, że powoli zaczynają wyglądać lepiej niż grafika w prawdziwym życiu. Art Of Rally natomiast… bądźmy mili i napiszmy, że jest oszczędne graficznie. Obiekty składają się z prostych poligonów i często pełne są ostrych krawędzi – właściwie jedyny element graficzny, który faktycznie mi zaimponował podczas rozgrywki to sposób, w jaki rozchodzi się światło podczas jazdy nocą. Oprócz tego… cóż – bez dwóch zdań docenić należy różnorodność otoczeń i wpływ pogody na ich wygląd. Rajd Japonii w deszczu, a Szwecja w samo południe to dwa odrębne światy, gdzie auta zachowują się zupełnie inaczej i bardzo mi się to podoba. Kolejnym atutem jest fakt, że samochody mimo prostej budowy nadal różnią się od siebie. Tak długo, jak nie jest się motoryzacyjnym filistrem, to bez problemu odróżnimy jeden od drugiego. Tylko błagam – nie wyciągajcie pochopnych wniosków – jak odpaliłem AoR na najwyższych ustawieniach graficznych, to mój laptop zamienił się w opiekacz, więc to nie jest tak, że ta gra będzie działać na ziemniaku.

To, gdzie Art Of Rally nadrabia swoją prostą grafikę, to przywiązanie do detali – niespotykane w tak “niskobudżetowych” grach. Podobnie jak w przypadku starych zawodów rajdowych, tak i tutaj kibice stoją właściwie na trasie, by w ostatniej chwili odskoczyć, cudem unikając wpadnięcia pod koła. Słowo „kibice” jest trochę naciągane, bo to po prostu różnokolorowe równoległoboki, ale zdecydowanie widać, co miały one przedstawiać. Ci “kibice” mają również swoje namioty i obozowiska rozłożone w strategicznych miejscach tras, jakby mieli przy oglądaniu przejeżdżających rajdówek smażyć sobie kiełbaski na ogniu. Jest to mega urocze i przy pierwszym kontakcie z tą grą jeździłem od namiotu do namiotu, wyobrażając sobie, jak rajdy samochodowe musiały wyglądać z perspektywy widza. Urzekła mnie też mnogość fauny, jaką można zobaczyć – szkoda tylko, że ta jest dość statyczna. Inaczej mówiąc, wbita w ziemię. 

Ciekawie zbudowany jest też świat

Rajdy samochodowe mają to do siebie, że w przeciwieństwie do zwykłych wyścigów toczą się one na zamkniętych odcinkach dróg publicznych. Rzadko kiedy są one spięte w okrążenia. Stąd też wzięła się nazwa “odcinek rajdowy” – to trasa z punktu A do punktu B, którą trzeba przejechać jak najszybciej. 
Taka formuła zawodów często powoduje, że twórcy gier rajdowych nie mają opcji stworzenia świata, który można dowolnie eksplorować, bo wymagałoby to stworzenia ogromnych map, które łączyłyby ze sobą kraje, a nawet kontynenty – bo jak połączyć na jednej mapie Szwecję, Japonię i Kambodżę? Nie twierdzę, że to niemożliwe, ale na pewno byłoby to bardzo trudne.
Dlatego twórcy Art Of Rally wpadli na inny pomysł. Każdy kraj to jedna genialnie stylizowana wyspa, po której można jeździć na dwa sposoby – albo pojedyncze odcinki w trybie kariery, gdzie można jeszcze stworzyć własny rajd, albo w trybie jazdy dowolnej, w którym będziemy mogli rozbijać się po mapie do woli. 
A rozbijać się po mapie warto, bo na każdej z nich ukryte jest 6 znajdziek (5 liter R-A-L-L-Y, 5 kaset, 5 punktów fotograficznych i van twórców gry), za których znalezienie otrzymuje się specjalne nagrody – nowe utwory muzyczne, które będą przygrywać podczas jazdy czy dodatkowe malowania, które możemy zastosować na samochodach. 

A właśnie - samochody

Art Of Rally to gra rajdowa, która wyróżnia się tym, że skupiona jest tylko i wyłącznie na okresie od lat 70’ do 90’ XX w, czyli na tak zwanej “złotej erze” rajdów samochodowych. Do dyspozycji będziemy mieli kilka klas samochodów:

Grupa 2 – Najwolniejsze samochody, które często nie posiadają dużej mocy. Pozwalają jednak zrozumieć, jak działa fizyka w Art Of Rally.

Grupa 3 – Tutaj gra nabiera tempa – samochody są coraz szybsze i wymagają lepszej kontroli.

Grupa 4 – W tej kategorii samochody są już naprawdę szybkie, a przez brak napędu na 4 koła utrzymanie ich w ryzach wymaga umiejętności.

Grupa B – Analogicznie do prawdziwej grupy B, samochody tej klasy to prawdziwe pociski – duża moc i nie zawsze obecny napęd AWD potrafią wymęczyć.

Grupa S – przy grupie S auta z grupy B to “małe piwo” – samochody w tej klasie to prawdziwe zionące ogniem potwory.

Grupa A – Najszybsze samochody w grze – prowadzą się wyśmienicie, ale osiągane przez nie prędkości wymagają uwagi.

Oprócz tego, w grze jest kilka bonusowych rodzajów samochodów, ale te pozwolę Wam odkryć samemu – nie będę spoilerował zabawy. 

Przywiązanie Art Of Rally do detali to jedno – ale w selekcji aut widać, że istotna była też dla nich historia zawodów rajdowych. Stąd właśnie Grupa S, której normalnie próżno szukać w grach – ten rodzaj rajdówek został zakazany, zanim się pojawił i samochody zbudowane zgodnie z regulacjami Grupy S nigdy nie poczuły szutru pod kołami. Kolejnym smaczkiem są opisy samochodów – każdy z nich jest połączeniem faktycznej historii powstania danego pojazdu z sarkastycznym komentarzem twórców. 

I oczywiście, tak – samochody w Art Of Rally nie są licencjonowane – co nie dziwi, biorąc pod uwagę, że w grze przejedziemy się nie-Fordami, nie-Lanciami, nie-Audi czy nie-Toyotami i pozyskanie licencji do wyglądu i danych prototypów lub aut, które zostały zniszczone byłoby praktycznie niemożliwe. Wspomnę też, że osobiście w selekcji aut urzekły mnie dwie rzeczy – obecność grupy S oraz to, że Art Of Rally to prawdopodobnie jedyna gra, gdzie można pojeździć nie-Ładą Samarą EVA. 

Częstym mankamentem niewielkich gier wyścigowych jest fakt, że jedyną różnicą między samochodami jest moc, a oprócz tego wszystkie prowadzą się z grubsza tak samo. I często tak rozwiązany model jazdy jest dla mnie nużący i szczerze mówiąc, śmierdzi robotą zrobioną „na odwal się”. Na szczęście Art Of Rally nie ma tego problemu – samochody różnią się między sobą nie tylko ilością mocy, ale także masą lub wieloma innymi bardziej technicznymi rzeczami, które mają wpływ na prowadzenie. Na przykład miejscem, w którym umiejscowiony jest silnik, ilością napędzanych kół, szerokością czy długością samochodu lub nawet tym, czy silnik ma turbo czy nie. Samochody nawet brzmią inaczej – innego odgłosu wydechu uświadczymy w aucie z silnikiem rotorowym, innego w aucie napędzanym rzędową szóstką, a turbodoładowane 4 cylindry w układzie bokser to zupełnie inna bajka, pełna syczenia i strzałów z wydechu. Jest jednak jeden problem związany z modelem jazdy – samochody nie ulegają uszkodzeniom wizualnym i nie odkształcają się, a to oznacza, że często stuknięcie tyłem samochodu o barierkę skutkuje wykonaniem obrotu o 180 stopni, co jest szczególnie irytujące na wąskich mostach, gdzie nierzadko musiałem zawracać na cholera-wie-ile-razy.
Mimo braku uszkodzeń wizualnych, auta w AoR mają system uszkodzeń mechanicznych, który faktycznie wpływa na to, jak samochód zachowuje się na drodze. Tak więc jeśli uszkodzimy skrzynię biegów, to przełożenia będą zmieniane wolniej, przy uszkodzeniu turbo spadnie moc, a jeśli rozwalimy zawieszenie, to auto będzie zjeżdżać na jedną stronę. Oczywiście każde z tych uszkodzeń da się naprawić – co drugi odcinek rajdowy przewidziane jest miejsce na naprawy, w którym możemy wykorzystać ograniczoną ilość punktów, by naprawić wóz. 

Czy Art Of Rally ma fabułę?

Um… To trudne pytanie. Ale na szczęście moja odpowiedź nie ma specjalnie znaczenia, bo nie o to tutaj chodzi, więc po prostu opiszę Wam, jak to wygląda. Gdy rozpoczynacie nową grę, przemawia to Was złoty posąg Buddy i mówi, że to Wasza rola w tym świecie, by zostać rajdowym mistrzem. Potem znika i to właściwie tyle. 
Gdy skończycie grę i przejdziecie wszystkie mistrzostwa, to posąg Buddy znów się pojawi i pogratuluje Wam, powie, że jesteście rajdowym mistrzem, brawo, czas na napisy końcowe. 
Więc generalnie – fabuły brak. To, co mnie osobiście pchało do przodu to ciekawość, bo postanowiłem, że każde mistrzostwa przejadę inną rajdówką i intrygowały mnie różnice w prowadzeniu. Prawdopodobnie Wy będziecie mieli inną motywację, by grać w tę grę i przejść tryb kariery. I nie ma w tym nic złego – Art Of Rally nie narzuca sposobu przechodzenia gry, ale aż żal wychodzić z cudownie klimatycznego świata zbudowanego przez twórców. 

Jak mówiłem - AoR to Mazda MX-5

Obecnie rynek gier samochodowych AAA przypomina trochę rywalizację supersamochodów, w której znaczenie mają tylko osiągi. Ale nawet jeśli mamy do dyspozycji najnowsze zdobycze techniki, to warto czasem usiąść i przejechać się Mazdą MX-5 i doświadczyć frajdy z jazdy w czystej postaci, która nie sprowadza się tylko do czasów do setki, prędkości maksymalnej czy czasów na Nordschleife. 

I takie właśnie jest Art Of Rally – jest odświeżającym podejściem do tematu gry wyścigowej, w której na pierwszy plan wybija się klimat i frajda z jazdy, a nie Ray-Tracing, tysiące różnych aut i inne rzeczy, które bardzo szybko robią się przestarzałe. Bo dzięki oszczędnej i stylizowanej oprawie graficznej, wspaniałemu klimatowi starych rajdów i ilości ukrytych smaczków frajda z grania w Art Of Rally będzie wieczna – niezależnie czy włączymy tę grę dziś, czy za 10-15 lat. 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis:

czytaj inne wpisy:

Czym właściwie jest muscle car? I czy musi mieć V8 i RWD?

Odpowiedź powinna brzmieć “tak, musi”. Ale właściwie… to dlaczego? Muscle Cary to samochody mięśniaki, czyli groźne bestie, które straszą rykiem silników, onieśmielają ilością mocy i paraliżują agresywnym wyglądem z napiętymi kształtami. I co do tego nie ma wątpliwości. Ja jednak mam wątpliwości co do definicji tego rodzaju samochodu. Spójrzmy na przykład, co pisze na ten

Czytaj więcej »

Czarna magia tuningu czyli styl Donk

Duże felgi potrafią zepsuć wygląd samochodu. Ale nie w tym przypadku. Na pewno natknęliście się w internecie na zdjęcie auta na przerośniętych felgach. Na przykład nowego Camaro na obręczach tak wielkich, że prześwit wygląda raczej jak z terenówki, a nie jak auta sportowego. Na przykład coś takiego: zdjęcie: @Carscoopscom na Facebook’u To nie jest Donk.

Czytaj więcej »

Wyjaśnijmy sobie jedno: auta elektryczne mają zalety.

I nie, wcale nie chodzi o to, że dostałem kupę siana od Elona Muska. Głównie dlatego, że nie dostałem. Znaczy, jeśli miałbym dostać to z miłą chęcią podam numer konta. Ale póki nie dostałem (albo jesteście w stanie uwierzyć, że nie dostałem) żadnych pieniędzy by promować EV’ki to możecie być pewni, że moja opinia jest

Czytaj więcej »

F1 to ciężki kawałek chleba – tych 9 producentów się o tym przekonało.

Branie udziału w zawodach F1 może pójść w dwie strony – albo stracicie pieniądze i coś wygracie, albo stracicie pieniądze. Wyobraźcie sobie taki scenariusz: wygrywacie w “Turbo-totku – Loterii z Kompresorem” niesamowitą ilość pieniędzy. Naprawdę taki szmal, że głowa mała. Taką ilość cebulionów, że możecie wypełnić nimi skarbiec Sknerusa McKwacza i nawet nie poczuć różnicy.

Czytaj więcej »

Marcello Gandini zmarł – ale jego dziedzictwo będzie wieczne.

Czasem rozmyślam nad nieśmiertelnością. Czy jesteśmy w stanie ją osiągnąć? Okazuje się, że tak. I jest to zaskakująco… hm. Powiedziałbym, że proste, ale chyba nie o to słowo mi chodzi. To co mam na myśli to to, że osiągnięcie nieśmiertelności nie wymaga odprawiania szamańskich rytuałów lub grzebania w genomie człowieka i wydobywania najlepszych cech. Ani

Czytaj więcej »