Tesla Cybertruck to dość… specyficzny projekt.
Jeżeli chociaż trochę interesujecie się motoryzacją, to na pewno słyszeliście o Tesli Cybertruck.
Albo wiecie co? Inaczej – jeśli macie Internet i korzystacie z niego, to na pewno słyszeliście o Tesli Cybertruck. Tak – myślę, że teraz to ma więcej sensu.
Jeśli jednak nie słyszeliście o Cybertrucku, to wygląda on tak:
I jak zapewne zauważyliście, design tego auta jest… bardzo awangardowy. I reakcje to potwierdzają – wszak często duże zmiany w “statusie quo” wiążą się z dużą ilością opinii. I to nie tylko tych stricte pozytywnych lub negatywnych – gdy domyślny stan rzeczy ulega zmianie, opinie są często mieszane i bardzo często ma to związek z tym, że dana rzecz, która prowokuje zmianę jest kontrowersyjna.
A kontrowersja powoduje, że na temat danego przedmiotu czy zjawiska zaczyna wypowiadać się coraz więcej ludzi – w końcu każdy ma swoją opinię i oczywiście jest ona lepsza niż wszystkie inne. Bo to przecież oczywiste.
I takim zaburzeniem statusu quo jest właśnie Tesla Cybertruck
Cybertruck to nie tylko zupełnie nowa szkoła projektowania pick-upów, które do tej pory były bardzo stonowane i od lat 50’ wyglądały właściwie tak samo: prostokątny przód, kabina, paka, cześć.
Owszem, zdarzały się mniejsze lub większe ewolucje tej formuły, ale to podstawy projektu zawsze były takie same, niezależnie czy chodzi o Chevroleta K10, czy o Toyotę Hilux. I często nawet nie było mowy o jakimkolwiek połączeniu szoferki z paką – jest między nimi wyraźna przerwa i albo bierzesz pick-upa takiego jakim jest, albo poszukaj innego wozu.
I tutaj na pełnej mocy wjeżdża Tesla Cybertruck, która zdecydowanie nie jest stardardowym pick-upem (Może oprócz tego, że ma jakąś pakę [ale czekaj – Cybertruck to w ogóle pick-up??! przyp. red.]), tylko jest… cóż – pięciokątem na czterech kołach. Cały ten samochód jest jedną bryłą, która jest zupełnie czymś innym niż to, co znamy i dotychczas widywaliśmy na drogach.
Gdy pokazano ten samochód w 2019 roku pierwsze głosy mówiły, że to obrzydliwe cholera-wie-co i Elon Musk to już chyba totalnie postradał zmysły i najlepiej by było, gdyby go zamknąć w pokoju bez klamek i podawać jedzenie przez klapkę w drzwiach.
Ale ja zawsze stałem w opozycji do takich opinii. Według mnie Cybertruck jest wspaniały. I nawet jeśli nie wynika to konkretnie z obecnych kanonów piękna i standardu projektowania samochodów, to definitywnie jest na czym zawiesić oko, nawet jeśli cały design tego auta jest aż przesadnie oszczędny.
Bo widzicie - to co ja osobiście doceniam w wyglądzie samochodów to ich unikalność.
Uwielbiam, gdy auta wyróżniają się czymś zaskakującym. I wiem, że dziwnie to słyszeć w przypadku człowieka, który jeździ Audi A3 8L, ale zaufajcie mi, że to nie był mój pierwszy wybór. Wracając – uwielbiam ciekawe wizualnie fury, nawet jeśli pod maską jest taka nuda, że aż dźwignia do otwierania jej prowokuje ziewanie.
Oczywiście Tesla Cybertruck nie jest jedynym samochodem, który wizualnie odstaje od reszty. Popatrzmy chociażby na BMW i3 lub i8. Pierwszy z nich uznawany jest powszechnie za jeden z najgorszych designów BMW do czasu XM. Ja natomiast uważam, że i3 jest jednym z ciekawszych designów BMW od długich lat.
A to dlatego, że w czasie swojej premiery wyglądało zupełnie inaczej niż wszystko co do tej pory poruszało się po drogach. Było wyzywające i dziwne, miało wąskie kółeczka i linię szyb z podcięciem na wysokości tylnych drzwi. A właśnie – tylne drzwi też nie były konwencjonalne. Zamiast tego zastosowano mechanizm znany z Mazdy RX-8 czy Saturna Ion, w którym otwierają się one pod wiatr i są jednocześnie punktem zamykania drzwi przednich. I chwalę ten design z pełną premedytacją, a tym co dodatkowo udziwnia ten samochodzik jest fakt, że jego rama została skonstruowana z włókna węglowego, a wnętrze składa się z materiałów z recyklingu.
No jest to genialny projekt, który, tak samo jak Tesla Cybertruck, polaryzował entuzjastów i nie tylko.
Drugi kontrowersyjny design BMW to i8, które podobnie jak i3 miało być pionierem ekologicznych rozwiązań w marce z Bawarii. Problem w tym, że podobnie jak i3, i8 było bardzo kontrowersyjne. W tym przypadku co prawda głównym powodem kontrowersji był układ napędowy (3 cylindry+hybryda), który dla wielu oznaczał, że i8 to nie jest prawdziwe BMW. Co nie jest oczywiście prawdą, ale co ja tam wiem – może po prostu nie umiem czytać i nie zauważyłem, że w haśle “Radość z jazdy” jest zakamuflowane hasło “6 cylindrów lub więcej”.
Kontrowersje wzbudzał także design BMW i8, który bardzo odstawał od reszty gamy – szczególnie z tyłu, gdzie złośliwcy dostrzegali zakamuflowane Porsche 911. Dodatkowe skrzydełka lewitujące nad tylnymi światłami również nie pomagały, a już tymbardziej nie pomagało to, że nie spełniały żadnej funkcji poza tą wizualną. Dla mnie design i8 jest bardzo porównywalny do oryginalnego Citroena DS – i nie chodzi mi tutaj o linię nadwozia – a to dlatego, że podobnie jak klasyczna limuzyna Citroena, i8 wybiega wyglądem w przyszłość, której jeszcze nie ma.
“Ale przecież oba nadal są brzydkie i bez sensu”
Taka jest pewnie Wasza reakcja na to, co teraz napisałem. I o ile nie będę się rozwodził teraz na tym, czy jazda i8 lub i3 jest sensowna, o tyle mogę Wam podać kilka innych przykładów samochodów, które w swoich czasach wyglądały jak statek kosmiczny.
Zacznijmy od samochodu, który naprawdę bywa nazywany statkiem kosmicznym, czyli Civica VIII generacji, tak zwanego “Ufo”. Gdy w 2005 Honda pokazała koncept tego samochodu nazywając go po prostu Honda Civic Concept, prasa motoryzacyjna jednoznacznie stwierdziła, że jest to tylko pokaz umiejętności designerów i nie ma szans, że to wejdzie do produkcji w takiej formie.
A jednak – Civic VIII nie różni się praktycznie w ogóle od konceptu, a jego futurystyczna linia do tej pory wygląda jak z innej planety, co było dość kontrowersyjną decyzją, biorąc pod uwagę zachowawczy wygląd wszystkich poprzednich generacji.
Mówiąc o futurystycznych projektach nie wolno także zapomnieć o Lamborghini Countach. Innymi słowy, o samochodzie, który określił design Lamborghini na kolejne 50 lat, a nawet i więcej. Naprawdę – przeczytajcie tutaj, jak duży wpływ na design Lambo miała premiera Countacha. Jednak Countach był nie tylko pierwszym z rodu Lamborghini o kształcie klina. Countach również zrobił mocne przetasowanie wśród designu innych samochodów projektowanych w latach 70’, 80’, a nawet 90’. Ten supersamochód był tak kontrowersyjny, że dosłownie przyćmił wszystko, co w tamtym czasie robiło Ferrari i inne De Tomaso.
I tak, wzrok Was nie myli – linia Countacha jest bardzo podobna do tej zastosowanej w Cybertrucku, projektanci Tesli nawet nie kryli się, że przełomowy supersamochód Lamborghini był główną inspiracją dla pick-upa.
No dobra, ale co to ma do rzeczy?
Nie wiem czy zauważyliście, ale raz na jakiś czas pojawia się samochód, który próbuje zmienić ustalone przez dziesięciolecia status quo w designie samochodów. Czasem jest to auto miejskie, czasem rodzinny hatchback, a innym razem auto sportowe, supersamochód lub limuzyna.
I często takie samochody przechodzą bez echa, w momencie premiery są wyśmiewane, nikt ich nie kupuje, marka plajtuje i koniec historii, nic się nie zmienia. Przykładem takiego auta jest Bricklin SV-1, który miał być bezpiecznym autem sportowym, godnym rywalizowania z Chevroletem Corvette pod względem osiągów i Volvo pod względem bezpieczeństwa. Finalnie jednak SV-1 zmienił dokładnie nic i do tej pory interesują się nim tylko świry, którzy uważają, że jest ciekawszy niż DeLorean DMC-12. I słusznie, ale to temat na inną historię. W każdym razie – pomyślmy, ile samochodów powstałych z chęci zmiany zostało zapomnianych i całkowicie zatraconych w odmętach przeszłości. Ile aut, które miało rozpocząć nową erę w designie i technologii poszło do piachu, zanim zdążyło naprawdę stanąć na nogach. Założę się, że było ich setki, jeśli nie tysiące. Tysiące zapomnianych modeli, którymi już nikt nigdy się nie zainteresuje, bo w momencie premiery zostały zrównane z ziemią przez dziennikarzy uważających się za specjalistów w każdej dziedzinie. A czasem to nawet nie była wina dziennikarzy – po prostu dany projekt był bez sensu i powstał tylko dzięki wybujałemu ego twórcy, który uważa, że potrafi zrobić coś lepiej, niż te wszystkie paskudne korporacje.
Czasem jednak, bardzo rzadko, ale zdarza się, że nowy samochód, awangardowy twór powstały w umyśle człowieka równie kreatywnego, co rozsądnego zmienia krajobraz samochodowy na zawsze. Tutaj warto wspomnieć o Fordzie Mustangu – samochód ten całkowicie przetasował rynek aut mimo tego, że wcześniej nie było nic podobnego. Tanie auto sportowe dla młodych ludzi. Kto by pomyślał, że taki pomysł się przyjmie. Albo lepiej – kto by pomyślał, że nie dość, że taki pomysł się przyjmie, to jeszcze zapoczątkuje zupełnie nowy segment rynku, który przez kolejne 60 lat będzie wybierany przez nowe pokolenia entuzjastów.
Innym przykładem auta, które stało się niespodziewanym hitem jest Tesla Model S. Samochód ten pokazał, że napęd elektryczny może być emocjonujący i nie musi oznaczać taniego wozidła do przejazdu z punktu A do punktu B. Pod warunkiem oczywiście, że punkt B nie jest za daleko. Model S był pokazem technologicznym, który wykorzystywał silnik elektryczny zupełnie inaczej, niż silnik spalinowy. W przypadku tego sedana napęd elektryczny był nieodłączną częścią samochodu i wykorzystano 100% możliwości, które w 2012 roku były dostępne. I mimo faktu, że Tesla była wtedy zupełnie nieznaną nowinką, starzy gracze szybko zaczęli się bać amerykańskiego start-upu. Innymi słowy – Tesla Model S wywróciła wszystko do góry nogami.
Teraz Tesla ma w swoich rękach kolejny ryzykowny projekt, czyli Cybertrucka. I tak jak w przypadku Modelu S, wszyscy się z niego śmieją. Że wygląda idiotycznie, że jest niepraktyczny i kto to w ogóle kupi. Problem w tym, że Tesli już raz udało się sprzedać produkt, na który z pozoru nie było miejsca na rynku i podejrzewano, że tak samo nie będzie i popytu.