Japończycy wprowadzili hybrydy na rynek, a Amerykanie… zrobili z nich karykaturę.
Jest pewien samochód, na którym chciałbym skupić się w tym wpisie, więc szybko przejdziemy przez te “mniej ważne” newsy, a potem przejdziemy do clou programu.
75-lecie Porsche
Czy wiedzieliście, że pierwszy samochód marki Porsche zaprezentowano w 1948 roku? Ja nie wiedziałem. W każdym razie – z tej okazji Porsche przygotowało koncept o nazwie 357, dla którego inspiracja pochodzi z pierwszego modelu tej marki – klasycznego już 356. To właśnie stąd wzięła się nazwa i kształt tego konceptu. Mechanika natomiast wzięła się z Caymana GT4 RS i pozostała bez zmian. Wnętrze też, bo 357 jest tylko ćwiczeniem stylistycznym, a nie pełnoprawnym modelem, który kiedykolwiek trafiłby do produkcji. Tak, jeśli zapragnęliście posiadać 357, to współczuję, bo raczej nie będzie szans na zamówienie go w salonie Porsche.
BMW bez kompromisów. No, może z jednym.
Nie wiem czy pisałem na Ivolucji o nowym BMW M4 CSL (nie mylić z 3.0 CSL), czyli o specjalnej, torowej wersji “Emczwórki”. I wiecie jaki problem mieli niektórzy klienci z tym modelem? Że miał za mało drzwi. BMW rzadko bo rzadko, ale słucha klientów, więc oto jest – BMW M3 CS. Różnica jest taka, że M3 jest sedanem, a M4 coupe. Ciekawe, czy zgodnie z tym trendem ucinania literek przy jednoczesnym dodawaniu drzwi będzie BMW M3 Touring C. Albo autobus, w którym nazwą będzie sama literka B.
Czego potrzebujemy? Wszystkiego na raz!
Zwykle, gdy myślimy o uniwersalności lub o rzeczach do wszystkiego, to pojawiają się nam w głowie dwie myśli. Albo fenomenalne szwajcarskie sery scyzoryki, albo, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Audi co prawda nie pochodzi ze Szwajcarii, ale uważa, że potrafi zrobić samochód, który uniwersalnością będzie odpowiadał wcześniej wspomnianym scyzorykom. Samochód ten nazywa się Audi Activesphere concept i jest jednocześnie pick-upem, limuzyną i terenówką, a do tego jego osiągi dorównują wozom sportowym. Pytanie jednak – czy będzie bardziej jak scyzoryk, czy bardziej jak reszta uniwersalnych rzeczy?
Forza Forza! (tłumaczenie: Naprzód Forza!)
Na Ostatniej Prostej pisałem o nowej części serii Need For Speed, więc teraz czas na nową część serii Forza Motorsport, która nosi nazwę… Forza Motorsport. Numerka brak. Wynika to z faktu, że ma być to poniekąd reset serii Motorsport. I jaki to będzie reset! Ponad 500 samochodów w dniu premiery i przebudowana fizyka jazdy, by ściganie się było jeszcze przyjemniejsze. Mam tylko nadzieję, że podczas delikatnych stłuczek auta nie będą się do siebie “kleić”, jak to miało miejsce wcześniej…
A teraz przed Państwem… Gwóźdź programu!
To jest tak: Corvette powstała jako rezultat głęboką fascynacją Ferrari i innymi drogimi autami z Europy. Logicznym jest więc, że od samego początku była do nich porównywana. Owszem, była dużo tańsza, a w przypadku modeli sprzed 1955 roku dużo wolniejsza, ale niektórzy uważali, że wygląd wystarczy, by warto było wydać swoje ciężko zarobione dolary na Chevroleta. Szczególnie, że w tamtych czasach nie było dużej ilości alternatyw – to były czasy przed Mustangiem czy Camaro.
Jeśli przeniesiemy się w czasie do roku 2005, to zauważymy, że Corvette jest porównywana do Porsche 911 bardzo często. Na tyle często, że z każdą kolejną generacją i odmianą pytania “CZY CORVETTE W KOŃCU JEST RYWALEM 911?” pojawiają się coraz śmielej i coraz częściej. Problem w tym, że odpowiedź zawsze brzmi “yyy… nie bardzo”. I nie chodzi tutaj o osiągi – Corvette zwykle była dość szybką furą – problemem była raczej inna cecha sportowego Chevroleta. Corvette była… za tania. I specjalnie nie napisałem, że jest to wadą – koszt zakupu dla jednych jest wadą a dla innych zaletą, szczególnie, gdy osiągi tych dwóch skrajnie różnych aut sportowych były bardzo podobne.
Z tym, że to czego według mnie brakowało Corvette, by naprawdę rywalizować z 911 była różnorodność. 911 ma obecnie 26 różnych wariantów. 26! Wśród tego oszczędne w formie Carrery (S, GTS, T i edycja specjalna a 50-lecie Porsche), szybkie i luksusowe Turbo i Turbo S, torowe GT3, GT3 RS, stylowe GT3 Touring, klasyczny Sport Classic czy szalony Dakar. A do tego różne wersje nadwozia, takie jak: Kabriolety, Targi czy Coupe. A jakby jeszcze Wam było mało, to w wielu modelach możecie wybrać, czy chcecie skrzynię manualną czy automatyczną, napęd na jedną oś czy dwie… A jeszcze nie weszliśmy do konfiguratora kolorów lakieru!
Tymczasem gama Corvetty przez lata była bardzo… prosta. Wybierałeś/aś czy chcesz coupe czy kabriolet, wersję bazową czy bazową z pakietem Z51, wersję szybszą czyli Z06, czy może potwora jakim była ZR1. Do tego automat lub manual i tyle. I jeśli szukaliście odpowiednika 911 Turbo, który oferowałby kosmiczne osiągi i komfort, to nie było sensu zaglądać do gamy Chevroleta. Aż do teraz.
Bo na scenę wjechała Corvette E-Ray
Owszem, to nadal nie jest dodatkowe ileś tam wariantów Corvette, których brakuje, by mogła jak równy z równym konkurować z Porsche 911, ale jest to duży krok dla samochodów sportowych, a mały dla Corvette. Innymi słowy – E-Ray jest na tyle wyjątkowy, że nic mu nie brakuje do stanięcia twarzą w twarz z 911 Turbo S. Dlaczego?
Posłuchajcie chwilę o układzie napędowym: E-ray jest hybrydą. I nie chodzi o to, że do Corvetty wsadzili jakiś cienki silniczek z Chevroleta Cruze, dorzucili baterię z Bolta i nazwali to autem. Co to, to nie, gdzie w tym jest w ogóle maksyma “Go big or go home”? No właśnie. Więc E-ray ma silnik 6.2 V8 o mocy 495hp, a do tego silnik elektryczny o mocy 160hp. Razem? 655hp, czyli tylko o 15 mniej niż w Z06. Wspomnę tylko, że napędzane są obie osie tego auta. Wyobrażacie sobie osiągi? Jest szybko. Bardzo szybko. 2.5s do pierwszej setki na liczniku.
Co również ciekawe, E-Ray ma nadwozie przejęte praktycznie w całości z Z06, a nie bazowej Corvette C8. Oznacza to, że jest szersza i bardziej agresywna, a listwy akcentujące boczne wloty powietrza są skierowane do góry, a nie w dół. Są tylko dwie główne różnice wizualne, gdy porównujemy Corvette Z06 i E-Ray: w hybrydzie listwy są kolorze nadwozia, a nie czarne, oraz wydech w E-Rayu jest na bokach tylnego zderzaka, nie pośrodku.
Innym fajnym detalem, o którym muszę wspomnieć jest znaczek. Jak się domyślacie lub też nie, nazwa E-Ray jest inspirowana nazwą “Stingray”, bowiem tak właśnie nazywa się reszta wariantów Corvette C8. I razem ze zmianą nazwy zmienił się też znaczek. Zmiany są co prawda delikatne, ale zauważalne – spójrzcie:
I tak, wiem, że Corvette E-Ray nie jest pierwszym hybrydowym superautem, bo przed nią była “wielka trójka” hipersamochodów, ale to były raczej pokazy technologiczne niż samochody. Był też NSX, ale… różnica między NSXem, a Corvettą E-Ray jest taka, że Corvetta może się dobrze sprzedawać. A w każdym razie taką mam nadzieję, bo hybrydowe auta sportowe to coś wspaniałego.