Prowler-miniaturka

Plymouth/Chrysler Prowler to seryjny Hot Rod! – Hangar Marzeń #12

Ciężko znaleźć inne tak szalone auto, które opuściło bramy poważnego koncernu.

Jako, że w swoich wpisach lubię zaczynać od genezy, to i tutaj nie zmienię tej tradycji i zacznę od genezy… tego wpisu.
Jeśli pamiętacie mój zeszłotygodniowy wpis o „The Grand Tour Presents… Eurocrash„, albo jeśli oglądaliście program, to wiecie, że zadaniem prezenterów było podróżowanie autami, którymi nikt jeszcze nie podróżował. A ja uznałem, że zabawnym będzie znalezienie auta, którym ja bym pojechał na taką wycieczkę. I znalazłem.

Oto Plymouth/Chrysler Prowler!

Zacznijmy od rzeczy oczywistych: Jest zajedwabisty. I jeśli ktoś się z tym stwierdzeniem nie zgadza, to niech idzie do okulisty, bo to znaczy że ma coś nie tak z oczami. I w kwestii wyjaśnienia – celowo piszę o tym aucie Plymouth/Chrysler, bo mimo że Prowler swoją rynkową karierę zaczął jako Plymouth (plymuf, nie plajmouf), to marka ta została zamknięta przez koncern Chrysler w 2000 roku i od tego momentu na grillu Prowlera zamiast znaczka Plymoutha znajduje się znaczek Chryslera. Ja jednak od tej pory będę używał nazwy pierwotnego producenta – jest fajniejsza.

Ale co to jest?

Właściwie, to Plymouth Prowler jest dokładnie tym, co napisałem w tytule – seryjnym hot rodem. Ma wystające koła, niską szybę i materiałowy dach. Design także jest inspirowany modyfikowanymi autami z lat 30 i 40. I nie chodzi mi tutaj tylko o nadwozie, ale także o mechanikę, a konkretnie o ramę nośną. Bo Prowler nie ma samonośnego nadwozia, a ramę – jak pick-up albo terenówka. To, co wyróżnia ramę Prowlera od pozostałych jest to, że unosi się ona nad tylną osią – dzięki takiemu zabiegowi można było uzyskać ten zjawiskowo niski prześwit. Podobnie mają prawdziwe hot rody – ale nie dlatego, że tak było seryjnie, tylko dlatego, że obniżenie do ziemi jest wymagane – inaczej każdy z nich miałby prześwit jak nowoczesny crossover. Inną zupełnie rzeczą jest fakt, że rama Prowlera ma kształt gruszki, coś jak ta stosowana w Wartburgu. Oczywiście Wartburg i Prowler nie mają ze sobą nic wspólnego, ale musiałem przemycić ciekawostkę o ramie Wartburga.

Ale wiecie z czym Prowler ma coś wspólnego?

Plymouth Prowler ma coś wspólnego z Chryslerem 300C, Dodgem Chargerem, Challengerem i Magnumem. I wieloma innymi – ale nie mamy całego dnia. Wiecie o jaki element chodzi? O silnik. Problem w tym, że nie chodzi o Hemi z najmocniejszych wariantów przytoczonych aut. Chodzi o V6 i o jego pojemność 3.5 litra z bazowych wariantów tych amerykańskich krążowników. I zanim powiecie “ale kicha” a ja się z Wami zgodzę, to dorzucę jeszcze dziegciu do… beczki dziegciu – Prowler był dostępny tylko i wyłącznie z 4-biegowym automatem. Super.

Ale hej – o ile nie zamierzam bronić automatu, o tyle zastosowanie silnika V6 tego wymaga. Bo widzicie, w roku 1997, gdy Prowler wchodził do produkcji cały koncern Chryslera nie miał mocniejszego silnika niż zastosowane w tym modelu V6. No, od 1991 roku produkowano Vipera z V10, ale ten silnik miał być ekskluzywny dla Vipera. Inna rzecz, że on by się po prostu do Prowlera nie zmieścił – front jest za wąski i całe auto jest za krótkie. No i V10 jest DUŻO cięższe niż V6, a nie o to chodziło, żeby Prowler prowadził się jak córka Pana o nazwisku Kupag.

All show and no go

Niezupełnie. Znaczy – tak, mimo że Prowler wyglądał jak milion dolców, to nie przyspieszał jak Ferrari. Ani nawet jak seryjna Supra Turbo. Ale nie można też powiedzieć, że był wolny. W wersjach przed liftingiem (1997-1998) przyspieszenie od 0 do 100km/h wynosiło około 7 sekund. Niezbyt szybko, ale żwawo. Natomiast w wersjach po liftingu, gdy moc silnika wzrosła z 215 do 250hp to przyspieszenie od 0 do 100 wynosiło 5.9 sekundy. Czy bardzo szybko? Nie, skądże. Ale to już jest ładny wynik. Powiedziałbym nawet, że wystarczający, żeby zaskoczyć niektórych na drodze. No, gdyby nie fakt, że Prowler wygląda na szybsze auto, niż jest w rzeczywistości. No cóż… Ja uważam, że 6 sekund to bardzo ładny wynik. Chrzanić hejterów.

Ale po co komu wolny Hot Rod?

Szczerze? To bez sensu, ale nie po to Plymouth Prowler powstał, żeby być najszybszym na drodze. Powodem powstania Prowlera było testowanie nowych technologii – coś jak nasz Fiat 126p Bis, tylko na o wiele większą skalę i mniej na odwal.

Karoseria i rama Prowlera wykonana była z aluminium, bo Chrysler chciał się przekonać, jak ten materiał zachowuje się przy formowaniu i jak znosi próbę czasu. I tak, pewnie taniej byłoby zrobić jeden prototyp, ale uruchomienie produkcji seryjnej da więcej informacji. Z tym, że produkowanie auta o tak rewolucyjnej konstrukcji jak ta zastosowana w Prowlerze jest czasochłonne i drogie. Pierwszej cesze nie da się zaradzić, ale drugą można pominąć, idąc na skróty. Mocno na skróty. Jak już pisałem, silnik był dzielony z mnóstwem innych produktów koncernu, skrzynia biegów podobnie. Tak samo układ kierowniczy z minivanów Chryslera (Chrysler Town & Country, Dodge Caravan i Plymouth Voyager), oraz zawieszenie, które opierało się na konstrukcji z Vipera. Spostrzegawczy czytelnicy zauważą także fakt, że elementy wnętrza są “pożyczone” z innych modeli i ciężko dostrzec wśród nich jakiś przycisk dedykowany do Prowlera.

Aha, czyli Prowler jest niepraktyczny, wolny i tani w środku?

Tak, tak oraz tak. Chociaż – warto zaznaczyć, że konstruktorzy pracujący przy tym modelu wiedzieli, co robią. Dlatego seryjnie samochód ten wyposażony jest w opony typu Run Flat, bo pomimo że nie poprawiają one prowadzenia, to była to jedyna opcja, żeby jakoś zaradzić brakowi miejsca na koło zapasowe. Właściwie na dwa, bo Prowler ma zupełnie inne koła z przodu i z tyłu.

Ale mimo tych wszystkich niedociągnięć, oszczędności i niespójności chciałbym Prowlera. Po pierwsze dlatego, że wygląda CZA-DO-WO, po drugie dlatego, że jest dziwny, a po trzecie dlatego, że to, jakby nie patrzeć, od niego zaczęła się moda na amerykańskie wozy w stylizacji retro. Jakbyście mieli wątpliwości – Prowlerem inspirowany był PT-Cruiser, a inne koncerny także nie pozostały z tyłu, produkując takie modele jak Chevrolet HHR czy SSR. Nie wolno także zapomnieć o Mustangu piątej generacji oraz Thunderbirdzie VII.

I nie wolno zapomnieć, że Prowler jest idealnym autem na wyprawy!

W dziennikarstwie mówi się, że warto tekst spiąć klamrą, to znaczy żeby myśl przytoczoną na początku tekstu dokończyć w jego ostatnim akapicie, dopinając całą pisaną historię. I tak właśnie zrobię teraz.
Bo uważam, że wszyscy prezenterzy The Grand Tour się pomylili i wybrali niewłaściwe auto. Jedynym właściwym autem do jazdy przez pół Europy jest Plymouth Prowler.

A wiecie dlaczego? Bo ma seryjną przyczepkę, do której można zapakować cały potrzebny szmelc:

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis:

czytaj inne wpisy:

Czym właściwie jest muscle car? I czy musi mieć V8 i RWD?

Odpowiedź powinna brzmieć “tak, musi”. Ale właściwie… to dlaczego? Muscle Cary to samochody mięśniaki, czyli groźne bestie, które straszą rykiem silników, onieśmielają ilością mocy i paraliżują agresywnym wyglądem z napiętymi kształtami. I co do tego nie ma wątpliwości. Ja jednak mam wątpliwości co do definicji tego rodzaju samochodu. Spójrzmy na przykład, co pisze na ten

Czytaj więcej »

Czarna magia tuningu czyli styl Donk

Duże felgi potrafią zepsuć wygląd samochodu. Ale nie w tym przypadku. Na pewno natknęliście się w internecie na zdjęcie auta na przerośniętych felgach. Na przykład nowego Camaro na obręczach tak wielkich, że prześwit wygląda raczej jak z terenówki, a nie jak auta sportowego. Na przykład coś takiego: zdjęcie: @Carscoopscom na Facebook’u To nie jest Donk.

Czytaj więcej »

Wyjaśnijmy sobie jedno: auta elektryczne mają zalety.

I nie, wcale nie chodzi o to, że dostałem kupę siana od Elona Muska. Głównie dlatego, że nie dostałem. Znaczy, jeśli miałbym dostać to z miłą chęcią podam numer konta. Ale póki nie dostałem (albo jesteście w stanie uwierzyć, że nie dostałem) żadnych pieniędzy by promować EV’ki to możecie być pewni, że moja opinia jest

Czytaj więcej »

F1 to ciężki kawałek chleba – tych 9 producentów się o tym przekonało.

Branie udziału w zawodach F1 może pójść w dwie strony – albo stracicie pieniądze i coś wygracie, albo stracicie pieniądze. Wyobraźcie sobie taki scenariusz: wygrywacie w “Turbo-totku – Loterii z Kompresorem” niesamowitą ilość pieniędzy. Naprawdę taki szmal, że głowa mała. Taką ilość cebulionów, że możecie wypełnić nimi skarbiec Sknerusa McKwacza i nawet nie poczuć różnicy.

Czytaj więcej »

Marcello Gandini zmarł – ale jego dziedzictwo będzie wieczne.

Czasem rozmyślam nad nieśmiertelnością. Czy jesteśmy w stanie ją osiągnąć? Okazuje się, że tak. I jest to zaskakująco… hm. Powiedziałbym, że proste, ale chyba nie o to słowo mi chodzi. To co mam na myśli to to, że osiągnięcie nieśmiertelności nie wymaga odprawiania szamańskich rytuałów lub grzebania w genomie człowieka i wydobywania najlepszych cech. Ani

Czytaj więcej »