miniaturka

Najbardziej szalone pick-upy w dziejach

Na początku myślałem, że napiszę “sportowe pick-upy”, ale nie wszystkie są sportowe. Nie wszystkie są też terenowe. Wszystkie są za to szalone.

Pick-up, w Ameryce zwany po prostu “truck”, to klasa auta mocno niedoceniana w Europie. Może to i dobrze, bo spora część z nich jest dużo za duża na europejskie drogi. Inną rzeczą jest to, że w Ameryce pick-up to po prostu samochód, którym jeździsz na zakupy spożywcze albo do biura, gdzie w Europie pick-upy to woły robocze, których raczej nie kupuje się jako auta do jazdy na co dzień. Niezależnie jednak od regionu, szalone pick-upy darzone są dużym szacunkiem i pożądaniem. Dlatego dziś o nich trochę opowiem.

Postaram się, żeby lista była w kolejności chronologicznej, ale jeśli mi coś przeskoczy to wybaczcie.

1970 Chevrolet El Camino SS 454

7.4 litra, prawie 500hp i napęd na tył. Powodzenia w zakrętach.

Kojarzycie złotą erę muscle carów? Camaro, Mustang, Chevelle… Ej, a właśnie. Co by było, gdyby z Chevelle uwalić pół tyłu, wrzucić z przodu największy silnik i zacząć sprzedawać? Inżynierowie z Chevroleta zostaliby wysłani na przymusowy urlop do psychiatryka, to by się stało. A w każdym razie stałoby się w alternatywnej rzeczywistości, bo w naszej coś takiego nie dość, że powstało, to jeszcze weszło do produkcji pod nazwą Chevrolet El Camino SS 454. 454 nie oznacza mocy, co to, to nie. 454 oznacza pojemność silnika w calach sześciennych, czyli po naszemu 7.4 litra. Chyba nie znam żadnego obecnie produkowanego silnika o podobnej pojemności, oprócz tego montowanego w Bugatti Veyronie i Chironie. Tylko ten z Bugatti ma 16 cylindrów, a nie 8. Wracając jednak do El Camino. Zgadnijcie, ile mocy można było wpakować do pick-upa w latach 70’. 250? 300 koni? MAŁO! 450 KONI MECHANICZNYCH W PICK-UPIE Z LAT 70’. 450! A jakby komuś było mało, to kilku dealerów Chevroleta sprzedawało specjalne kolektory dolotowe, zwiększające moc do 500hp. Brak mi słów, chodźmy dalej.

1990 Chevrolet 454 SS

7.4 litra i 230hp. Moc i potęga nie ma co.

Z jednego Chevroleta przechodzimy do kolejnego. Jak jednak widzicie, jest między nimi 20 lat różnicy. 20 lat kryzysu paliwowego, który pogrzebał wszystkie amerykańskie marzenia o samochodach z wielkimi silnikami i mocą. To właśnie wtedy na scenę weszły takie auta jak Toyota Celica czy Nissan Z. Jednak w latach 90’ coś zaczęło się dziać i amerykańskie auta budziły się z letargu. Jednym z przykładów tego, że nastąpiło poruszenie, był Chevrolet 454 SS. I pomimo bycia pick-upem, nie miał nic wspólnego z El Camino. 454 SS bazował na platformie Chevroleta Silverado i był jego najmocniejszą wersją, która miała silnik o pojemności… 454 cali sześciennych, czyli jak już możecie się domyślić, 7.4 litra. Niestety, mimo takiej samej pojemności co El Camino, moc już nie wynosiła 450hp. W przypadku 454 SS moc wynosiła 230hp, co już nie brzmi tak dobrze. Czy to właśnie jest postęp?

1991 GMC Syclone

Syclone. To brzmi dumnie.

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Jest rok 1991, stoicie na światłach siedząc w nowym Ferrari Testarossa, przez szybę widzicie czerwoną maskę swojego włoskiego supersamochodu – no spełnienie marzeń po prostu.
I na pas obok podjeżdża jakiś pick-up. W dodatku coś z nim nie tak, bo coś syczy i brzmi dziwnie, jakby nie chodził na wszystkie cylindry… “No tak, koleś wywalił cały szmal na felgi i zderzaki, a nie było go stać na naprawę silnika. Pozer.” Ale po kierowcy pick-upa widać, że chce się ścigać – “niech mu będzie, zostawię go z tyłu i tyle mnie widział”. 
Tylko, że to ten pick-up wygrywa wyścig. Z dużą przewagą. 
Na następnych światłach to samo.
I znowu.
Tym właśnie był GMC Syclone. Pogromcą wszystkiego co poruszało się po drogach. Postrachem Ferrari, Porsche czy innych Lamborghini. Z resztą, z czasem od 0 do 100 w 4.3 sekundy Syclone i dziś miałby niewiele konkurencji. Ja wiem, że są szybsze hot hatche, ale bądźmy szczerzy: nie są one tak cool jak czarny pick-up z turbodoładowanym V6. No sorry, ale nie. Wiecie co jeszcze jest ciekawe w przypadku Syclone’a? Maksymalna masa całkowita ładunku, jaki ten dostawczak mógł przewieźć to 300kg. Holowanie też niewiele pomagało, bo maksymalna masa przyczepy to 1200kg. Już przeciętny współczesny crossover potrafi więcej przewieźć!

1993 Ford SVT Lightning

Dowodem fajności Lightninga jest fakt, że Lady Gaga takiego posiada.

Ford od zawsze konkurował z Chevroletem. Dlatego gdy Chevy zaprezentował światu model 454 SS, to “Niebieski Owal” nie mógł być gorszy i tak właśnie powstał SVT Lightning. Oczywiście, co nikogo nie dziwi, SVT musiał być lepszy niż 454, więc miał więcej… kolorów. W tym jednym aspekcie był nawet lepszy niż Syclone, bo “Błyskawicę” można było mieć w 3 różnych kolorach: białym, czerwonym i czarnym. No, szaleństwo. A właśnie, SVT miał także więcej mocy niż konkurent ze stajni Chevroleta, bo całe… 240hp. Wow, brawo Ford, 10 koni, gratuluję. Warto jednak zaznaczyć, że Chevrolet potrzebował 7.4 litra by wycisnąć 230hp, Ford natomiast miał do swojej dyspozycji “jedynie” 5.8 litra. Co z tego, skoro w przeliczeniu na moc z litra pojemności, litr nie daje nawet 50hp?

1999 Ford SVT Lightning

Gdybym miał takie auto firmowe mógłbym być nawet ulotkarzem bez umowy.

Chyba nie tylko ja śmieszkowałem z mocy SVT Lightninga pierwszej generacji, bo w drugiej generacji Ford wziął się w garść i pozmieniał… wszystko. Nowa była rama, wygląd zewnętrzny i to co najważniejsze, czyli silnik. Jednostka napędowa tej “Błyskawicy” miała mniejszą pojemność niż poprzednik (5.4 vs. 5.8), ale za to była doładowana kompresorem. Moc? 360-380hp zależnie od rocznika. To dużo. Nadal nie tak dużo jak w przypadku El-Camino, ale wciąż dużo. I ludzie to docenili, czego dowodem jest fakt, że druga generacja Lightninga pojawiła się w pierwszej części Szybkich i Wściekłych jako auto, którym poruszał się Brian O’Conner na początku filmu.

2004 Dodge Ram SRT-10

V10. Tylny napęd. Manual. Nie, to nie jest opis Lamborghini, to RAM SRT-10.

Sparafrazuję starego mema, wybaczcie.
I HAVE A VIPER SRT-10
I HAVE A RAM
OH! RAM SRT-10!
Jak szalonym czasem w motoryzacji musiały być wczesne lata 00’ że Dodge stwierdził, że genialnym pomysłem i odpowiedzią na wszystkie potrzeby klientów będzie 500 konny pick-up? I to nie byle jaki 500 konny pick-up, bo mówimy o wielkim jak stodoła pojeździe, którego napędza V10 z Dodge’a Vipera. Mało szaleństwa? Napęd przekazywany jest tylko na tylną oś. Nadal mało? Skrzynia biegów to manual, nie ma kontroli trakcji i innych tego typu rzeczy dla mięczaków. Nie zapominajmy także, że Viper był bardzo trudny w prowadzeniu, a teraz rozkład mas jest jeszcze gorszy. Ah, chcecie powiedzieć, że to pick-up więc przynajmniej był praktyczny! Otóż, nie! Bo nad paką jest spoiler, który uniemożliwia załadunek dużych rzeczy. Świetnie. Tyle dobrego, że była dostępna wersja z długą kabiną i automatem, dla tych którzy chcą spojrzeć śmierci w oczy całą rodziną. 
Z ciekawostek należy zaznaczyć, że do tej pory jest to najszybszy seryjny pick-up na świecie – jego prędkość maksymalna to 246km/h. Nic go nie przebiło, nawet 700-konny Ram TRX, do którego przejdziemy później.

2010 Ford F-150 Raptor

I... Hopla!

Pierwszy pick-up na tej liście który nie próbuje być autem na tor, czyli Ford F-150 Raptor. W 2010 roku moda na SUVy i auta uterenowione nabrała rozpędu na dobre, a Ford postanowił to wykorzystać poprzez wdrożenie do produkcji kolejnej dzikiej odmiany swojego sztandarowego pick-upa. Tym razem jednak pomysł się zmienił. Tam gdzie Lightningi miały obniżony prześwit i twardsze zawieszenie, by lepiej radzić sobie z zakrętami na drogach asfaltowych, Raptor poszedł w drugą stronę. Zawieszenie poszło w górę, koła zrobiły się dużo większe, a ramę usztywniono, by lepiej nadawała się do jazdy w terenie. Dzięki tym oraz wielu mniejszym modyfikacjom Raptorem można wystartować w wyścigu Baja i mieć sporą szansę na powrót do domu na kołach.

2013 Mercedes G63 6x6

6 kół, 4 tony i V8 z dwiema turbinami. Chcę.

Pierwszy i ostatni europejski pick-up na tej liście. I jeśli myślicie, że europejski znaczy stonowany i delikatny to… jesteście w błędzie, bo 6×6 to najbardziej szalona, nienormalna, dzika i psychopatyczna wersja G-klasy. Od czego by tu zacząć… Może od silnika – ten potwór napędzany jest przez podwójnie doładowane V8 o pojemności 5.5 litra, które przekazuje moc na wszystkie koła za pomocą 7-biegowej przekładni automatycznej. Nie możemy także zapomnieć o tym, że G63 6×6 ma osie portalowe, co zwiększa prześwit i poprawia właściwości jezdne w szczególnie trudnym terenie (tak jakby blokada każdego dyfra nie była wystarczająca). Czy jest coś jeszcze… Masa też jest wybitna, bo wynosi aż 4.105kg. I tak, to znaczy, że potrzebujecie prawa jazdy kategorii C jeśli chcecie takim jeździć. Nie przeszkadzało to Polakom, bo to właśnie w Polsce sprzedało się najwięcej G-klas 6×6. Ciągle czuję, że o czymś nie napisałem. Coś mi wyleciało z głowy… A, no właśnie! Mercedes G63 6×6 ma 6 kół! SZEŚĆ! Wszystkie napędzane bez żadnego udawania. A dzięki temu, że ta Gelenda wyjeżdżała tak z fabryki, a nie jest dziełem tunera, jest to jedyny sześciokołowiec na liście.

2018 Ford F-150 Raptor

Silnik z wyścigówki Le Mans w pick-upie. C'mon.

Drugi Raptor na liście, bo Ford wie, że zawsze wszystko można udoskonalić. A w każdym razie, tak myśli. Widzicie, największą wadą drugiej generacji Forda F-150 Raptor jest to, że zrezygnowano z V8 na rzecz V6 EcoBoost. Jest to wada według większości entuzjastów, ja natomiast nie mam z tym wielkiego problemu, bo V6 o którym mowa jest spokrewnione z tym montowanym w Fordzie GT. Jakby no sorry, ale jeśli dwa Was pick-up z silnikiem z wyścigówki Le-Mans nie brzmi cool, to macie coś nierówno pod kopułą. Dorzućmy do tego fakt, że model z roku 2018 jest mocniejszy niż poprzednik no i już absolutnie nie ma się o co rzucać i obrażać.

2019 Ford Ranger Raptor

Zaskakująco groźny wygląd jak na auto, które osiąga setkę w ponad 9 sekund.

Ford wie, że wszystko można udoskonalić, ale wie też, że każdą gamę modelową można rozszerzyć. Dlatego teraz mamy Mustanga jako elektrycznego SUVa, a wersja ST już nie jest tylko domeną Fiesty i Focusa. Raptor także nie jest już tylko wielkim pick-upem, bo F-150 jest także dostępne w jego mniejszym bracie – modelu Ranger. I tak, Ranger Raptor to najwolniejsze auto na liście, ale to wcale nie powoduje, że nie jest szalone – jest po prostu tak szalone, jak tylko na to pozwalają europejskie warunki i przepisy. Na szczęście te przepisy nic nie mówią o zdolnościach terenowych i wyglądzie. Ford o tym wie (no co za mądry producent, no) i postanowił do Rangera wpakować wszystko co wrzucił do F-150, tylko w trochę mniejszej skali. Siup, mamy mały model, na małe wyścigi Baja. Sztos!

2021 Ford F-150 Raptor R

Widziałem takiego na żywo. Mogłem pod nim pompki robić.

Ford F-150 Raptor drugiej generacji roku żył stosunkowo krótko, ale nie ma w tym nic złego, bo już w sprzedaży jest trzecia generacja tego bestsellera. I generalnie plan był taki sam jak poprzedni: bierzemy F-150, wrzucamy do niego wszelki szpej jaki jest potrzebny do wyścigów Baja, a potem jeszcze trochę innego szpeju i fajrant, John, idziesz na steka? Z tym, że John nie poszedł na steka. John poszedł wsadzić do F-150 Raptora doładowane kompresorem V8 o pojemności 5.2 i mocy 700hp. Jednak mimo swojej smykałki do przerzucania silników John nie jest kreatywny, więc jak nazwał Forda F-150 Raptora z V8? Ford F-150 Raptor R. Dobrze, że zostały jeszcze tylko dwie pozycje, bo kończą mi się literki R, których mogę użyć.

2022 Ram TRX

Charakterystycznym elementem TRX'a jest znaczek RAMa, który nie ma wypełnienia.

Raptory to takie małe, groźne dinozaury. A wiecie co żywi się raptorami? T-Rexy oczywiście. I cyk, zagadka rozwiązana – Ram TRX nazywa się TRX, bo można to czytać jako T-Rex. Ba, w wielu miejscach tego monstrualnego pick-upa są nawet grafiki przedstawiające Tyrannosaurusa, który pożera Raptora. Cóż, powiedzieć, że Ram chce wklepać Fordowi to jak nie powiedzieć nic. Kojarzycie, że Raptor R ma 700hp? Ram TRX ma 702hp! I również wyciśnięte z V8, które również ma kompresor. Z tą różnicą, że Ram ma 6.2 litra, a nie jakieś plebejskie 5.2. A już pomijam fakt, że TRX po prostu lepiej brzmi i wygląda.

(W przyszłym roku) Tesla Cybertruck

Słyszałem, że ambasadorką Tesli Cybertruck jest Lara Croft z pierwszej części Tomb Ridera.

Tesla Cybertruck nie znalazła się na tej liście z powodu swoich osiągów. Ani też z powodu swoich wybitnych zdolności terenowych lub szosowych. Tesla Cybertruck znalazła się na tej liście tylko i wyłącznie z jednego powodu. Tym powodem jest wygląd. Cybertruck nie wygląda jak cokolwiek, co można spotkać na drodze. Nie, nie, od początku. Cybertruck nie wygląda jak cokolwiek. Kropka. I mam dwie prognozy związane z tym designem. Albo to będzie wtopa i nikt więcej czegoś takiego nie zrobi, albo wręcz przeciwnie – takie odklejenie od normy popchnie design dalej i spowoduje, że projektanci samochodów będą robić auta wyglądające lepiej, odważniej.

Przewoził wilk razy kilka, powieźli i wilka. Mam tylko nadzieję, że którymś z tych pick-upów, bo są one absolutnie czadowe. A chyba najbardziej czadowy jest fakt, że po latach budowania pick-upów do jazdy po asfalcie producenci zrobili zwrot o 180° i zaczęli budować pick-upy, które najlepiej czują się tam, gdzie asfaltu nie widać. I to chyba dobrze, jazda pick-upem w terenie wydaje mi się ciekawsza niż po asfalcie. 
Dajcie znać, który z tych pick-upów spodobał Wam się najbardziej. Ja chyba wybrałbym Syclone’a, bo jest cudownie, psychopatycznie szybki.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis:

czytaj inne wpisy:

Czym właściwie jest muscle car? I czy musi mieć V8 i RWD?

Odpowiedź powinna brzmieć “tak, musi”. Ale właściwie… to dlaczego? Muscle Cary to samochody mięśniaki, czyli groźne bestie, które straszą rykiem silników, onieśmielają ilością mocy i paraliżują agresywnym wyglądem z napiętymi kształtami. I co do tego nie ma wątpliwości. Ja jednak mam wątpliwości co do definicji tego rodzaju samochodu. Spójrzmy na przykład, co pisze na ten

Czytaj więcej »

Czarna magia tuningu czyli styl Donk

Duże felgi potrafią zepsuć wygląd samochodu. Ale nie w tym przypadku. Na pewno natknęliście się w internecie na zdjęcie auta na przerośniętych felgach. Na przykład nowego Camaro na obręczach tak wielkich, że prześwit wygląda raczej jak z terenówki, a nie jak auta sportowego. Na przykład coś takiego: zdjęcie: @Carscoopscom na Facebook’u To nie jest Donk.

Czytaj więcej »

Wyjaśnijmy sobie jedno: auta elektryczne mają zalety.

I nie, wcale nie chodzi o to, że dostałem kupę siana od Elona Muska. Głównie dlatego, że nie dostałem. Znaczy, jeśli miałbym dostać to z miłą chęcią podam numer konta. Ale póki nie dostałem (albo jesteście w stanie uwierzyć, że nie dostałem) żadnych pieniędzy by promować EV’ki to możecie być pewni, że moja opinia jest

Czytaj więcej »

F1 to ciężki kawałek chleba – tych 9 producentów się o tym przekonało.

Branie udziału w zawodach F1 może pójść w dwie strony – albo stracicie pieniądze i coś wygracie, albo stracicie pieniądze. Wyobraźcie sobie taki scenariusz: wygrywacie w “Turbo-totku – Loterii z Kompresorem” niesamowitą ilość pieniędzy. Naprawdę taki szmal, że głowa mała. Taką ilość cebulionów, że możecie wypełnić nimi skarbiec Sknerusa McKwacza i nawet nie poczuć różnicy.

Czytaj więcej »

Marcello Gandini zmarł – ale jego dziedzictwo będzie wieczne.

Czasem rozmyślam nad nieśmiertelnością. Czy jesteśmy w stanie ją osiągnąć? Okazuje się, że tak. I jest to zaskakująco… hm. Powiedziałbym, że proste, ale chyba nie o to słowo mi chodzi. To co mam na myśli to to, że osiągnięcie nieśmiertelności nie wymaga odprawiania szamańskich rytuałów lub grzebania w genomie człowieka i wydobywania najlepszych cech. Ani

Czytaj więcej »